Mam pełno wszystkiego, ale nic nie działa. Czyli dlaczego kupujemy buble.

Wiele z nas ma całą masę kosmetyków, ubrań, butów, urządzeń czy gadżetów które w jakimś sensie nie działają lub się nie sprawdziły. Bardzo często zajmują one całą masę miejsca w naszych domach, a my widząc je od razu się wściekamy, bo wiemy, że to nie jest to. Że nawet jeśli użyjemy, to będziemy się męczyć by uzyskać pożądany rezultat.
Z czysto logicznego punktu widzenia należałoby w tym momencie zadać dwa pytania:
  • czemu tego nie wyrzucisz?
  • dlaczego (znowu) kupiłaś coś, o czym prawdopodobnie widziałaś, że jest bublem?
 Oczywiście, odpowiedzi, powodów i wymówek każda z nas może wymienić całą długa listę. Niektóre punkty będą nawet sensowne. Na przykład:
  • dostałam w prezencie od mamy/teściowej/męża/chłopaka/dziecka/siostry/brata/przyjaciółki i głupio mi wyrzucić - czekam aż się zużyje/rozpadnie i wtedy się pozbędę z ulgą;
  • dostałam od kogoś, a nie stać mnie na kupno nowego/takiego jak chcę, więc używam tego, co mam;
  • nie było niczego innego w danym miejscu i czasie, a potrzebowałam - więcej nie kupię;
  • wydawało się dobre, nie spodziewałam się, że się nie sprawdzi.
Skoro logiczne i rzeczowe argumenty mamy za sobą, przejdźmy teraz do tych, które stanowią tę ważniejsza część listy:
  • podobało mi się;
  • było tanie;
  • zapomniałam, że poprzednio nie działało;
  • musiałabym iść do innego sklepu po tę jedną rzecz;
  • sprzedawczyni mi poradziła;
  • koleżanka powiedziała, że będzie dla mnie dobre;
  • miałam zły nastój;
  • zamierzam kiedyś to wykorzystać;
  • schudnę do tego rozmiaru;
  • przerobię trochę i będzie idealne - co z tego, że nie potrafię i nie zrobię;
  • stać mnie na nowe, ale to przecież działa... jakoś... ;
  • w sklepie miało inny kolor;
  • nigdy nie używałam, ale zacznę;
  • było tańsze niż to, co zwykle kupowałam;
  • było drogie, więc szkoda wyrzucić;
  • było drogie, więc musi być dobre;
  • zapomniałam, że już mam podobne;
  • boję się, że inne będzie jeszcze gorsze; 
  • reklama była fajna;
i tak dalej...

Oczywiście, jeśli nas nie stać na nowe to używajmy tego, co mamy starając się jednocześnie odłożyć potrzebną sumę na zakup właściwego urządzenia czy rzeczy. Jednak spójrzmy prawdzie w oczy. Kupujemy emocjonalnie. Taka jest nasza kobieca natura podsycana przez telewizję, czasopisma i internet. Nowa bluzka, buty czy kubeczek mają być lekarstwem na aktualne niepowodzenia w pracy, ułagodzeniem stresu czy rozwiązaniem problemów w związku. Nie będą, ale skutecznie nam się wmawia coś odwrotnego. Kup - poczujesz się lepiej. Doceń sama siebie. Spraw sobie odrobinę luksusu za 5,99.
BZDURA! Nieprzemyślane, emocjonalne zakupy niczego nie dają poza chwilową poprawą samopoczucia, która mija jak tylko wrócimy do domu i zobaczymy, że kupiłyśmy kolejnego bubla.


Kolejnym powodem jest lenistwo.
Jesteśmy w Biedronce i nie chce nam się iść do Rossmanna. Więc kupimy szampon Syoss zamiast Aussie albo krem Bell zamiast Wibo. I nie ma żadnego znaczenia fakt, że do innego sklepu mamy nawet bliżej, albo że będzie tam taniej i większy wybór. Kupujemy to, co jest, a potem jesteśmy niezadowolone.

Jeszcze jedną sprawą jest pozorna oszczędność.
Kupujemy rzeczy w teoretycznie tanich sklepach bo wydaje nam się, że nie mamy pieniędzy na porządniejsze. Mało tego - jesteśmy tak zafiksowane w swoich wierzeniach, że nawet nie sprawdzimy ile kosztuje coś, co jest "z wyższej półki". A przecież nie musimy teraz nawet wchodzić o sklepu żeby znać ceny towarów. Większość sieciówek ma strony internetowe, na których wszystko jest. Wystarczy poświęcić chwilę, a może okazać się, że to, za co płacimy jakąś kwotę w jednym miejscu gdzie indziej jest tańsze. Lub, że za te same pieniądze da się kupić coś o wiele lepszego. A wtedy oszczędność staje się realna.

Z powyższego akapitu wynika niemal bezpośrednio pewna niechęć do zmian.
Życie często wymaga od nas poszerzania swojej strefy komfortu, więc jeśli nie musimy czegoś modyfikować, to wolimy zostawiać tak, jak jest. Na zasadzie, że jakoś to będzie. No właśnie - jakoś. A może być lepiej - tylko czasem trzeba się przełamać i spróbować. Zwłaszcza jeśli to, co już mamy nam nie pasuje.

Jeśli wrócimy do listy, to znajdziemy na niej też punkty dotyczące namawiania nas. Czy to sprzedawca, czy osoba, z którą byłyśmy na zakupach - ktoś nam wcisnął bubla. I pół biedy, jeśli możemy to oddać po kilku dniach, jak się zorientujemy, że to nie jest to. Ale często wyrzucamy pieniądze w błoto na superśmieć. Niestety - ale asertywność jest sztuką, która części z nas jest zupełnie obca.

Opisałam chyba wszystkie główne grupy przyczyn, dla których kupujemy śmieci. Wiadomo - nie ustrzeżemy się przed nietrafionymi rzeczami do końca naszego życia, choć oczywiście im bardziej przemyślane będą nasze zakupy, tym mniejsza szansa na wpadkę. Jednak trzeba jeszcze pozbyć się tego, co mamy. W szafie, kosmetyczce i wszelkich schowkach. Wywalać buble, bo one i tak się nie przydają, a zajmują miejsce i emocje. Naprawdę szkoda życia na mieszkanie w śmietniku.

Oczyszczający żel do mycia twarzy ANEW - recenzja

Sierpień zniknął nie wiadomo kiedy, upał odpuścił o kilka stopni, a recenzji na blogu nie ma. Pora temu zaradzić.

Dziś przychodzę do was z recenzją kosmetyku, który nie podbił Internetu, a nawet mam wrażenie, że firma specjalnie go nie promuje. A szkoda, bo jego zakup okazał się strzałem w dziesiątkę.



Oczyszczający żel do mycia twarzy z serii ANEW od Avon jest przeznaczony do cery tłustej lub mieszanej. W przeciwieństwie do większości tego typu kosmetyków - tworzonych przeważnie dla młodzieży - producent kieruje swój wyrób do osób, których skóra pokazała już pierwsze zmarszczki. Zatem mamy tu trudne połączenie - pielęgnacja cery dojrzałej i oczyszczanie tłustej. I udało się, choć ciężko w to uwierzyć.

Jak widać na zdjęciu produkt mamy zapakowany w higieniczną tubkę. Na zdjęciu tego nie widać, ale całe opakowanie odrobinę opalizuje perłowo, a sam plastik jest taki, że pod światło widać zostało kosmetyku, co jest bardzo na plus.
W tubce mamy 150ml czegoś, co moim zdaniem żelem nie jest. Przypomina raczej w konsystencji odżywkę do włosów. I tez ma kolor kości słoniowej z perłowym połyskiem. Kosmetyk jest ważny 12 miesięcy od otwarcia. Fantastycznie się rozprowadza i ładnie się pieni. Ma zauważalny zapach, który trudno mi określić inaczej niż "elegancki", który jednak na skórze niemal natychmiast znika.

Zużyłam całe opakowanie, używałam go sumiennie co wieczór (rano przemywam twarz tylko tonikiem) i zauważyłam, że skóra naprawdę była oczyszczona z całodziennej tłustości, ale jednocześnie nie było efektu przesuszenia charakterystycznego dla wielu kosmetyków odtłuszczających. Poza tym nieco zmniejszyła mi się moja lwia zmarszczka - nie zniknęła, ale gdy używałam "żelu" to po około dwóch tygodniach widać było różnicę.

Ceny produktu nie podam, bo różni się w zależności od katalogu, jednak na pewno da się kupić w promocji co kilka tygodni.

Ogólnie jestem bardzo zadowolona i na pewno kosmetyk ten trafi do koszyka przy następnym zamówieniu. Oczywiście, na liście ulubieńców też ma już miejce.

Metoda małych kroków

 Nowy rok - nowa ja. Ile z nas składa sobie te obietnicę wraz z pierwszym stycznia? A potem okazuje się, że realizacja napotyka nieprzewidzi...