Znana youtuberka poleca a mnie się nie sprawdza. Dlaczego?

Bo nie jesteś znaną youtuberką.

I pewnie większość osób w ten sposób odpowie na to pytanie. Ja postanowiłam jednak ugryźć to zagadnienie z zupełnie innej strony. Być może bardziej odpowiedniej.

Zacznijmy od najważniejszego - dlaczego w ogóle korzystamy z poleceń?
A dlaczego mamy wyważać otwarte drzwi? Mało komu chce się na własnej skórze i portfelu wypróbowywać wszystkie kosmetyki dostępne w drogeriach i perfumeriach. I słusznie. Cała nasza cywilizacja opiera się przecież na udanym powtarzaniu utartych schematów. Zaś na tych co muszą do wszystkiego dojść sami patrzymy trochę jak na idiotów.
Pytamy o radę ludzi, których uważamy za mądrzejszych od siebie lub bardziej kompetentnych w danej dziedzinie. Stąd domy budują budowlańcy a po poradę zdrowotną idziemy do lekarza. Kiedy stajemy przed sprawą, z która nie możemy sobie poradzić sami pytamy również rodzinę i przyjaciół wierząc w ich dobre intencje oraz szczerą chęć pomocy. I zazwyczaj nie zawodzimy się.

W takim razie dlaczego w przypadku produktów z blogów i vlogów ta zasada nie działa?
Moim zdaniem dlatego, że korzystamy z niewłaściwych poleceń. To tak, jakbyśmy szli do aptekarza po radę w kwestii butów.
Nie twierdzę przy tym, że osoby, które nam coś polecają robią to dla pieniędzy i wciskają buble, ale raczej to my nie zwracamy uwagi na to, czy dana osoba "pasuje do nas". Różnimy się wiekiem, rodzajem skóry i kolorystyką. I trzeba wziąć to rzetelnie pod uwagę.
Znajdźmy kilku youtuberów i blogerów, a potem przyporządkujmy - ten ma cerę taką jak ja, ten pasuje kolorystycznie, ten jest w podobnym wieku - i może się nagle okazać, że to, co im się sprawdza zaczyna nam pasować. Kolory robią się właściwe, kremy działają jak trzeba i jest lepiej.

Kolejną sprawą jest to, że osoba żyjąca z YouTube czy bloga nie idzie na 8 - 12 godzin do sklepu na kasę, fabryki czy biura. Owszem - tacy ludzie sporo pracują, ale z pewnością w innych warunkach. I to też należy wziąć pod uwagę. A zachowanie się kosmetyku na twarzy jest mocno uzależnione od warunków zewnętrznych.

I ostatnia ze spraw do rozważenia. To, że ktoś zrobił filmik z jakimiś kosmetykami i nie powiedział, że poleca, to nie znaczy, że mu się spodobały. Czasami w warunkach umowy jest zawarte pokazanie produktów na kanale i tyle. Nie raz sama widziałam takie filmy. Zrobiony makijaż, kosmetyki dokładnie pokazane i zero opinii. W opisie filmu, że sponsorowany. Producent zapłacił, makijaż zmyty, a my sami dopowiadamy sobie, że youtuberce się podobało i poleca. Lecimy do drogerii, tam kupiony i... wtopiony. Chlup!

Wniosek nasuwa się zatem jeden. Rozsądnie dobierajmy osoby polecające, uważnie dowiadujmy się dlaczego coś im się podoba i dopiero potem sprawdzajmy na własnej skórze. Nie mówiąc o portfelu, bo nawet 20 złotych źle wydane to niefajna sprawa. A po wykonaniu zadania - na promocję do Rossmanna marsz!

Ulubieńcy kosmetyczni - marzec 2018

Wielkanoc minęła z tradycyjnym powrotem zimy, a od wczoraj wiosna pełną parą. I kwiecień. Zatem pora na marcowych ulubieńców. Tradycyjnie już - trzy kosmetyki bez których nie mogłam się obejść.

Ponieważ tym razem mamy w zestawie trzy różne kategorie, to wpisze się w kanon i zacznę od pielęgnacji. Produktem, który spodobał mi się już jakiś czas temu i chętnie do niego wracam jest Oczyszczający peeling do twarzy - drzewo herbaciane i ogórek z serii naturals od Avon. Jest to klasyczny peeling mechaniczny o drobniejszej (ale wyczuwalnej) ziarnistości i konsystencji pasty. Doskonały do cer tłustych i mieszanych.
Mimo swojej gęstości kosmetyk dobrze się rozprowadza po twarzy i łatwo zmywa. Jeśli się ktoś przyłoży, to rzeczywiście oczyszcza pory. Ma ładny, świeży zapach, który jednak nie utrzymuje się zbyt długo, co dla mnie jest zaletą. W tubce jest 75ml produktu, a że cena w zasadzie nigdy nie przekracza 10 złotych, to z czystym sumieniem polecam.

 Kolejną rzeczą, która podbiła moje serce jest kredka do brwi Brow Liner od Pierre Rene.


Jej dość szczegółową recenzję zamieściłam w tym wpisie, do którego przeczytania serdecznie zapraszam tych, którzy jeszcze tego nie zrobili.

Nad trzecim produktem tego zestawienia zastanawiałam się dość długo. Konkurencję wygrał jednak zapach gdy uświadomiłam sobie, że w zasadzie to od Bożego Narodzenia nie pachniałam praktycznie niczym innym niezależnie od pory dnia i okazji.
Woda toaletowa Mesmerize BLACK z Avonu może nie należy do szczytów osiągnięć świata perfumiarskiego, ale dobrze się ze mną komponuje. Bo według mnie zapach ma pasować do mnie, a nie mnie. Mały przyimek robiący kolosalną różnicę.
Ogólnie woda należy do ciężkich, wieczorowych zapachów. Raczej zmysłowa. Szczegółowy opis każdy znajdzie na stronie, lub w katalogu, więc nie będę się wymądrzała. Wiadomo - nie są to perfumy, więc z utrzymywaniem się jest jak jest, ale kilka godzin powinno dać radę. Zwłaszcza jeśli spryskamy włosy lub ubranie.
Katalogowa cena produktu jest dość wysoka i wynosi 70PLN za 50 ml, ale często trafiają się promocje - a 40 - 50 złotych można już dać. Tylko warto najpierw wypróbować, bo z zapachami jest naprawdę różnie.

I tak, trzy pozycje, trzy kategorie. Miesiąc za nami. Zapraszam oczywiście do dzielenia się swoimi ulubieńcami i opiniami w komentarzach. A tutaj linki do ulubieńców stycznia i lutego.

Metoda małych kroków

 Nowy rok - nowa ja. Ile z nas składa sobie te obietnicę wraz z pierwszym stycznia? A potem okazuje się, że realizacja napotyka nieprzewidzi...