Dawno niczego nie pisałam. Jakoś nie miałam weny, choć pomysłów całą masę. Spróbuję się jednak zmobilizować do częstszego umieszczania artykułów i porad.
Czasami zdarza się, że kupujemy coś gdyż nie mamy innego wyboru. Bierzemy co jest i tyle. Czasami udaje się odkryć nowych ulubieńców, ale ryzyko trafienia bubla jest spore. W ten sposób latem ubiegłego roku nabyłam recenzowany produkt. Byłam poza Wrocławiem, jedyną opcją była Biedronka, a mnie skończył się mój ulubiony żel/pasta do mycia twarzy z Avonu (jego recenzję znajdziecie
tutaj). Zatem kupiłam co było na zasadzie "lepszy rydz niż nic".
Kosmetyk zapakowany jest w plstikową butelkę z pompką. Pojemność 200ml, kosztował poniżej 10 złotych, więc cena przyzwoita. Sam żel ma przezroczysty kolor i dość gęstą konsystencję. Łatwo rozprowadza się po twarzy i raczej dobrze spłukuje. Kosmetyk jest ważny dwanaście miesięcy od otwarcia.
Producent obiecuje nam totalne oczyszczenie cery, zwężenie porów i odświeżenie skóry. Osobiście dwóch pierwszych skutków nie zauważyłam, nawet mam wrażenie, że w efekcie stosowania kosmetyku moje pory na policzkach nawet się poszerzyły. A co do odświeżenia - raczej nazwałabym je zamrożeniem twarzy. Żel zawiera kwas salicylowy, mentol i ekstrakt z eukaliptusa, co stworzyło mieszankę wybuchową. Za każdym razem gdy się nim myłam miałam wrażenie, że wypali mi oczy mimo starannego ich omijania. Tak samo jak tylko dostał się w pobliże ust trzeba je było natychmiast płukać a i to nie pomagało.
Generalnie żel myje i tyle. Ale używać się go nie da.
Na początku myślałam, że po kilku dniach się przyzwyczaję. Nic z tego. Za każdym razem jest tak samo. W dodatku bez efektu super oczyszczenia, choć trzeba przyznać, że nie przesusza skóry. Jak tylko mogłam kupiłam coś bardziej normalnego, a ten został awaryjnie.
Co tu dużo mówić - nie polecam. A szkoda, bo tani i łatwo dostępny.