Halka w stylu retro.

Dzisiejszy wpis jest dość nietypowy jak na ten blog, gdyż o szyciu jeszcze niczego tu nie umieszczałam. Ale może w przyszłości będzie więcej tej tematyki. Mam taka nadzieję.

Na początek chciałabym uprzedzić, że nie zajmuje się rekonstrukcją ubrań historycznych (przynajmniej na razie), natomiast chętnie noszę rzeczy, które można określić jako "w dawnym stylu" - długie, szerokie spódnice, gorsety itp. Zatem najnowszy wypełniacz mojej szafy tez jest całkowicie współczesny technicznie i jednocześnie wpisuje się w ramy dawnej estetyki.
Wpis ten można potraktować jako swego rodzaju kronikę wykonania, lub tutorial jeśli ktoś zechce odtworzyć opisaną procedurę. Oczywiście - uwagi mile widziane w komentarzach.

Dlaczego właśnie halka (a w zasadzie według współczesnej terminologii długa półhalka)? Bo mi jej po prostu brakowało. Mam długie sukienki, długa zimową wełnianą spódnicę, ale przy większych mrozach przydałaby się jeszcze jedna warstwa materiału. Zwłaszcza jak trzeba będzie zaśpiewać koncert kolęd w kościele.

Zaczęłam od nabycia dwóch metrów czarnej bawełny pościelowej o szerokości 160cm. I tu bardzo ważna sprawa. Pracowałam w hurtowni z materiałami i wiem jedno:
KAŻDY KUPIONY MATERIAŁ TRZEBA BEZWZGLĘDNIE WYPRAĆ PRZED POKROJENIEM W NAJWYŻSZEJ MOŻLIWEJ TEMPERATURZE. NAJLEPIEJ WYGOTOWAĆ.
Poważnie. Po pierwsze - naturalne włókna muszą się zbiec. Jedwab pierzemy TRZYKROTNIE w temperaturze min 60 stopni. A len obowiązkowo gotujemy. Żeby zachować żywe kolory należy do bębna pralki wlać trochę octu spirytusowego.
Drugim powodem prania jest to, że tkaniny, które kupujemy są po prostu brudne. W magazynach i sklepach jest masa kurzu (tkaniny pylą). Poza tym dotyka ich masa ludzi w czasie produkcji, transportu i w sklepie - wszystko, co mieli na rękach przenosi się na włókna. A w okresie grypowym cala masa klientów dodatkowo kicha...

Dobra, dosyć straszenia. Wyprałam, wyprasowałam i wycięłam. :-)
Dwa prostokąty o szerokości 92cm. Jeśli chodzi o długość to po prostu przecięłam materiał na pół.
Tu są dwie warstwy - przód i tył. Złożyłam je na pół tak, by boczne krawędzie leżały na sobie.
Przy okazji wyrównałam dolną krawędź.
W tym miejscu pojawia się ważna uwaga. Z długością halki celujmy tak, by "na gotowo" wyszło nam 2 - 3cm mniej niż spódnica/sukienka, po którą będziemy ją nosić.

Chyba trochę tych uwag dzisiaj będzie.

Ponieważ zamierzam mój wyrób nosić nie tylko pod sukienką z kontrafałdami, ale też do spódnicy uszytej z klinów, musiałam zwęzić nieco górę.
W tym celu przy górnej krawędzi odmierzyłam od środka 32 cm i poprowadziłam prostą linię do dolnego rogu tak, by efekcie uzyskać trapez. Przy okazji wyrównałam dół. Przed cięciem boku spięłam wszystkie warstwy szpilkami by nic mi się nie przesunęło.
W ten sposób dolne krawędzie mają szerokość 92cm, a górne 64cm. Dalej jest sporo nadmiaru w pasie i biodrach, ale nie tak dużo żeby miał się brzydko układać pod moją ciężką spódnicą z klinów.
Po odcięciu brzegów przesunęłam szpilki nieco bardziej do środka i zszyłam boczne szwy.
Jak zawsze - proste szycie najlepiej wychodzi mi na starej maszynie Łucznika.
Przy górnej krawędzi zostawiłam z obu stron otwarty kawałek na tunel na gumkę.
Operację powtórzyłam na drugim boku halki, po czym obrzuciłam obydwa szwy już na znacznie nowszym modelu naszej rodzimej marki.
Do obrzucania używam specjalnej stopki i ściegu G z dolnego rzędu. Bardzo fajnie się sprawdza.

Zanim wykończyłam pozostałe krawędzie wyrównałam też górny brzeg.


Wszystko obrzuciłam.

Ułożyłam i spięłam szpilkami tunel na gumkę.

 
Po czym zszyłam jego zewnętrzną stronę przedłużając boczy szew.
Następnie przyszyłam tunel, ale nie zawijałam brzegu do środka żeby niepotrzebnie nie usztywniać materiału przy talii. I tu pojawia się kolejna uwaga.
Zawsze zostawiam tunel otwarty z obydwu stron. Tak jest łatwiej dostać się do gumki gdyby trzeba było coś z nią zrobić. Poza tym gumka niezwykle rzadko jest krótsza niż połowa obwodu w pasie, więc gdyby się zerwała, to w jednej z dziur ona po prostu będzie dostępna. W tym wypadku dziury wyjdą w kształcie trójkątów.
Niestety na czarnym materiale aparat nie zawsze chce dobrze ustawić ostrość. 

Następnym krokiem było wciągnięcie gumki. Moja miała mieć 73cm - by nie być krótsza niż najwęższy obwód talii jaki może mi dać obecnie posiadany gorset. Odmierzyłam zatem 75cm, wciągnęłam w tunel i zszyłam na płasko trzema rzędami ściegu zygzakowego.

Teoretycznie wystarczyłoby teraz podłożyć dół i halka gotowa.  Ale ja chciałam falbankę na dole.
W tym celu pozostały materiał złożyłam wzdłuż na cztery i pokroiłam. Uzyskałam długie paski, które obrzuciłam ze wszystkich stron. Dwa z nich zszyłam krótszymi bokami. Jedną długą krawędź wąziutko podłożyłam, ale  tylko pojedynczo - nie chciałam zbyt grubej krawędzi.
Teraz przydały się ścinki z wcześniejszego etapu. Do maszyny zamontowałam specjalną stopkę do plisowania i po prostu zaczęłam eksperymenty. Gdy uzyskałam odpowiedni efekt splisowałam swoją wstążkę po niepodłożonej krawędzi.
Potem wzięłam się za przypinanie falbany nieco powyżej dołu halki, w czym niestrudzenie pomagał kot Behemot.
80 szpilek później:
Jak widać, tutaj zawijałam od razu niepodłożoną krawędź do środka.
Dobrze, że dokonałam przymiarki, bo okazało się, że wyszło mi krzywo. Spojrzałam na zegarek, stwierdziłam, że minęła 23 i uznałam, że odepnę i poprawię jutro.

Na drugi dzień wypięłam szpilki i uznałam, że jednak najpierw podłożę górny brzeg możliwie wąsko.
Może nie wyszło idealnie, ale to w końcu tylko bielizna. Najważniejsze, że fałdki zostały. Ponieważ nie były to idealnie gęste fałdy, zszyte dwa kawałki w zupełności wystarczyły, dając proporcję praktycznie 2:1.

Następnie podłożyłam dół halki. Znów pojedynczo i bardzo wąsko.
Tym razem narysowałam kreskę i już nie przypinałam falbanki, tylko ją bezpośrednio przyszyłam.
A oto efekt końcowy.

Jak widać - nie wyszło jakoś super szeroko. Dolna falbanka nie podnosi za bardzo sukienek, choć daje im odrobinkę objętości. Przy tym przyjemnie otula kostki. Zobaczymy, jak sprawdzi się zimą.

Metoda małych kroków

 Nowy rok - nowa ja. Ile z nas składa sobie te obietnicę wraz z pierwszym stycznia? A potem okazuje się, że realizacja napotyka nieprzewidzi...