Blogmas 24/23


 Wigilia. Tego dnia zazwyczaj ograniczałam się do złożenia świątecznych życzeń. Jednak ze względu na fakt, że dziś ostatnia niedziela adwentu, postanowiłam stworzyć "standardowy" wpis. A w zasadzie złożyć raport z wczorajszych dokonań, których było zdecydowanie za mało.

Ubraliśmy choinkę. Całą. Do końca.

Upiekłam ciasto dyniowe.

Upiekłam sernik.

Uszyłam woreczki.

Spakowałam prezenty.

Tyle w temacie.

Pudełka po bombkach niewyniesione, balkon i okna nieudekorowane, krem do ciasta niezrobiony i ciasto nieudekorowane. Dom nieposprzątany.

Tak wyglądał stan na dziś o 01:30. Szłam wtedy do wanny totalnie zmęczona całodzienną aktywnością z jednym marzeniem - wyspać się. Ale to dopiero jutro, nawet nie dziś. Dziś budzik zadzwonił o 7:30 żebym zdążyła na 9:00 do kościoła. Potem śniadanie i trzeba nadrobić to wszystko, czego nie udało się dotąd zrobić.

Kolacja wigilijna na 18:00, na szczęście blisko. Do zaniesienia ciasto, sernik, ryby i prezenty. Może uda się wziąć wszystko naraz. Zaoszczędziłoby to czasu.

W kalendarzu adwentowym Sylveco zostało mi ostatnie pudełko do otwarcia. Znajduje się w nim Vianek odżywczy balsam do ciała. Zostawiam na letnie wyjazdy.

Wszystkim, którzy mniej lub bardziej regularnie tu zaglądają, a także tym, którzy są tu pierwszy raz składam najserdeczniejsze życzenia zdrowych, pogodnych, spokojnych i pełnych miłości świąt Bożego Narodzenia. Życzę Wam żeby dobro, którym dzielicie się ze światem zawsze wracało do Was z nawiązką, a ludzie byli dla Was życzliwi.

Blogmas 23/23


 Sobota. Dla jednych już święto, a dla niektórych dzień wytężonej pracy. Niestety, mimo najszczerszych chęci zaliczam się do tej drugiej grupy...

Choinka stoi i świeci. Jest na niej nawet kilka bombek. Ale na tym koniec. Do powieszenia zostały jeszcze cztery wielkie pudła z ozdobami. Ale to na rano. W końcu można wstawić ciasto do piekarnika i pójść ubierać choinkę. Do obiadu powinno się udać załatwić obie sprawy. W końcu tych bombek jest skończona ilość. Zatem któraś po prostu będzie ostatnia.

A po obiedzie będę szyła woreczki. Do zwycięstwa. Na szczęście prezenty w tym roku są objętościowo mniejsze, więc powinno pójść szybciej niż w poprzednich latach. Poza tym - nie ukrywajmy - nie staram się żeby te szwy były jakieś super proste. To są tylko woreczki, które potem w większości lądują w szafie jako niepotrzebne. Wprawdzie ja później wykorzystuję je choćby jako woreczki na bieliznę na wyjazdy, ale chyba jestem jedyna. Rodzice i babcia po prostu trzymają je w szafach i nie bardzo wiedzą co z nimi zrobić. Ale to ich problem.

Do upieczenia sernik i ciasto dyniowe. Na szczęście to drugie jest sprawą na pięć minut, a pierwsze zajmie dwa kwadranse. Jako przerywnik do ubierania choinki w sam raz. Krem z mascarpone i bitej śmietany też nie zajmuje jakoś dużo czasu. Na szczęście, bo chyba bym się pocięła. Paznokci dziś nie przewiduję. Może jutro.

W kalendarzu adwentowym na dziś FeedSkin serum na przebarwienia. Trafia na półkę do wykorzystania od razu, póki dni nie są zbyt długie. Nawet jeśli to produkt do stosowania na noc, to tego typu kuracje nie lubią się ze światłem słonecznym, więc zima to dobry moment na ich przeprowadzenie. Wprawdzie osobiście nie mam widocznych przebarwień na twarzy, ale myślę, że to serum nieco odmłodzi mi skórę twarzy.

Blogmas 22/23

 

Piątek. Dla wielu osób ostatni dzień przedświątecznych przygotowań. Dla mnie przede wszystkim ubieranie choinki. Więcej pewnie nie zdążę. O ile nie okaże się, że kończyć będziemy jutro.

Wczoraj mój partner odwalił niesamowitą robotę. Zdjął wszystkie dywany i chodniki i umył pod nimi podłogi. Kosmos.

Za to ja ograniczyłam się do zrobienia wieczornych zakupów. Nawet nie wyprałam pędzli, choć jeśli tego nie zrobię, to nie będę się miała czym umalować w święta. Ale to zadanie zostawię sobie na jutro, zaraz po szyciu woreczków, pieczeniu ciast i kończeniu wszystkiego. Czy jutro może trwać 48 godzin? Bo by mi się przydało. W sumie to dzisiaj też. Może wtedy udałoby się zrobić paznokcie. A tak coś czuję, że będą gołe na święta.

Oczywiście, mieszkanie będzie posprzątane. Na tyle, na ile się da. Choinka będzie ubrana, ciasto zrobione i prezenty popakowane. Choćbym miała siedzieć do niedzieli rano.Bo inaczej świąt nie będzie.

Generalnie pieczenie ciast przeraża mnie najmniej. Dwa serniki, trzy ciasta dyniowe przekładane kremem na bazie mascarpone i krem waniliowy. W zasadzie powinnam się zamknąć w dwóch godzinach. Gorsze jest szycie woreczków.

Ale i tak najdłużej zajmie choinka. Żywa, kłująca i gęsta. I już nie mogę doczekać sie jej ubierania, choć będę to robić dopiero po pracy. Oczywiście, powieszę wszystkie bombki i wszystkie ozdoby. Jak co roku. A co roku kupuję coś nowego. I tym razem mam sporo - pierwsze opakowanie małych bombek dostałam od mamy już w październiku. Oprócz tego w grudniu dokupiłam cztery duże gładkie kule w kolorze zimnego różu - brakowało mi takich sporych do powieszenia na dole. A mama ostatnio przyniosła trzy średnie. Bo kupiła sobie i mnie. Zatem będzie co wieszać.

W kalendarzu adwentowym Sylveco Aloesove krem do rąk. Z pewnością trafi do torebki jak tylko mi się skończy obecny.

Blogmas 21/23

 

Czwartek. Trzy dni do świąt. A w zasadzie dwa. Dziś i jutro. Sobota i niedziela to dla wielu osób będą już święta. Szczególnie dla tych, do których ktoś przyjeżdża lub oni sami jadą do rodziny. Nie da się ukryć, że rzadko trafiają się cztery wolne dni z rzędu.

Wczoraj oczywiście prace nie posunęły się do przodu. Nie było na to szans. Za to na dziś mam solidne postanowienie sprzątania. Oczywiście - tylko z wierzchu. W szafkach już mi się nie uda poukładać. Co zrobiłam to moje.

Tak naprawdę to tylko jedna wymaga gruntownego uporządkowania. Szafka spożywcza. W niej miesza się na tyle często, że co jakiś czas po prostu trzeba poukładać na półkach. Reszta jakoś się utrzymuje w porządku. Ale tym razem na święta szafka spożywcza pozostanie nieuporządkowana. Zajęłoby to prawie cały dzień, którego nie mam. Wolę w tym czasie ogarnąć łazienkę i kuchnię.

I właśnie taki jest plan na dzisiaj. Kuchnia, łazienka, sypialnia i pracownia. Duży pokój zostawimy sobie na po choince. Tam się jeszcze nabrudzi. Tylko wyciągnę świąteczne obrusy z komody zanim choinka odbierze mi dostęp do szuflad. Na wszelki wypadek naszykuję dwa. Urządzam u siebie drugi dzień świąt, więc jeden obrus może nie wystarczyć. Wypadki spożywcze się zdarzają. Zwłaszcza jak jest tylko jeden obrus i średnia możliwość powieszenia prania. Dlatego naszykuję zapasowy.

Może po tym wszystkim uda mi się nawet pójść na trening. Chciałabym. Odpuściłam wtorkowy, nie wiem co będzie z jutrzejszym i sobotnim. Przez święta na pewno nie zajrzę na siłownię. A nie chciałabym robić tak długiej przerwy, bo stracę kondycję. A nie po to ją budowałam, żeby teraz w tydzień zaprzepaścić połowę wysiłku. Nie mówiąc już o kilogramach, które natychmiast wrócą jak tylko przestanę się ruszać.

W kalendarzu adwentowym na dziś Sylveco żel rumiankowy do mycia twarzy. Na razie na pewno trafi do szafki, a potem się zobaczy.

Blogmas 20/23

 

Zawsze jak piszę dwójkę z przodu na numerze blogmasa to wiem, że Boże Narodzenie dosłownie za moment. W tym roku jestem na nie wyjątkowo nieprzygotowana, ale pogodziłam się z tym ponad tydzień temu. Nie wszystko i nie zawsze jest idealne. Przez lata się udawało, a teraz jest inaczej. I już.

Wczoraj udało mi się nawet wykonać plan. Poszłam do Rossmanna i zlikwidowałam skrzynkę na balkonie. Dzięki temu mam dwie spore i mnóstwo małych cebulek lilii. Miały być czarne i czarno - białe, ale wszystkie okazały się bordowe.  Ciekawe, jakie wyjdą w przyszłym roku. I ile ich się pojawi. Bo podobno lilie bardzo łatwo rozmnożyć - wystarczy jedna łuska z cebulki i wyrośnie kwiat. Zobaczymy.

Dziś z pewnością przygotowania nie posuną się ani na jotę. Po pracy biegiem wrócę do domu, zjem obiad, pójdę na scholę, a potem jeszcze na zakończenie mam trening personalny. Zapewne wrócę przed północą. Nie kupię niczego i niczego raczej też nie posprzątam.

A zakupy zrobić muszę. Ser na sernik, mąkę na ciasto dyniowe, pewnie jakieś jajka i trochę świeżych warzyw. Oraz grzanki do zupy. Resztę w sumie mam.

Potem sprzątanie, ubieranie choinki, szycie woreczków, pieczenie ciast i... zrobi się niedziela. Wigilijna. Tak po prostu. Ale jestem na to gotowa. Odpocznę w sylwestrowy weekend.

Zgodnie z postanowieniem wczoraj na buzię wjechała maseczka peel off z węglem aktywnym od Isany. To chyba najmniej ulubiona przeze mnie forma tego typu kosmetyków. Ściąganie ich jest dla mnie zawsze problematyczne. Tu nie wyschła bo za grubo, w innym miejscu się rwie bo za cienka warstwa. Dlatego w sumie rzadko ich używam. Tym razem jednak zdecydowałam się na zakup i pewnie w końcu zużyję tę tubkę.

W kalendarzu adwentowym na dziś Rosadia mleczko do demakijażu. Mam z nim dylemat. Bo w sumie kończy mi się płyn micelarny. Z drugiej strony jest to idealny format na wyjazdy. Znów muszę się zastanowić, co z nim zrobię. Na pewno nie otworzę zanim nie skończę obecnej butelki.

Blogmas 19/23


 

Wtorek. W zasadzie cztery dni do świąt.

Zorientowałam się, że nie piszę Wam o maseczkach.  Może dlatego, że w większość wieczorów jestem już na tyle zmęczona, że nie nakładam żadnej podczas wieczornej kąpieli. Postanowiłam jednak, że w tym tygodniu się poprawię. W końcu zostało mi parę sztuk do zużycia.

I tak wczoraj nałożyłam maseczkę z różową glinką Face Boom. Lubię ten produkt, bo jest dość wygodnie zapakowany i wystarcza mi na co najmniej cztery użycia. Zatem cenowo wychodzi nawet przyzwoicie. Fajnie się też nakłada i zmywa. a dla mnie to jest zawsze bardzo ważny aspekt w tego typu produktach. Pewnie dlatego najbardziej lubię maseczki w płachcie. Są najwygodniejsze w użyciu.

Oczywiście mimo wzięcia home office nie udało mi się ogarnąć balkonu. Miałam tak dużo pracy, że posiedziałam nawet dłużej niż zakładałam. Czasem tak bywa. Może dziś się uda coś zrobić, choć wątpię. Czasu mało, a pracy nie ubywa.

Oczywiście, woreczki nadal nie poszyte. Obiecuję sobie, że siądę do tego we czwartek. Dziś ani jutro nie zdążę, nie ma szans. 

W kalendarzu adwentowym na dziś Biolaven żel do higieny intymnej. Wypróbuję od razu - moje ciało nie wszystkie tego typu produkty akceptuję, więc nie będę ryzykowała brania go z sobą na jakiś wyjazd. Jak się polubimy to zawsze mogę kupić produkt pełnowymiarowy i przelać do opakowania podróżnego. Zatem trafia do testów.

Blogmas 18/23

 

Poniedziałek. Ostatni przed świętami.

Ciekawe co się wydarzy. Bo że coś, to gwarantowane.

Mój tato już ma zamówione dwie roboty. My z partnerem jesteśmy przeziębieni. Jeszcze na moją mamę nic nie spadło, ale poczekajmy. Dzień się jeszcze nie skończył.

Dobrze, że mam home office na dziś. Może między pracą a korepetycjami uda mi się ogarnąć balkon. Bo to już ostatni dzwonek. Światełka nie powieszą się na nieuprzątniętej kracie i balustradzie. A oświetlenie balkonu musi być. 

Muszę też dokładnie sprawdzić ile mam mąki i cukru w domu - wydaje mi się, że mam zapas, ale nie jestem pewna czy wystarczający. Wprawdzie najwięcej potrzebnych będzie jajek, wiadomo jednak, że pozostałe produkty też lepiej mieć w zapasie. Jeść nie wołają.
Natomiast potrafią się skończyć z najmniej oczekiwanym momencie.

Wiem, powinnam to była ogarnąć w minionym tygodniu. Ale nie udało się. Podobnie jak wiele innych spraw z listy zadań. Nawet woreczki na prezenty nie są jeszcze uszyte. Dlatego muszę się tym zająć w najbliższych dniach.

I muszę się wykurować. Mam nadzieję, że dzisiejszy dzień w domu pomoże. Wczoraj nie poszłam na jedno śpiewanie ani na trening - nie dałam fizycznie rady. Strasznie żałuję, ale trudno. Musiałam poleżeć w łóżku, bo nie byłam w stanie nawet myśleć. Po południu zrobiło mi się lepiej, choć też nie do końca. Dlatego odpuściłam wszelką nadprogramową aktywność fizyczną. Wieczorem mam trening personalny i muszę być na tyle silna żeby go przeżyć.

W kalendarzu adwentowym na dziś SYLVECO WOW emulsja do mycia twarzy. Na razie powędruje do szafki, bo jeden taki mały żel mam już otwarty oprócz dużego, który się powoli kończy. Trzeciego produktu nie chcę zaczynać.

Blogmas 17/23

 

Trzecia niedziela adwentu. A tak naprawdę ostatnia przedświąteczna. Za tydzień Wigilia.

Dla mnie w zasadzie ten dzień nie istnieje. Wstałam i ogarnęłam się.

Po śniadaniu pójdę na pierwsze śpiewanie, wrócę, zjem obiad i pójdę na drugie śpiewanie. Jak wrócę będzie prawie dwudziesta. Przebiorę się i pójdę na trening. Nie za długi, bo rano trzeba wstać do pracy.

Dobrze, że obiad mamy ugotowany i wystarczy tylko odgrzać, to może się coś uda zrobić. Choć bardzo w to wątpię. 

Ale widocznie w tym roku tak już musi być. Może po to, bym mogła docenić te wszystkie lata, w których przygotowania szły i pójdą zgodnie z planem. Bo naprawdę czasem trzeba nam coś odebrać żebyśmy mogli poczuć ile ta rzecz czy sprawa są warte. I widocznie tym razem padło na przedświąteczne przygotowania.

Oczywiście, woreczki na prezenty dalej nie zostały poszyte. Ale obiecałam sobie, że zrobię to najdalej piątku. Tak, żeby w sobotę zrobić ostatnie sprzątanie i mieć już święta.

W kalendarzu adwentowym od Sylveco dziś Vianek kojący balsam do ciała. Wydaje mi się, że w zeszłorocznym też był. Jeszcze nie wiem, czy go otwierać, czy zostawić sobie na urlopowy wyjazd. Muszę się nad tym zastanowić.

Blogmas 16/23


 

Sobota. Tak naprawdę jest to ostatni weekend przed świętami, bo następnego naprawdę nie można liczyć.

Dziś przed południem mam jechać odebrać choinki. Potem trzeba je poroznosić, a potem pójść ubrać u babci, potem ubrać swoją, a na końcu prawdopodobnie jeszcze udać się do rodziców żeby im pomóc. I zanim zacznie się rano to już będzie noc. Może jeszcze uda się odebrać ryby.

A tym, którzy takiej rozrywki nie planują proponuje zrobienie zakupów spożywczych. Kupcie wszystko, co można przechować. Mięso, mrożonki, sery, śledzie - jeśli ktoś sam nie robi, a także ziemniaki, kasze czy makaron. W następnym tygodniu będzie więcej liudzi w sklepach, a jednocześnie mniej towaru. Wszyscy będą chcieli się wyprzedać przed trzema dniami bez handlu, więc kierownicy będą raczej ostrożnie zamawiać. Poza tym jak nie będzie tego, to sprzeda się coś, co normalnie ma mniej amatorów. I wszyscy będą zadowoleni. Poza nami, bo trzeba będzie kombinować. Dlatego polecam wycieczkę jutro, chyba, że jesteście już zaopatrzeni w produkty długoterminowe.

Ja na szczęście jestem. Więc będę mogła spokojnie ubierać choinkę. A w zasadzie trzy. Już jestem zmęczona. I jednocześnie nie mogę się doczekać, bo to chyba moje ulubione zajęcie. Zwłaszcza, że mam nowe bombki.

A w kalendarzu adwentowym na dziś Vianek łagodzący krem do twarzy na noc. Trafili idealnie, bo obecny właśnie mi się skończył. Zatem on nie trafi do szafki, tylko na półkę i będzie od razu używany.

Blogmas 15/23

 

Piątek, 15 grudnia.

Dziś wstałam wyjątkowo wcześnie. Nie dość, że do pracy na ósmą, to jeszcze mamy dziś wigilię firmową i musiałam się jakoś pomalować i ubrać nieco bardziej elegancko. Generalnie nie przepadam za imprezami służbowymi, ale co zrobić. Raz na jakiś czas trzeba. I lepiej, że jest teraz niż miałaby być za tydzień. To byłaby masakra. Przedświąteczny piątek zamierzam poświęcić na ostateczne sprzątanie kuchni, łazienki oraz pozostałych części mieszkania. Tak, żeby w niedzielny poranek wstać i nie mieć już niczego do zrobienia poza bezpośrednim ogarnianiem siebie.

Moje mocne postanowienie, że coś jednak zrobię daje rezultaty. Wprawdzie realizuję tylko najmniej czasochłonne punkty, ale zawsze to coś. Kwadrans tu, pół godziny tam i dwa punkty można skreślić. Niby nic, ale zawsze coś. 

Oczywiście, najbardziej pracochłonne rzeczy dalej przede mną i naprawdę nie mam pojęcia kiedy je zrobię. Chyba nie w tym roku.

Oczywiście plan był taki, żeby dziś rano lista była skończona. Tak... był taki plan. Jeszcze na koniec listopada. Że jak będzie choinka to zostanie tylko dekorowanie domu i takie ostateczne "bieżące" sprzątanie, czyli sanitariaty, lustra czy fronty i blaty w kuchni. Coś, co i tak robi się regularnie i w zasadzie nie wlicza do generalnego sprzątania. Najwyraźniej jednak z generalnego sprzątania nici, więc można powiedzieć, że jestem prawie wyrobiona.

Skoro dawka sarkazmu w poprzednim akapicie niemal przepaliła ekran to zaprezentuję kolejny kosmetyk z kalendarza adwentowego - Vianek nawilżający szampon do włosów. Oczywiście - znów idzie do szafki. W tym roku sporo tego jest, choć części produktów jednak używam. Ze cztery spadły mi niemalże z nieba, bo nie muszę już w tym roku uzupełniać kosmetyków, które akurat zdążyły mi się pokończyć.


Blogmas 14/23

 

 

Czwartek. Dziś już musiałam powędrować do biura. Nie jest to dla mnie jakiś szczególny problem, bo lubię zarówno sam spacer jak i przebywanie w pracy, natomiast konieczność zaniesienia laptopa i dokumentów jest już trochę uciążliwa. Torba swoje waży. Dobrze, że tylko w jedną stronę. W drugą wrócę już tylko z torebką.

 Wczorajszy dzień w domu dobrze mi zrobił. Trochę zregenerowałam się fizycznie. Praca, schola, chór, korepetycje i treningi sprawiają, że mimo wszystko jestem trochę przemęczona. Zwłaszcza, że ostatnie weekendy też nie należą do najlżejszych. Zawsze coś się wydarzy. A ten nadchodzący to już będzie totalny armagedon.

Zdajecie sobie sprawę z tego, że zostało już tylko dziesięć dni do świąt? 

Nie wiem, jak u Was z przygotowaniami, ale u mnie dalej nieciekawie. Na razie robione są drobiazgi, na grubsze rzeczy nie ma czasu ani siły. Zaczynam powoli godzić się z faktem, że w tym roku generalnych porządków raczej nie będzie. Sprzątnie się "z wierzchu" i tyle. 

Ja wprawdzie staram się utrzymywać porządek w domu i to nie jest tak, że w szafkach jest brud i bałagan, jednak przedświąteczne sprzątanie ma dla mnie niepowtarzalny klimat dobrych przygotowań. Paradoksalnie takie działanie pozwala mi również w pewien niewytłumaczalny sposób przygotować się duchowo na nadchodzące Boże Narodzenie. Wiem, że to dziwne, ale właśnie tak jest. Im więcej z listy zdołam osiągnąć, tym bardziej "świątecznie" czuję się w święta. Dlatego właśnie tak trudno jest mi pogodzić się z tegoroczna sytuacją. Chyba podświadomie boję się, że to może nie być to. Ale czas pokaże.

W kalendarzu adwentowym dziś Sylveco wygładzająca odżywka do włosów. Nie otwieram, zostawiam sobie na lato. Zwłaszcza, że 30ml akurat w przypadku tego rodzaju kosmetyku to dla mnie prawie porcja jednorazowa. Dlatego od razu trafi do szafki gdzie spokojnie doczeka do urlopu.

Blogmas 13/23


 Dziś mam home office. Co oznacza, że mogłam chwilę dłużej pospać. I z pewnością będę wcześniej w domu. Może dzięki temu uda mi się coś zrobić. Zobaczymy.

Swoją drogą, otwieram ten kalendarz adwentowy z Sylveco i powoli dochodzę do wniosku, że tegoroczny jest lepszy od poprzedniego. Ma bardziej różnorodne produkty, a sposób ich zapakowania i rozmiar powoduje, że część z automatu zostaje odłożona jako podróżna. A z drugiej strony można otworzyć każdy i w rozsądnym czasie zużyć. 

Pod tym względem jest chyba leszy od zeszłorocznego. W tamtym Były w zasadzie tylko balsamy, olejki i peelingi do ciała. Trafiły się też ze dwa produkty do rąk. W pewnym momencie okazało się, że miałam 20 otwartych słoiczków, które zużywałam trochę na siłę. Teraz mogę lepiej wykorzystać posiadane produkty. I o ile zeszłoroczna forma podania była może ciekawsza, to ta jest wygodniejsza. Poza tym jednakowy wymiar tubek - 30ml - sprawia, że część kosmetyków można uznać za pełnowymiarowe. A kawowe serum pod oczy (swoją drogą bardzo przyjemne i świetnie nadające się pod makijaż) to w zasadzie nawet podwójna porcja.

Zatem nie żałuję zakupu. W przyszłym roku tez postaram się kupić kalendarz od Sylveco. Może będzie równie dobry.

A na dziś w kalendarzy Vianek żel pod prysznic energetyzujący. Cieszę się, bo właśnie skończył mi się płyn do kąpieli. Zatem dziś wieczorem na pewno go otworzę.

Blogmas 12/23

 

 
 Wtorek, 12 grudnia.
W zasadzie można powiedzieć, że dziś jest środkowy dzień kalendarza adwentowego. U nas 24 grudnia to już de facto święto, więc można tego dnia nie liczyć. Zwłaszcza w tym roku.

Myślę, że jest to dobry dzień na drobny rachunek sumienia dotyczący świątecznych przygotowań. U mnie prezenty są już kupione z wyjątkiem dwóch rzeczy, ale to będzie załatwione do pojutrza. Woreczki nie zostały jeszcze uszyte. Sprzątanie leży i kwiczy, choć mikroskopijny progres daje się zauważyć. Stroje na święta też jeszcze nie są wyznaczone. Menu gotowe i część rzeczy już jest. Choinki i ryby zamówione. Ogólnie - wypada mocno średnio w stosunku do lat ubiegłych. 
 
Zwłaszcza w kwestii porządków. W ubiegłych latach w tym momencie miałam najczęściej ogarnięte szafki kuchenne i łazienkowe, a czasem nawet sprawy, które w tym roku nie znalazły się na żadnej z list. Bywa. Nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. Oczywiście, obiecuję sobie, że za rok będzie lepiej. Będzie, prawda?

Ale zostało jeszcze jedenaście dni. Nie poddam się i będę walczyć. Może, a nawet prawie na pewno, nie zrealizuję wszystkiego, co jest na liście, ale postaram się załatwić jak najwięcej punktów. Jeszcze nie wiem jak i nie wiem kiedy, ale zrobię to.

Wczorajszego balsamu z kalendarza adwentowego jeszcze nie otworzyłam. Mam dwa otwarte i chcę je najpierw zużyć. Natomiast dziś wyjęłam Duetus peeling do twarzy. Też na razie nie otworzę, bo jest to produkt mechaniczny, a takiego mam całą butlę. Ten zostanie na jakiś wyjazd.

Blogmas 11/23

 

 
I znów poniedziałek. W zasadzie można powiedzieć, że zaczyna się ostatni tydzień w miarę normalnej pracy. Potem będzie już tylko jakieś wariactwo.

Jeżeli komuś zostało coś do załatwienia ze spraw urzędowych, to proponuję się pośpieszyć. Podobnie ze wszystkimi innymi "służbowymi" rzeczami. W przyszłym tygodniu może być o wiele trudniej. Wszyscy myślami będą gdzieś między praniem, odkurzaniem, a pierogami i trzy czwarte spraw będzie załatwianych byle jak.

Oczywiście z wczorajszego planu mycia szafek łazienkowych udała się jedna trzecia. Trochę z mojej winy, a trochę bo tak się złożyło. Ale przynajmniej coś jest. Może dziś wieczorem coś się uda, choć nie robię sobie nadziei. Raczej wrócę z treningu i wpadnę do wanny.

Swoją drogą próba użycia maseczki peel - off podczas kąpieli w wannie nie przynosi najlepszych rezultatów. Produkt nie zastyga, więc zamiast go zdjąć muszę użyć gąbeczki i zmywać. Zatem bez sensu. Wczoraj użyłam maseczki z kolagenem od Bielendy, a przed nią tego produktu zmiękczającego. Może coś lepiej zadziałało.

W kalendarzu adwentowym Sylveco kojący balsam do ciała. Ma mieć chłodzący efekt, więc zastanawiam się, czy otwieranie go teraz to dobry pomysł. Może poczekać do lata albo chociaż wiosny? Zastanowię się jeszcze.


Blogmas 10/23


 Druga niedziela adwentu. Równe dwa tygodnie do Wigilii. Kiedy to minęło?

Czy Wy tez macie wrażenie, że grudniowe dni są o połowę krótsze od pozostałych? Jakby naprawdę czas biegł szybciej, bo przecież ilość godzin z naturalnym oświetleniem obecnie nie ma już żadnego wpływu na naszą aktywność. Przynajmniej teoretycznie.

Jednak w grudniu w ciągu tego samego czasu udaje się załatwić połowę tego, co w pozostałych miesiącach roku. Nie umiem wyjaśnić dlaczego tak się dzieje. Dlaczego codzienne zakupy spożywcze zajmują dwa razy tyle czasu, czemu wszędzie są korki nawet w niedzielę i czemu w pracy jest wieczny armagedon. Pewnie to ta osławiona magia świąt.

Wczorajsze imieniny wypadły fajnie. Tort bardzo smakował i był przepiękny. Jako swój udział liczę tylko nalewkę różaną użytą jako składnik płynu do nasączenia biszkoptu. Reszta to dzieło mojego partnera.

Trzy piętra białego i ciemnego biszkoptu ułożonego naprzemiennie przełożone gruszką z puszki i kremem na bitej śmietanie. Ozdoby z tego samego kremu zabarwionego na różowo, borówek i odrobiny posypki czekoladowej. Wyszło prześlicznie i przepysznie. Najlepszą pochwałą jest to, że prawie nic z niego nie zostało. A podany był po naprawdę sutym obiedzie z przystawkami.

Dziś w planie mam sprzątanie szafek łazienkowych. To powinna być w miarę szybka robota, na trzy godziny, nie więcej. Więcej zajmie wyciągnięcie wszystkiego i ułożenie na powrót niż samo mycie mebli. Ale od czasu do czasu zrobić to trzeba.

Do kuchennych szafek jakoś nie mogę się zabrać. Zrobiłam tę jedną i tyle. A przynajmniej szafka pod zlewem, spożywcza i ta z garnkami już naprawdę wymagają umycia i posprzątania. Te z talerzami i szkłem jakoś się jeszcze broną, ale trzy wymienione w poprzednim zdaniu wołają o pomstę do nieba. Jednak dziś się za nie nie wezmę. Nie mam weny. Może jakoś w tygodniu się uda.

Pamiętacie jak w zeszłym roku i dwa lata temu każdy wieczór to była inna maseczka na twarzy? W tym roku tak mi się nie udaje. Wczoraj wieczorem jednak postanowiłam wrócić do tego chlubnego zwyczaju i użyłam peelingu z Ziaji, a po nim oczyszczającej maseczki peel-off z aktywnym węglem od Isany. To tak dla oczyszczenia skóry po dniu w makijażu. Dziś natomiast użyję maseczki z kolagenem od Bielendy. Takiej z jednorazowej saszetki. Może mnie troszkę odmłodzi.

W kalendarzu adwentowym dziś Feedskin serum nawilżające. Jest to produkt zawierający betulinę, który zapewniać odpowiedni poziom nawilżenia. Cieszę się, bo zimą lubię sobie coś takiego nałożyć pod krem na noc, a niczego takiego sobie nie kupiłam na ten sezon. Swoją drogą serum o pojemności 30 ml można w zasadzie uznać za pełnowymiarowy produkt, więc tym bardziej na plus.

Blogmas 9/23

 

Sobota. Dla mnie kolejny dzień, w którym prace raczej nie posuną się naprzód.

Rano mam trening personalny. Ostatnio po takim czymś wróciłam do łóżka i spałam jeszcze godzinę. A po południu idę do babci na imieniny. Oznacza to, że jak odpocznę to będę mogła się tylko wykąpać, ubrać i pomalować. Potem pójdę i pomogę w ustawianiu stołu i innych tego typu sprawach. Wrócę wieczorem.

W ramach prac przedświątecznych udało mi się umyć wczoraj drzwi i futryny w mieszkaniu. I tak nieźle, biorąc pod uwagę mój plan dnia. Za to nie poszłam na trening. Uznałam, że do rana nie zdążę się zregenerować. Poza tym musi być czasem dzień odpoczynku, bo i tak się zamęczam według mojego trenera. Trzy treningi siłowe i trzy cardio w tygodniu to podobno za dużo. Nie wiem, mi się podoba.

Pamiętacie jak wspomniałam o katastrofie?

Mnie osobiście jeszcze żadna nie dotknęła ale moich rodziców już tak. Wyłączyli im gaz w kamienicy. Nie mają ani ciepłej wody ani ogrzewania. Do odwołania.

Dobrze, że na działce była mała dwupalnikowa kuchenka elektryczna, to tato przywiózł. Tato chyba dokupił grzejnik, więc sobie poradzą. Tylko mama wszystko, co miała zamiar zrobić u babci piekła u siebie w piekarniku i dziś tylko odgrzeje. W ten sposób pół mieszkania nagrzali za pomocą wychładzania piekarnika. Dobrze, że ogólnie oboje są zimnolubni i siedemnaście stopni w mieszkaniu przez kilka dni nie stanowi dla nich większego problemu. A co do kąpieli - w mieszkaniu obok nich mieszka druga moja babcia i ona ma ciepłą wodę z bojlera i ogrzewanie na prąd. Zawsze mogą skorzystać.

Tym, którzy jeszcze tego nie zrobili, proponuję poświęcenie tego weekendu na generalne porządki. Tak, żeby na przedświąteczny tydzień zostały tylko ostatnie sprzątania, których i tak nie można zrobić wcześniej. Ja spróbuję chociaż część zrobić jutro. Może się uda.

W kalendarzu adwentowym na dziś Vianek szampon wzmacniający. Nie używałam go nigdy, ale nie będę otwierać. Zostawię sobie jako wyjazdowy.

Blogmas 8/23

 

 

Dziś  święto Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny. W niektórych krajach jest to dzień wolny od pracy. U nas akurat nie, ale biorąc pod uwagę fakt, że my i tak mamy mało dni świątecznych w porównaniu z innymi europejskimi państwami, to wcale mnie to nie dziwi.

Wczorajszy dzień upłynął mi raczej spokojnie. Praca z domu czasem ma swoje zalety. Udało mi się też zrobić naprawdę fajny makijaż do służbowej sesji zdjęciowej. O ile na żywo wyglądał jak typowa tapeta, to na zdjęciach prezentował się bardzo elegancko. Magia obiektywu.

Oczywiście po powrocie niczego już mi się nie udało zrobić z zaplanowanych prac. Zmyłam tylko makijaż, nałożyłam pielęgnację i poszłam na siłownię. Miałam zajęcia grupowe na kręgosłup, a po nich trening personalny. Teoretycznie niewłaściwa kolejność, ale nic się na to nie da poradzić. Przeżyłam i nawet nie było tak źle.

Ogólnie mam nieodparte wrażenie, że mocno nabieram kondycji. Nie liczę długości serii żeby się samej nie zablokować na jakiejś liczbie, robię dopóki mogę, ale wydaje mi się, że z każdym treningiem udaje mi się wykonać coraz więcej powtórzeń. Pomału też zwiększają się obciążenia. Zatem progres jest.

Wczorajszy żel pod prysznic ma neutralno - męski zapach, więc oddałam go Adamowi. Recenzji się nie spodziewam. Dziś natomiast w kalendarzu tez Aloesove żel myjący do twarzy. Porównam sobie z tym z zeszłego tygodnia.

Blogmas 7/23

 

Nikt nie potrafi odwalić takiego numeru jak własny facet. Po prostu nikt.

Umówiliśmy się przedwczoraj wieczorem, że jak wrócę z pracy (wczoraj) to zdejmiemy firanki, ja nastawię pranie, pójdę na scholę i powiesimy je jak wrócę. Akurat będą gotowe. Proste, prawda? 

Nie, tak nie można zrobić. Po co trzymać się ustaleń? Uszanować jakiś plan?

Wróciłam z pracy i co? I firanki wyprane i powieszone. We właściwą stronę nawet.

I co ja mam z takim zrobić?

Przecież nawet ponarzekać nie bardzo mogę... Zwłaszcza, że biedak się umęczył, bo firana do dużego pokoju ma 6 metrów. Więc samemu naprawdę musiało być mu ciężko ją powiesić po praniu. 

Kochany wariat.

Waga tez mi zrobiła mikołajkowy prezent. Pokazała kilogram mniej niż przez ostatni tydzień. A to zawsze miła sprawa.

Jasne, że wynik na wadze to tylko cyferki i wcale nie musi świadczyć o tym, że się schudło lub przytyło. 2 kg więcej lub mniej w ciągu doby to może być efekt zjedzenia czegoś, co się wolniej trawi i jeszcze z nas nie wyszło lub związania wody czy glikogenu w mięśniach. Ale zawsze miło zobaczyć, że ćwiczenia i próba pilnowania spożywanych kalorii dają efekty.

W pracy na dziś i jutro mam zaplanowany home office.

Miałam mieć tylko na jutro, ale ze względu na robienie zdjęć na firmową stronę postanowiłam zostać w domu żeby móc się spokojnie przygotować do sesji i nie być u fotografa w zmęczonym makijażu i nie do końca czystej bluzce. Zwłaszcza, że mamy być w białym. Chyba nie muszę mówić jak by się to skończyło gdybym tak poszła do pracy?

Ale może dzięki temu uda mi się coś zrobić z zaplanowanych prac.

Wprawdzie na wieczór mam zajęcia grupowe na siłowni i po nich trening personalny, ale mam cichą nadzieję na zajęcie się choć jedną szafką w kuchni. Zobaczymy.

Wczorajszej pasty z kalendarza adwentowego nie otworzyłam. Będzie na wyjazd latem. Dziś dostałam coś ciekawego - ALOESOVE żel pod prysznic i szampon 2 w 1. Kojarzy mi się tak raczej męsko - jeden kosmetyk do wszystkiego. Ale wypróbuje wieczorem jako żel. Włosów raczej nie będę nim myła.

Blogmas 6/23

Mikołajki. Byliście grzeczni? Czy dostaliście rózgę?

Co roku obiecuję sobie, że na ten dzień przygotuję specjalny post, w którym dokładnie opiszę legendę o świętym Mikołaju opierając się na tradycji i hagiografii. I co roku zapominam odpowiednio wcześnie przeprowadzić stosowne przygotowania. Ten sezon nie jest wyjątkiem.

Może przyszły będzie. Choć mam co do tego duże wątpliwości.

Oczywiście z trzech stron kalendarza przedświątecznych robót mam wykonaną dokładnie jedną rzecz. Na wczoraj nawet niczego nie planowałam. Praca, szybki obiad, chór i biegiem na trening personalny. Wróciłam o 23.

Z przyjemnością położyłam się do wanny. Umyłam głowę, nałożyłam odżywkę na włosy, a na buzię maseczkę przeciwzmarszczkową z Isany w podwójnej saszetce. Nie stosowałam jednak preparatu z Ziaji. On raczej nie jest do codziennego użytku.

Wczorajsze serum pod oczy z kalendarza adwentowego jest bardzo fajne. Lekkie, zatem nadaje się pod makijaż. Po jednym użyciu trudno mi stwierdzić jakąkolwiek skuteczność działania, ale nawilżenie jest. Tylko zapach okazał się strasznie intensywny. Prawdziwie kawowy. Na szczęście dość szybko się ulatnia i jest bardzo naturalny, więc nawet osoby, które nie lubią mocno perfumowanych kosmetyków nie powinny mieć z nim problemu.

Dziś w kalendarzu Sylveco pasta do zębów z fluorem. Nie wiedziałam nawet, że mają taki produkt w swojej ofercie. Pojemność opakowania to 30ml i zastanawiam się czy nie zostawić jej sobie na jakiś wyjazd. To w końcu idealny formaty podróżny, a na opakowaniu napisali żeby zużyć w ciągu trzech miesięcy po otwarciu. Zatem chyba na razie trafi do szafki zamiast na półkę.

Blogmas 5/23


I co wydarzyło się w poniedziałek?

U mnie w sumie nic strasznego. A to znaczy, że katastrofa ma szanse nadejść znienacka.

Postanowiłam znów intensywniej zadbać o cerę. Dwa lata temu kupiłam kilka maseczek w większych opakowaniach, w zeszłym miałam kalendarz adwentowy z jednorazowymi saszetkami. W tym roku kupiłam jedną standardową tubkę maseczki oczyszczającej z węglem aktywnym od Isany, jedną z różową glinką, która starczy na jakieś trzy użycia i kilka pojedynczych saszetek. Będę testować. Zwłaszcza, że mam w swoich zasobach produkt od Ziaji który stosuje się przed maseczką żeby rozpulchnił skórę. Wydłuża to wprawdzie trochę całość zabiegów o kwadrans, ale trudno. Raz do roku można sobie pozwolić.

W pozostałych miesiącach zwykły żel, od czasu do czasu peeling, a maseczka może raz na kwartał. Serum, krem to sprawa oczywista, ale takie z takimi dłuższymi zabiegami pielęgnacyjnymi jakoś mi nie po drodze.

Wczorajszy płyn do kąpieli pachnie winogronami i ładnie się pieni. Raczej nie kupie dużego opakowania, bo nie jest to mój ulubiony zapach. Zostało mi jeszcze na jedno użycie.

Dziś w kalendarzu Feedskin serum pod oczy. 30ml to całkiem spora porcja produktu. Według informacji na opakowaniu nadaje się jako krem i jako maska. Zobaczymy czy moja skóra się z nim polubi.

Blogmas 4/23

 

 

I znowu poniedziałek. Dla mnie to dzień, w którym niewiele zrobię. Rano do pracy, potem bez obiadu na korepetycje. Dobrze, że trening personalny przesunęłam na wtorek wieczór, to może uda mi się cokolwiek zrobić.

Wczoraj jakoś tak się niefajnie czułam, że zdrzemnęłam się po śniadaniu, a popołudnie spędziłam na telefonie. Poszłam wieczorem na trening personalny i dopiero po kolacji jakoś się zebrałam za umycie najłatwiejszej z szafek. Zawsze to coś.

Swoją droga stwierdzam, że wykupienie karnetu na siłownię i zajęć z trenerem to był strzał w dziesiątkę. Czuję się i wyglądam dużo lepiej niż dotąd. Owszem, po dziewięćdziesięciominutowej sesji wychodzę zmęczona jak koń po westernie, jednak efekty są tego warte. Po pięciu tygodniach ubyło mi około dwa kilogramy, ale za to widzę, że zdecydowanie zmniejszył mi się brzuch i biodra. Z ramion też jakby ubyło. 

Przy okazji widzę niesamowitą poprawę postawy szczególnie w okolicach odcinka lędźwiowego, czyli tam, gdzie zawsze miałam problem. Jestem bardziej wyprostowana i nawet jak w sobotę przyniosłam bardzo ciężkie zakupy to nie bolał mnie tak zwany krzyż. Nie wspominam nawet o fakcie, że zaczynam sama z siebie wciągać brzuch. Generalnie - jest super. Zobaczymy jak długo wytrzymamy. To znaczy ja i mój portfel.

W kalendarzu adwentowym na dziś czeka na mnie Sylveco płyn do kąpieli z pianą. Zobaczę wieczorem jaki ma zapach. 30ml to o tyle fajna ilość, że powinna wystarczyć na co najmniej dwa użycia. Może nawet na trzy, choć te tubki mają spoty otwór i ciężko skontrolować ilość kosmetyku.

Miłego poniedziałku.


Blogmas 3/23

 

Z kościelnego punktu widzenia dziś zaczyna się adwent. Najkrótszy jaki może być.Oczywiście wczoraj nie udało mi się nawet ruszyć szafek kuchennych. Wróciliśmy nad ranem ze spotkania, trochę pospaliśmy i po śniadaniu zrobiła się trzynasta. Zakupy spożywcze o czternastej, potem poszłam do Rossmanna, obiad... na siłowni wylądowałam o 19:20. Dobrze, że wyniosłam śmieci. Dziś mam nadzieję, że uda mi się nadrobić wczorajszy plan. Jeżeli nie, to nie wiem, czy te szafki zostaną posprzątane. Wolałabym, żeby chociaż częściowo się to udało.
Podobnie jak pranie firan i mycie okien. Wiadomo, że w mroźny dzień okna źle się myje, ale ciągle mam nadzieję, że się uda. Firany wypiorę na pewno. Już się domagają powoli.
 
Miałam nadzieję, że dziś siądę do szycia woreczków na prezenty ale chyba muszę to odłożyć na inny termin. Sprzątanie w szafkach ważniejsze.
Swoją drogą to normalne, że nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. Powiedziałabym nawet, że rzadko kiedy tak się udaje. Oczywiście - planować trzeba bezwzględnie - miejmy jednak na uwadze fakt, że życie ma na ten temat swoje zdanie. Wyjdzie co wyjdzie. Ja cieszę się z tego, że mam zrobione zakupy na najbliższych kilka dni. To też jest ważne. Zwłaszcza, że dziś niedziela.
Swoją drogą, dla mnie wszystkie niedziele mogłyby być niehandlowe. Cieszą mnie otwarte Żabki i nawet czasem coś w nich awaryjnie kupię, ale bez nich też da się przeżyć. I choć rozumiem sytuacje nagłe typu cieknący kran, to mimo wszystko lubię niedziele bez otwartych sklepów. Po prostu. Jest to dzień święty i należy go święcić. Iści do kościoła, a po południu na spacer. Teraz jeszcze można na jarmark.

W kalendarzu adwentowym dziś czeka na mnie Vianek maska do włosów. Sprawdzę ją jednak dopiero we wtorek wieczorem jak będę myła głowę. Dziś mam zaplanowany peeling buzi, ale wykonuje go od jakiegoś czasu kosmetykiem z serii Ziaja med. Mnie on pasuje, choć nie polecam go osobom o wrażliwej cerze, gdyż jest to peeling mechaniczny drobnoziarnisty, zatem może podrażnić co delikatniejsze buzie. Natomiast cery tłuste z pewnością się z nim polubią.

Wczorajszy żel myjący do twarzy okazał się raczej delikatny. Ma bardzo przyjemny, ziołowo - owocowy zapach. Będę go używała na przemian z moim stałym ostatnio żelem od Ziaji z serii manuka. 30ml powinno na trochę starczyć.

Blogmas 2/23

 

Sobota. Jeden z dwóch dni, które w całości będę mogła poświęcić na przedświąteczne porządki.

Plan na dziś jest prosty - wysprzątać wszystkie szafki kuchenne. W moim wypadku to zadanie na cały dzień. Zanim wszystko wyjmę, umyję wnętrze i poukładam z powrotem to trochę czasu minie.

Oczywiście - każdą szafkę robię od początku do końca. Zdejmuję drzwiczki, wyjmuję zawartość, potem półki. Wszystko myję i powoli układam. Na koniec wieszam drzwiczki i... zaczynam od nowa z następną.

W ubiegłych latach mogłam je robić pojedynczo w ciągu tygodnia, tym razem muszę wszystkie na raz. Tak bywa. Jak się uda to umyję jeszcze kafle, ale szczerze mówiąc - nie liczę na to za bardzo. Będą musiały poczekać na inny dzień.

Poczekać też będą musiały woreczki na prezent, choć materiał już jest. I nawet same prezenty praktycznie wszystkie przyszły. Został mi jeden do kupienia, ale to chyba zrobię stacjonarnie.

Szczerze mówiąc jestem zadziwiona tym, jak szybko przysłano mi wszystko co zamówiłam. Zakupy robiłam wieczorem w Black Friday, a większość rzeczy przyszła już w poniedziałek i wtorek. Jedna paczka tylko została dostarczona we czwartek. A zamawiałam z różnych miejsc - Bielendy, Eveline, Ziaji ale też od kilku specjalistycznych sprzedawców przez Allegro. Być może po prostu zatrudniono dodatkowe osoby na ten okres. Albo w tym roku mniej ludzi robiło tego dnia zakupy. Trudno mi powiedzieć.

Zapomniałam Wam napisać, że w tym roku znów zamówiłam kalendarz adwentowy od Sylveco. Dotarł na czas i ma przepiękny nadruk. Jest też bardziej kompaktowy niż w zeszłym roku. Niestety, fantastyczne szklane słoiczki zastąpiono w nim zwykłymi plastikowymi tubkami. Za to chyba wszystkie produkty mają po 30ml - w zeszłym roku część miała po 10. Ale nie chcę zaglądać do wszystkich na raz, więc tylko spekuluję.

Na razie napiszę tylko, że wczoraj dostalam 30ml szamponu od Biolaven, a dziś Duetus - żel do mycia twarzy. Szampon znam, miałam kiedyś pełnowymiarowy i był bardzo sympatyczny, więc go nie otwierałam. Zostawię sobie na jakiś wyjazd. Żel wypróbuję wieczorem i dam Wam znać.



Blogmas 1/23

 

Miało go nie być.

Dawno niczego nie pisałam, nie miałam inspiracji. Pomyślałam też, że pisanie co roku blogmasa może być nudne - przede wszystkim dla czytelnika. W końcu ile razy można czytać o sprzątaniu, myciu okien, ubieraniu choinki i pakowaniu prezentów?

Stwierdziłam jednak, że warto jeszcze raz, bo ten adwent jest wyjątkowy. Ma tylko trzy weekendy.

Zapytacie - jak to? Są przecież cztery niedziele.

No niby są. Tylko weźmy pod uwagę, że czwarta z nich wypada w samą wigilię - zatem weekend 23-24 grudnia jest tak naprawdę częścią świąt i raczej nie zaliczałabym go do czasu na poważne przygotowania. Zwłaszcza jeśli spodziewamy się gości. Możemy być pewni, że przyjadą już w sobotę. Zatem ten weekend odpada.

Zostały zatem tylko trzy. Mało tego, również dni powszednich nie będzie wcale więcej. Jeśli nie załatwimy czegoś do 15 grudnia ze spraw urzędowych to raczej nie spodziewajmy się, że uda się to zrobić przed 6 stycznia. Tydzień 18 - 22 grudnia to będzie dopinanie najpilniejszych spraw przemieszane z wigiliami firmowymi, urlopami oraz zwolnieniami lekarskimi we wszystkich instytucjach i firmach, nawet tych mniejszych. Zatem okres ten zostawmy najwyżej na robienie zakupów spożywczych oraz drobne pranie odzieży. Oraz reagowanie na bieżące katastrofy. Bo coś na pewno się zdarzy, nie łudźmy się.

Zresztą weekend 16-17 grudnia tez w zasadzie jest już zaplanowany - jest to idealny czas na kupowanie i ubieranie choinki oraz dekorowanie domu. Co oznacza, że do tego momentu wszystkie "grubsze" przygotowania do świąt powinny być już za nami. Przynajmniej w kwestii porządków. Niech zostaną tylko kurze do starcia i lustra do umycia. I obrusy do prasowania.

Osobiście mam już gotową listę zadań z tradycyjnym podziałem na rzeczy, które być muszą, powinny, i chciałabym żeby były zrobione. Jeśli jeszcze takiej nie posiadacie - dziś jest ostatni moment żeby ją zrobić. Najlepiej z rozpisaniem prac na poszczególne dni. Ułatwi to zastosowanie rozsądnej kolejności działań tak, żeby na wszystko starczyło czasu i pozwoli zminimalizować stres. A także na bieżąco monitorować postęp przygotowań i reagować na niespodziewane wydarzenia przeszkadzające w spokojnej realizacji planu.

Bo spokój jest tu kluczem. Oraz takie rozplanowanie czasu by przy wigilijnym stole mieć dobry nastrój i nie lecieć z nóg ze zmęczenia. Ze swej strony postaram się Wam w tym pomóc.

Aha - jeśli zamierzasz się odchudzić do Świąt - nie wiem czy jest to najlepszy z pomysłów. Grudzień jest najbardziej stresującym miesiącem w roku, mocno zapracowanym i dokładanie sobie dodatkowego obciążenia psychicznego w postaci zmiany diety raczej nie przyniesie pożądanego efektu. Jeśli wcześniej coś robiłaś w kierunku zmiany wagi - kontynuuj to. Ale jeśli dopiero zamierzasz przejść na dietę - odpuść. Przy zwiększonej ilości obowiązków, kolejkach w sklepach i stresie w pracy związanym ze skróconym miesiącem może się to skończyć toksycznym cyklem odchudzania w dzień i zajadania stresu wieczorem. A tego nie chcemy.

Zadanie na dziś - lista zadań z podziałem według ważności. I z rozpisaniem daty.

Znów nadszedł ten czas...

 ... kiedy kochanek przestał mieścić się w szafie.

Oznacza to tylko jedno - nieuchronne porządki.

Ostatnimi czasy robiłam je na raty. A to koszyk z bielizną, a to ze skarpetkami. Koszulki też mam w koszyku, ale on już dawno nie był sprzątany. Niby nawet jest w nim porządek, jednak tylko dlatego, że wyciągane, ubierane, prane i wkładane są tam może cztery sztuki odzieży. Góra pięć.

O tym, co się dzieje w swetrach, koszu z torebkami i na wieszakach nawet nie chcę wspominać. Nie mówiąc o pozostałych półkach. 

Niestety, obecne godziny pracy uniemożliwiają mi zrobienie wszystkiego za jednym zamachem. Musze robić po kawałku i to mnie trochę przeraża, bo istnieje szansa, że jak dojdę do końca to... będę mogła zacząć od nowa. Ale na razie nie mam innego wyjścia.

Dziś uporządkuję swetry i ubrania sportowe - to powinna być jedna półka. Będę bezlitosna. Co nie nadaje się do założenia - kubeł. W czym nie wyglądam najlepiej - to samo. W obecnych czasach są jeszcze miejsca gdzie można kupić ubranie niewielkim kosztem. I naprawdę nie ma co trzymać rzeczy, których i tak się nie zakłada, a ich obecność tylko denerwuje.

Natomiast jutro spróbuję się wziąć za torebki...

Kupowanie ładnej bielizny w przystępnej cenie.

Do napisania tego tekstu zbierałam się dość długo i zawsze jakoś go odkładałam. W końcu przy okazji ostatniego zakupu postanowiłam zrobić zdjęcie nabytego kompletu i wreszcie podzielić się z Wami moim sposobem na posiadanie pięknej, dobrej jakościowo bielizny osobistej za bardzo przyzwoite pieniądze.


Jak widać powyższy stanik nabyłam za 74 złote. Za majtki zapłaciłam 58. Razem 128PLN za komplet, który jest wygodny, piękny i trwały. 

Jak to zrobić?

Przede wszystkim - unikaj sieciówek. Żadnych sklepów w galeriach. Oferowany tam towar jest niskiej jakości i nie przeżyje zbyt długo. Poza tym promocje i przeceny rzadko bywają naprawdę opłacalne. Nie wspominając o personelu, który często bywa "z łapanki" i może nie być w stanie nam pomóc.

Znajdź stoisko w hali targowej, albo mały sklepik na uboczu. Taki żeby ceny były raczej wyższe, obsługa kompetentna a towar od polskich producentów.

W tego typu miejscach bardzo często zdarza się tak, że kolekcje zamawiane są w niewielkich ilościach i po pewnym czasie zaczyna brakować rozmiarów. Wtedy to, co zostało trafia na wieszak z przeceną. A jak przeceniają staniki, to za nimi często idą też majtki. Samych przecież sprzedawać nie będą.

I wtedy wkraczamy my. 

Wybierzmy dobry dzień. Taki, w którym od rana czujemy się doskonale w swoim ciele, podobamy się sobie i mamy mnóstwo pozytywnej energii. To ważne przy dobieraniu stanika. Dobrze jest też, żeby nie był to moment tuż przed okresem lub na początku, bo wtedy nasz nastrój i poczucie wygody mogą być dziwne. Te zakupy mają nam sprawić frajdę a nie być kupowaniem na siłę.

Należy też ubrać się odpowiednio. Wygodne buty to podstawa każdych ubraniowych zakupów, ale w tym wypadku musimy dokładniej przemyśleć strój, fryzurę i dodatki. 

Góra musi być łatwa do rozebrania. Unikajmy zatem zbyt wielu warstw odzieży, zwłaszcza, że kabiny w tego typu miejscach nie są zbyt duże. Długie włosy warto podpiąć żeby się nie plątały. Za to zrezygnujmy z wisiorków i dużych kolczyków - mogą przeszkadzać przy ubieraniu i rozbieraniu stanika.

Kolejną sprawą jest nastawienie.

Przede wszystkim nic na siłę. Nie mamy gwarancji na znalezienie czegokolwiek w wymarzonym kolorze czy fasonie. Możemy marzyć o czarnym komplecie z koronki, a jedynym pasującym biustonoszem z przeceny będzie ten turkusowy w pomarańczowe kropki. I nie wiadomo, czy znajda się do niego majtki. Za to będzie przeceniony z 200 złotych na 70 i po kilku latach noszenia dalej nie wyjdą z niego druty. I będzie przewygodny.

Zatem jak trafiłam na ten piękny cielisty komplet ze zdjęcia? Czystym przypadkiem.

Poprzednim razem kupiłam czarny stanik, dawno temu czerwony komplecik, z którego majtki (o dziwo) jeszcze żyją, a wcześniej na rzeczy w różnych dziwnych kolorach. Wszystkie wygodne, trwałe i w dobrej cenie. Przeżywające kilka lat noszenia i prania w pralce na razem z innymi ubraniami. Większość niemal nie nosi śladów użytkowania.

Oczywiście, może się zdarzyć, że danego dnia nic nam nie podpasuje. Wtedy odczekajmy z miesiąc aż pojawi się nowy towar i próbujmy szczęścia dalej. Bo nawet mając popularny rozmiar można trafić na dobrą okazję - wystarczy uzbroić się w cierpliwość.

Warzywa - aktualizacja po miesiącu.

 Dawno niczego nie pisałam. Pilnowałam, czy nasionka kiełkują. I tej wersji będę się trzymać.

 W tym czasie pomidory wykiełkowały aż miło. Papryki oraz kapustki też. Z petuniami wyszło jakoś gorzej, ale trochę ich będzie. Bedę musiała je rzadziej sadzić w doniczkach. Pojedynczo, a nie całymi kępami.

Dwa tygodnie od pierwszego siewu musiałam przesadzić roślinność do większej palety. Pomidory były już tak wysokie, że podnosiły wieczko inspektu. Wylądowało zatem wszystko w następnej palecie z małymi kubeczkami. Tego dnia w małych inspektach wysiałam ogórki, dynie, kabaczki i resztę sałat. Nie przesadzałam jedynie kwiatków, gdyż były za malutkie.


 


I tak minął sobie tydzień. Pomidory, papryki i przesadzone kapustki praktycznie wszystkie przyjęły się i rosły oświetlane różowym blaskiem lampy. Dynie i ogórki kiełkowały jak szalone. Kwiatki i sałaty tez sobie jakoś radziły. Za to ja musiałam zrobić kolejną rewolucję na parapecie, wyekspediować kolejne kwiaty na komodę żeby móc zrobić miejsce na następne dwie tace po 60 kubeczków.

Przesadziłam zatem wszystko z maleńkich inspektów. Z ogórkami postąpiłam bardzo ostrożnie, więc nie przyjęły się chyba tylko w dwóch kubeczkach. Reszta towarzystwa chyba nie zauważyła przeprowadzki. Faktem jest, że siałam po dwa ziarenka i teraz nie rozdzielałam roślin, tylko starałam się przesadzać siewki razem z bryłką ziemi. Nie zawsze mi się to udało, ale w znacznej większości owszem.


Rozdzieliłam za to petunie i sałaty, bo miałam trochę wolnych kubeczków. Dzięki temu będzie im łatwiej rosnąć i mniej sztuk zostanie zagłuszonych. A kwiatków mam mało, za to dużo chętnych, więc będę musiała o nie bardzo dbać. Za dwa tygodnie poprzesadzam je do pojedynczych doniczek i jeszcze potrzymam w domu - "wyjdą" na dwór dopiero jak będę urządzać balkon. W zwolnione miejsca wsieję jeszcze ogórki, a wszystkie palety oddam rodzicom na hartowanie. I będę mogła zdjąć lampę, a kwiaty wrócą na swoje miejsca. 

Choć uwielbiam tę całą zabawę z sianiem, podlewaniem o kiełkowaniem, to przyznam szczerze, że już powoli czekam na powrót do normalności ogrodniczej.  I na sezon balkonowy. Ale to zupełnie inny rodzaj wariactwa...

Posiałam pomidory!

 I już nawet wykiełkowały. Trwało to tydzień.


W ubiegłą sobotę zrobiłam w domu mały bałagan. Wyjęłam moje tacki do robienia rozsad, ziemię i nasiona. Przepraszam, najpierw poprzestawiałam kwiaty na parapecie, a drzewka szczęścia wylądowały na komodzie. Musiałam zrobić miejsce.

Z nasion naszykowałam sobie pięć odmian pomidorów. Jak w poprzednich latach posiałam Olę Polkę - fantastycznie się sprawdzała, a oprócz tego malinówki, bawole serca, jakieś "czarne" i zielone. Będzie ciekawie jak się to wszystko uda. Dlaczego tyle różnych? Bo rok temu mama marudziła, że z żółtych przecier jej jakoś nie leży kolorystycznie. To teraz ma pełnię szczęścia.

Naszykowałam tez paprykę. Odmianę Oda o fioletowych owocach (w zeszłym roku kilka dojrzało i były smaczne), habanero, żółte słodkie oraz malutkie ostre kuleczki. Trzem ostatnim wierzę na słowo, że takie wyjdą. 

Oprócz tego wyjęłam petunie i surfinie. Mieszankę odmian pozostałą jeszcze z zeszłorocznych wysiewów, a także kupione specjalnie na ten sezon wielkokwiatowe niebieskie i fioletowe. Oraz różowe, które moja koleżanka dzielnie zbierała poprzedniego lata na swoim balkonie. Zobaczymy co z tego wyjdzie w efekcie. 

Wyjęłam też paczuszkę z nasionami werbeny zwisającej. Miałam kilka sztuk dwa sezony temu i się udały, więc w tym sezonie też zagoszczą na moim balkonie.

Jak już wszystko zostało ładnie naszykowane i przemyślane przystąpiłam do robienia bałaganu. Nasypałam ziemi do tacek. To znaczy, taki miałam zamiar. Oczywiście, zamiast w "dzióbkach", spora część z niej wylądowała na stole, krześle i dywanie. Bo nie można było inaczej. Dobra. Wyrównałam, zgarnęłam co się dało i przystąpiłam do operacji wkładania nasionek w ziemię.

Zaczęłam od pomidorów. Nauczona doświadczeniem z poprzednich lat wysypałam trochę nasion jednej odmiany na dłoń i wkładałam po dwa lub trzy do każdej "komórki" rozsadnika. Po sześć na odmianę. Jak łatwo zgadnąć wyszło mi około 70 potencjalnych siewek, co powinno bezproblemowo przełożyć się na zamówione 40 sadzonek. Bo przecież nie każde nasionko wykiełkuje, a i potem przeżywalność na dalszych etapach nie jest stuprocentowa. Stąd spory zapas na początku.

Podobnie postąpiłam z papryką, z tym że jej posiałam po cztery "dzióbki" na odmianę. Tylko żółtej dałam sześć. Powinno w zupełności wystarczyć na nasze potrzeby.

Następnie przystąpiłam do siania petunii i surfinii. Nasiona tych roślin przypominają drobne ziarna maku i w związku z tym trudno jest uzyskać kontrolę nad ilością wsypywaną do poletka. Zrobiłam, co mogłam, żeby nie było za dużo na raz, ale wyszło jak wyszło. Tam będzie gęsto.

Zostało mi jeszcze trochę wolnych komórek, do których posiałam werbenę, a także trochę sałaty i brukselki. Z tą ostatnią to totalny eksperyment - nigdy nie hodowaliśmy tego warzywa. Ale jako kapustna powinna się udać. Nasion sałaty, kapusty i innych mam mnóstwo i będę raczej systematycznie generowała małe ilości sadzonek - w miarę potrzeb. Nie potrzeba nam na raz 50 główek, tylko 2 - 3 w każdym tygodniu. Może cztery. To wszystko. Zwłaszcza, że o ile kapustę czy kalafiory da się przechować w ten czy inny sposób, to sałata musi być świeża i jak przerośnie to się do niczego nie nadaje. Zatem na ten rok będzie dosiewana w regularnych odstępach czasu. W pewnym momencie sezonu pewnie dam nasiona tacie, żeby siał bezpośrednio do gruntu. Ale to sprawa na maj. Na razie trzy piękne miesiące wiosny parapetowo - ogrodniczej przede mną.

Zatem grzecznie wypełniłam obie posiadane tacki, tworząc 104 "komórki" hodowli, ustawiłam je ładnie na parapecie, kładąc uprzednio podstawki, podlałam spryskiwaczem i przykryłam przezroczystymi pokrywkami.  Potem wystarczyło umyć stół i krzesła, odkurzyć dywan i schować nasionka. Na końcu powiesiliśmy lampę doświetlająca dla roślin, którą podłączyliśmy do wyłącznika czasowego.

Po trzech dniach wykiełkował pierwszy pomidor, a w ciągu tygodnia pojawiło się mnóstwo roślinek w obydwu tackach. Na razie chyba tylko papryka się ociąga.

Zapewne mnóstwo osób zastanawia się, dlaczego zabrałam się tak wcześnie za robienie rozsad. Powody mam dwa. Pierwszym z nich jest fakt, że pomidory, a szczególnie papryka, długo rosną. To, że kiełkują w ciągu tygodnia nie znaczy, że będą gotowe do posadzenia w następnym. Przeciwnie. Jeśli chcę mieć sadzonki porównywalnej jakości jak te dostępne handlowo, muszę dać im długo rosnąć w domu. Stąd też nisko zawieszona lampa - żeby nie "ciągnęły" do światła. Wolę niższe, grubsze krzaczki. Poza tym zanim posadzimy nasze sadzonki na działce, musimy jej jeszcze przyzwyczaić do chłodu. To oznacza, że jak już będą dostatecznie duże, co nastąpi z początkiem kwietnia, wyniosę je do rodziców. Oni mają odpowiednie warunki żeby przystosować młode pomidorki i papryczki do chłodniejszego świata niż u mnie na parapecie.

Ponadto, jeśli chcemy zjeść paprykę z działki, to w naszym klimacie po prostu musimy wysiać ja w lutym. Inaczej owoce mogą zwyczajnie nie zdążyć dojrzeć. Nasze lato nie należy do najbardziej słonecznych i gorących.

Dlaczego z kolei tak wcześnie wysiałam petunie? To proste - chce mieć je jak największe, a to oznacza, że muszą urosnąć. Jestem pewna, że profesjonalni hodowcy surfinii mają je już dawno na następnym etapie rośnięcia. Czasu wzrostu rośliny nie da się zbyt mocno skrócić ani lampą, ani nawożeniem.

Drugi powód tak wczesnego wysiewu jest bardziej prozaiczny. Dysponuje dwiema tackami na pierwszy etap, dwiema na drugi i jednym parapetem. A mam do posiania jeszcze ogórki, dynie i kabaczki. One pójdą do ziemi później - jak z "dzióbków" rośliny teraz posiane przeniosą się do dużych tac. Ale mogę sobie na to pozwolić, gdyż dyniowate kiełkują i rosną o wiele szybciej od psiankowatych. Jest szansa, że w maju ogórki, które "wystartują" trzy lub cztery tygodnie po pomidorach będą od nich dużo większe. 

Ale na razie mamy luty i stan jak na zdjęciu o góry. 

A Wy jakie macie plany roślinne na ten rok?


Ponoworocznie

Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.

Jak po świętach i sylwestrze? Ważyliście się już? 

Ja jeszcze się nie zdecydowałam.

Nie zdecydowałam się też na umycie lodówki, choć powinnam. Po jej opróżnieniu pokazały się ślady na jednej z półek. Może umyje tylko tę zabrudzoną? Wprawdzie w tym roku jeszcze nie myłam całości, ale...

Powinnam też zrobić porządki w kuferku z kosmetykami kolorowymi. Trochę mi ich tam przybyło.

Na urodziny dostałam kalendarz adwentowy z Glam-Shopu i w związku z tym mam 16 nowych cieni, paletkę do konturowania i kilka innych drobiazgów. A specjalnie dużo w ciągu minionego roku nie ubyło. Jakoś nie miałam melodii na codzienne malowanie się. Poza tym jak się ma taką ilość cieni do wyboru, to trudno zużyć wszystkie na raz. Oczywiście, matowego beżu będę pewnie musiała dokupić, bo wszystkie odcienie pokazały już denko, ale w pozostałych mam z czego wybierać. Zarówno w brązach jak też i kolorach. Zwłaszcza, że nie staram się zużywać cieni po kolei, raczej odwrotnie - prawie wszystkie wypraski są naruszone, ale większość pokazuje podobny stopień wykorzystania. Pewnie dlatego, że raczej nie udaje mi się wykonać dwóch identycznych makijaży. Albo wezmę inne błyski, albo dorzucę jakiś kolor - za każdym razem coś się zmienia.

Oczywiście - najmniej zużyte są brokaty - przy całej mojej miłości do błysku na powiece mam jednak jakieś granice i nawet turbopigmenty nie wchodzą zbyt często. Na dzień raczej coś mniej widocznego, mimo wszystko.

Opuściłam się też trochę z maseczkami. Po zużyciu kalendarza s SuperPharm nie zrobiłam sobie ani jednej. Pewnie dlatego, że została mi może jedna sztuka oczyszczającej i ze dwie w płachcie. Muszę uzupełnić zapasy.

Nie muszę za to kupować kremów na dzień, noc i serum. Tego mam pod dostatkiem. Mikołaj zadbał i przyniósł zieloną serię z Bielendy Supremelab. W zeszłym roku moja skóra bardzo się z nią polubiła. Mam nadzieję, że teraz też tak się stanie.

Z przyziemnych rzeczy czeka mnie pranie...


Metoda małych kroków

 Nowy rok - nowa ja. Ile z nas składa sobie te obietnicę wraz z pierwszym stycznia? A potem okazuje się, że realizacja napotyka nieprzewidzi...