Dlaczego znów nie było ulubieńców czyli o tym, jak nie poszłam na zakupy.

Czasami gdy oglądam YouTube trafiam na filmiki o sprzątaniu toaletki, wyrzucaniu szminek, palet czy podkładów. Niektóre nawet oglądam. Można z nich się naprawdę sporo dowiedzieć o kosmetykach - dlaczego jedne zostają a inne trafiają do kosza. Taki przegląd ulubieńców i bubli w ciekawej formie. Zwłaszcza, że treści te tworzą osoby na co dzień zajmujące się makijażem w sposób pozwalający im na stworzenie i przetestowanie naprawdę ogromnej ilości produktów, więc jest na co popatrzeć.
I czym zainspirować.

Zasada jest prosta - zostaje tylko to, co jest naprawdę przydatne. Reszta do kosza.
Oczywiście, takiej youtuberce dalej zostaje 30 podkładów, 50 szminek i 18 pudrów. Z 1500 posiadanych wcześniej. Jest też ogromna szansa, że za pół roku będzie mogła czynność powtórzyć.

Osobiście dokonałam takiej selekcji ze dwa lata temu. Wkurzyłam się, że mam mnóstwo kosmetyków, których nie używam, bo niczego nie mogę znaleźć. Wyrzuciłam stare końcówki kredek. Zostawiłam dwa sprawdzone podkłady, jeden korektor i pudry. Powyjmowałam cienie z różnych kompletów i minipaletek i włożyłam do palety magnetycznej - wreszcie widać jakie kolory mam, a nie szukanie po stu pudełkach, w których i tak trzy na cztery wypraski były puste. Po czym wszystko ładnie poukładałam i postanowiłam nie kupować niczego, póki stare się nie zużyje.
I wiecie co? Da się.
Nie znaczy to, że w tym czasie moja kolekcja makijażowa się nie powiększyła. Wprost przeciwnie - pojawiły się w niej nowe, czasem dość nieoczekiwane produkty. Są kosmetyki używane na co dzień i te mocno okazjonalne. Jest też kilka bubli, których powinnam się pozbyć, ale jakoś ciągle chcę dać im szansę.
Ale nie biegnę na -55% w Rossmannie i nie kupuję byle czego bo jest. Nie biegnę do Biedronki po nową limitowaną kolekcję Bell. I nie poszłam dziś po puder sypki, bo znalazłam jeszcze jeden, który powinnam wykończyć. Może nie tak dobry, ale też spokojnie da się używać. Więc postanowiłam go zużyć.

Dobra, rozumiem, że czasami po prostu chcemy coś sobie kupić. Bo nam się podoba. Bo chcemy przetestować. Bo tak. 
Fajnie - kupmy. Od czasu do czasu można, a nawet trzeba. Ja tez kupuję. Te dziewięć czerwonych szminek nie wzięło się w końcu znikąd. 
Natomiast staram się dążyć do tego, żeby się nie zasypać powtarzającymi się produktami. Mam jeden korektor i dwa podkłady (jaśniejszy i ciemniejszy). Puder do twarzy i pod oczy. Trzy tusze, z czego jeden w końcu wyrzucę (po uzasadnienie zapraszam tutaj). I tak dalej... Po prostu staram się nie dopuścić do zasypania się od nowa rzeczami, których potem nie użyję, bo zapomnę, że je mam.
Dlatego recenzje i ulubieńcy pojawiają się rzadko. Jak coś mi podpasowało, to po prostu kupuję jeszcze raz. A coś nowego staram się nabywać tylko wtedy, kiedy mam 100% pewności, że właśnie to mi się podoba.

A może po prostu nie chciało mi się iść i szukać tego pudru, więc musiałam dorobić ideologię?

Metoda małych kroków

 Nowy rok - nowa ja. Ile z nas składa sobie te obietnicę wraz z pierwszym stycznia? A potem okazuje się, że realizacja napotyka nieprzewidzi...