Poświątecznie.

Głupio mi było iść dziś do pracy. Jakby to był zwykły weekend. Jedzenia w lodówce też praktycznie nie ma, bo człowiek się uczy żeby nie robić za dużo. Sernik pomału dosycha - trzeba go zjeść. Tylko choinka przypomina, że były święta. I nowe kosmetyki, które wyjęłam spod choinki. Część od razu wykorzystuję, a zestaw od Bielendy czeka na swoją kolej. Na wagę nie wchodzę, nie ma głupich.

Blogmas 24/21


 Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę wszystkim zdrowia, miłości, radości i spokoju ducha. Niech ten czas będzie najlepszy z możliwych.

Blogmas 23/21


 Ostatni dzień przed Wigilią.

Plan na dziś jest prosty.

Upiec sernik.

Ostateczne sprzątanie bieżące. Kuchnia, łazienka, lustra, odkurzanie.

Zawiązać worki z prezentami po wrzuceniu do nich cukierków.

Paznokcie.

Jutro relaks.

Produkt na dziś: tusz do rzęs Tusz Geniusz 5 w 1 od Avon. Dla spektakularnego efektu.

Blogmas 22/21

 

Środa. Jeszcze dwa dni.

Jak ktoś zamierza zrobić hennę brwi, to dziś jest dobry dzień. Akurat się ładnie zmyje ze skóry, a jeszcze zostanie na brwiach. Na farbowanie włosów też dobra pora - kolor będzie "ułożony".

Dziś warto ostatecznie sprawdzić menu i zapasy. Dokupić to, co może poleżeć, a czego jeszcze brakuje. Jutro nie będzie na to czasu, o piątku nie wspominając.

Generalnie - dziś zrób wszystko, co możesz. Jutro odpocznij i zadbaj o siebie. Dzień przedświątecznego relaksu może okazać się nieoceniony.

Produkt na dziś: olej ze słodkich migdałów. Kilka kropli dolanych do kąpieli działa cuda na skórę.

Blogmas 21/21

 

Wtorek. Jeszcze trzy dni.

Ja mam dziś ostatnią próbę chóru przed sobotnim śpiewaniem. Piątkowa z oczywistych przyczyn wypada z kalendarza.

Dziś jest dobry dzień na naszykowanie obrusów. Warto przyjrzeć się tkaninom czy nie ma na nich plam ani uszkodzeń. W razie czego jest jeszcze czas na pranie lub zakupienie nowego. A wbrew pozorom plamy mogą pojawić się czasem od leżenia w szufladzie. Tak jakby meble farbowały. Jeśli wszystko jest w porządku - wyprasujmy tkaninę. Niech już będzie przygotowana.

Zresztą warto dziś poprasować również ubrania na święta. Kilka dni mogą powisieć na wierzchu, a później może braknąć na to czasu. W końcu trzeba zrobić ostatnie zakupy, pieczenia i gotowania. 

A życie pokazuje, że w każdym momencie może nam zrobić psikusa.

Produkt na dziś: sypki puder pod oczy od glam-shopu.

Blogmas 20/21

 

Poniedziałek.

Uszka zrobione? Pierogi też? Mięso kupione? Śledzie utopione w zalewie?

Dziś kilka słów o dekorowaniu, choć może być już za późno.

Mam tylko nadzieję, że Wasze mieszkania nie wyglądają jakby przeniesiono tam po prostu stoiska z dekoracjami świątecznymi z marketów budowlanych i innych tego typu miejsc. Ozdabianie domu to sztuka wyboru. Niech dominuje choinka jako ta tradycyjna (choć też nie najstarsza) forma dekoracji. Ja szopkę stawiam na komodzie obok drzewka. Mam taką papierową, tradycyjną, kupioną trzy lata temu na... poczcie. Strasznie się ucieszyłam, że mogłam dorwać podobną do tej, jaka jest w mieszkaniu u rodziców. Bo dziś o ładną szopkę naprawdę trudno. Do tego składa się na płasko, więc to super do przechowywania.

W innych miejscach też jest trochę ozdób.

Oświetlam wszystkie okna. I balkon. A w tym roku mam jeszcze kratę na balkonie i sznur 720 nowych zewnętrznych światełek do powieszenia. Oprócz tych 400 z zeszłego, które były na balustradzie. Będzie świecić.

Osobiście jeśli chodzi o dekorowanie domu, to nie jestem fanką katalogowego ozdabiania. Czerpanie inspiracji - tak, ale całościowe ustawianie identycznie jak w sklepie to już przesada. Zwłaszcza, że tego typu dekoracje są bezosobowe i w domu często wyglądają pretensjonalnie. Nie chcemy tego.

Dom to przytulne miejsce gdzie się odpoczywa. Jest wyrazem naszego gustu ale też osobowości. Katalog czy wystawa w sklepie są co do zasady pozbawione indywidualizmu. Mają podobać się wszystkim i zachęcać do zakupu wyeksponowanych produktów. Nie tworzą ciepła i rodzinnej atmosfery. Nie dadzą też nam tak potrzebnego komfortu psychicznego. Wprost przeciwnie - męczą przy dłuższym przyglądaniu się.

Dlatego przede wszystkim ozdabiajmy dom tym, co już mamy. A jeśli kupujemy coś nowego - niech to też wpisuje się w posiadane artykuły. I zamiast odtwarzać wystawę stwórzmy ciepły, przytulny, świąteczny dom, w którym będzie nam po prostu dobrze.

Produkt na dziś: czarny tusz do rzęs SuperShock od Avon. Od lat mój niezmienny faworyt.

Blogmas 19/21


 Ostatnia niedziela adwentu.

Jeszcze jest troszkę czasu żeby się nauczyć nowych kolęd. A w zasadzie starych, tradycyjnych, tylko mniej popularnych. Pod spodem zapisuję listę kolęd i pastorałek, które może warto włączyć do świątecznego repertuaru. Nie są jeszcze skomercjalizowane i nie zdążyły nam zbrzydnąć. Oto one:

  • A wczora z wieczora;
  • Przylecieli Aniołkowie;
  • Dnia jednego o północy;
  • Przystąpmy do szopy;
  • Jezusa narodzonego wszyscy witajmy;
  • Pasterze mili coście widzieli;
  • Jezu śliczny kwiecie;
  • Chrystus Syn Boży dziś się tak pokorzy;
  • Z dalekiego wschodu;
  • Północ już była;
  • Cieszmy się i pod niebiosy.
To tylko niewielka propozycja żeby umilić świąteczne dni. Podtrzymujmy nasze piękne, bogate tradycje. Bo warto.

Blogmas 18/21

 

Przedświąteczna sobota. Oficjalne wariactwo czas zacząć.

Jak ktoś czegoś nie załatwił do wczoraj, to w zasadzie może zapomnieć - wszyscy zaczynają żyć świętami. I nieważne, że został prawie tydzień. Przyjdź pan po świętach.

Ten weekend poświęćmy na udekorowanie domu.

Ja osobiście uważam, że domowa choinka to nie sklepowa i nie powinna być ubierana monochromatycznie. Wyjmijmy stare ozdoby, będące w rodzinie od pokoleń i powieśmy je. One są nośnikiem tradycji i świątecznej atmosfery. Nie chowajmy wstydliwie również papierowych łańcuchów i zabawek robionych w dzieciństwie. Dom to nie instytucja żeby było elegancko. Firmowa choinka niech będzie w barwach korporacji, ale w domu miejmy różnokolorowe, tradycyjne bombki i ozdoby. I nie wstydźmy się ich używać, nawet jeśli mają już swoje lata i nie zawsze wyglądają jak nowe.

Osobiście co roku kupuję jakąś nową bombkę. Czasami jest to pudełko, czasem jedna sztuka. Dzięki temu co roku jest ich więcej, choć jeszcze się nie zdarzył sezon bez strat. W końcu szkło się tłucze a grawitacja działa.

Dla mnie szklane bombki są podstawą przystrojenia drzewka. Różnokolorowe, we wszystkich rozmiarach i wzorach - muszą być. Nie tylko kule, ale też sople, grzybki, szyszki i różne figurki. Bardzo lubię ozdoby z tak zwaną latarenką - wgnieceniem do środka. Były popularne wiele lat temu, później stały się nie do kupienia. Obecnie wracają do łask, choć są sporo droższe od zwykłych bombek. Prawdopodobnie dlatego, że wykonanie tej latarenki wymaga specjalnej techniki i umiejętności - szkło w tym miejscu jest jeszcze cieńsze niż w pozostałej części kuli.

Oprócz bombek wieszam też różne zabawki. Mam ich trochę z dzieciństwa - jak się wyprowadziłam od rodziców, to się podzielili zasobami. Wiele lat temu kupiłam też pudełko słomianych zabawek. Umieszczam je na dole i kot może się nimi bawić. Przeważnie zdejmuje sobie jedną, pobiega z nią i odnosi z powrotem pod choinkę

Łańcuchów jakoś nie używam. Chyba za bardzo przytłaczają optycznie drzewko. Czasami na samej górze umieszczam tylko taką sprężynkę z gwiazdkami jak mi brakuje gałązek żeby powiesić bombki i światełka. Wtedy góra optycznie się wypełnia i drzewko nabiera proporcji.

Nie stosuję też wszelkiej maści kokardek, pierniczków i suszonych plasterków cytryny. Wszelkie orzechy w złotkach, włóczkowe laleczki i inne tego typu rzeczy były kiedyś stosowane zamiast bombek. Dawno temu szklane ozdoby były bardzo drogie i znacznie trudniejsze do kupienia, nawet w Polsce gdzie przecież produkuje się je od lat. Jeszcze pięćdziesiąt - sześćdziesiąt lat temu mało kto miał więcej niż dwa, trzy pudełka szklanych kul, a każda stłuczona bombka to była wielka strata. A choinkę każdy chciał w coś ubrać. Stąd papierowe ozdoby, cukierki i inne dziwne rzeczy, które dziś robią zawrotną karierę. Dawniej były wyrazem biedy. Oczywiście - współcześnie można kupić bardzo ładne nieszklane ozdoby. Warto jednak wiedzieć, skąd się wzięły.

Osobiście nie ubieram też choinki we włosy anielskie. Stosowane z umiarem potrafią być bardzo piękne, ale jak jest ich za dużo to zasłonią całe drzewko. Ja ich nie daję ze względu na kota. Nie chciałabym, by połknął taką plastikową nitkę i zrobił sobie krzywdę. 

Nie daję też sztucznego śniegu. Pamiętam jak pojawił się u nas ze dwadzieścia pięć lat temu. To był szał. A potem okazało się, że białej ciapy z bombek ciężko się pozbyć. Z innych miejsc tym bardziej. U nas w rodzinie to był hit jednego sezonu.

Brak łańcuchów i lamety wynagradzają za to światełka. Musi być ich dużo. Ekstremalnie. Pamiętacie czasy, kiedy jak ktoś miał dwieście lampek na choince to był bogaty? I te ostre klosiki, które kłuły w palce i wymieniało się je razem z żarówką. Jak byłam mała to mieliśmy takie lampki u rodziców i co roku przygotowania do choinki zaczynały się od rozciągania kabla na podłodze i sprawdzania światełek. Bo jak jedna żarówka padła to nie świeciła cała sekcja. Cały dzień zabawy. Zawsze zajmował się tym mój tato. A jak któregoś roku go nie było w domu i wzięłam się za to sama, to poczułam się strasznie dorosła. Dałam sobie radę z lampkami. Samodzielnie.

Dziś nie wiem ile małych ledów świeci na moim drzewku, ale tysiąc przekroczyłam już dawno. Nie pytajcie. W pokoju żyrandol niepotrzebny jak jest choinka. U sąsiadów pewnie też nie - wystarczy blask z naszego okna.

Czy ja już mówiłam, że nie uznaję plastikowych drzewek? Choinka ma być prawdziwa, kłująca, pachnąca i do sufitu. I stoi do Gromnicznej.

A jakie są Wasze poglądy na choinkę? Podzielcie się nimi w komentarzach.

Produkt na dziś: Prasowany róż do policzków Bell Pocket 2skin. Ten dostępny w Biedronce. Używam regularnie od lat i nigdy mnie nie zawiódł.

Blogmas 17/21

 

Tydzień do Wigilii!

Kto właśnie wpada w nerwicę?

Ja niespecjalnie, choć kończący się tydzień mocno pokrzyżował mi plany. Dobrze, że w tym roku przedświąteczny szał dopadł mnie wcześniej niż zwykle i sporo rzeczy porobiliśmy w poprzednich tygodniach. W zasadzie zostało bieżące sprzątanie, ubieranie choinki i gotowanie. Tego nie przyśpieszę. Szczególnie z braku choinki, która przybędzie jutro.

Jeśli jedyną okazją do zrobienia świąt jest nadchodzący weekend - zaplanuj go już dziś. Zrób to porządnie - inaczej się nie wyrobisz.

A tym, którzy nie mają aż takiej presji polecam dziś pranie pędzli do makijażu i generalne uporządkowanie toaletki lub kuferka. Warto poczyścić palety z osypanych cieni i przetrzeć wszystkie buteleczki z resztek podkładu.

Mnie dziś czeka przyniesienie ozdób choinkowych do domu - jutro będzie choinka i trzeba ją ubrać. A potem tę u babci i u rodziców. Trochę się tego zbiera na weekend.

Dobrze, że wszelkie uszka i pierogi to nie moja działka.

Produkt na dziś: Suchy szampon do włosów od Batiste. Chyba najskuteczniejszy obecnie na rynku. Warto go mieć nawet jak się zazwyczaj nie używa.

Blogmas 16/21


 Czwartek, 16 grudnia.

Dni coraz krótsze i coraz ciemniejsze. To ciekawe, że ten okres co roku jest pozbawiony choćby odrobiny słońca. A przynajmniej niezwykle rzadko nasza gwiazda przebija przez grubą warstwę chmur. Zazwyczaj jest szaro, ponuro i mokro. Za to bez śniegu.

W tym roku aura też nas nie oszczędza. Co prawda prognoza zapowiada śnieg na Wigilię, ale jeszcze ponad tydzień, więc wszystko może się zmienić.

Dziś dobrze pomyśleć o zrobieniu większego prania. Wszystkie zalegające swetry i pościele, jakieś pojedyncze kolory, których nie ma z czym wyprać - zróbmy to teraz. Nawet za cenę puszczenia kilku cykli.

Wszystko dobrze wyschnie, a do świąt będziemy prać tylko drobne rzeczy bieżące. Lub wcale nic. Wypierzmy też pończochy i bieliznę, które zamierzamy ubrać w święta i już ich nie nośmy. Odłóżmy razem z przygotowanymi wcześniej ubraniami i miejmy taką "świąteczną paczkę". Ułatwi to nam życie w te dni, których poranki raczej nie będą zbyt luźne. A jeśli wyjeżdżamy - to będziemy niemal spakowane. Jedna rzecz gotowa.

Produkt na dziś: Wykańczający żel do brwi od Glam-shop, którego recenzję można znaleźć tutaj.

Blogmas 15/21

 

Pogoda się ustabilizowała i moja głowa wreszcie przestała boleć. Sukces. Szkoda tylko, że przy okazji zrobiło się mokro i paskudnie. Za to nieco cieplej. 

Puściłam dziś sobie 6 Concerti Grossi op. 3 Haendla i od razu zrobiło się przyjemnej. Trochę nie rozumiem czemu większości ludzi muzyka barokowa kojarzy się właśnie z Bożym Narodzeniem. Owszem, klawesyn kojarzy mi się z cienkimi złotymi bransoletkami, ale do zimy to jeszcze długa droga. I nawet jeśli większość utworów ma "połyskujący" charakter to są na tyle lekkie w wyrazie, że bardziej pasują do rozsłonecznionego letniego popołudnia niż nawet najbardziej malowniczej zimy. Ale ja się nie powinnam wypowiadać - znam trochę więcej muzyki tego okresu niż tylko Cztery pory roku Vivaldiego i zamęczony na śmierć Menuet Boccheriniego z kwartetu E-dur.

Gdyby ktoś jednak chciał w okresie świątecznym zapoznać się z muzyką okresu baroku to polecam przede wszystkim Concerto Grosso g-moll op. 6 nr 8 A. Corellego zatytułowane Fatto per la notte di Natale. Oprócz tego G. Torelli, też koncert nr 6 op. 8 g-moll Pastorale per il Santissimo Natale. Z nieco innych form Cantata per S Natale G. Allegriniego.

Mogłabym tak pisać i pisać - barok był długa epoką, obfitującą w kompozytorów, z których większość popełniła przynajmniej jedno bożonarodzeniowe dzieło. Myślę, że warto się z nimi zapoznać. Są naprawdę piękne, a ich słuchanie będzie na pewno przyjemniejsze niż amerykańskich świątecznych piosenek serwowanych nam przez media. Oczywiście - zachęcam wszystkich do śpiewania naszych, rodzimych, tych najpiękniejszych, których mamy mnóstwo i większości jeszcze nie zdążono skomercjalizować. Na szczęście.

Produkt na dziś: Nawilżająca maska do twarzy z ogórkiem i aloesem od Fitocosmetics. Czyli wypróbowany na początku miesiąca i cały czas używany zielony glutek. Jakimś cudem jeszcze go w tym zestawieniu nie było.

Blogmas 14/21


 Do wigilii zostało 10 dni. W tym jeden weekend.

To dużo i mało zarazem.

Pogoda zrobiła się mokra i paskudna. Zafundowała mi też gigantyczną migrenę. Jakby mało było innych przyjemności.

Przeziębienie pomału mija, choć wreszcie wzięłam L4. Nie mogłam się inaczej wykurować. Do piątku powinnam być już ok, pod warunkiem, że pogoda się ustabilizuje.

Produkt na dziś: tabletki od bólu głowy.

Blogmas 13/21


 Połowa za nami. Nie do uwierzenia.

Zgodnie z prognozą pogody zmyło śnieg. Szkoda, bo ładnie było.

Z drugiej strony nie trzeba skrobać aut.

Dziś zaczyna się ostatni pełen tydzień przed świętami. Wato jest zrobić menu - jeśli jeszcze ktoś tego nie uczynił - i kupić wszystko, co można przechować. Przede wszystkim warto poszukać właściwego mięsa. Znalezienie odpowiedniego kawałka nie zawsze jest proste. A im bliżej świąt tym więcej klientów i mniej towaru w sklepach.

Kaszę, ryż czy produkty konserwowe też już możemy spokojnie nabywać. One i tak nie są świeże, więc żadna różnica czy leżą na półce w sklepie czy w domu. W przyszłym tygodniu będą dzikie tłumy w sklepach, więc lepiej teraz. W mniejszym tłumie i krótszych kolejkach.

Produkt na dziś: Podkład do twarzy 24 godziny z serii Power Stay od Avon.

Blogmas 12/21


 Niedziela, 12 grudnia. Połowa adwentu za nami.

Dalej nie wiem gdzie ten czas uciekł.

Pogoda jest przepiękna, choć mroźna. Odzwyczaiłam się od takich zim. Od śniegu na drzewach i zamarzających wieczorem kałuż. Z jednej strony pięknie to wygląda, a z drugiej... cóż, skrobanie auta rano niekoniecznie jest przyjemne.

Ale podobno od jutra ma się odrobinę ocieplić. Akurat na tyle, żeby święta nie były białe. Trudno, bywa.

Dziś jest dobry dzień na przemyślenie makijażu świątecznego. I sprawdzenie stanu posiadanych kosmetyków. Jeśli mamy jakiś nowy produkt w swoich zasobach to warto go wypróbować wcześniej, czy działa zgodnie z oczekiwaniami. A nawet nowy egzemplarz "starego" kosmetyku dobrze jest przetestować. Mogła się nieco zmienić formulacja. Lepiej być przygotowanym niż w święta mieć niespodziankę.
Dobrze też poćwiczyć sobie troszkę malowanie się nawet jeśli robimy to codziennie. Przy świątecznym stole chcemy wyglądać perfekcyjnie. Wybrane wcześniej kolory i przećwiczone kształty pozwolą nam usprawnić i przyśpieszyć cały proces malowania się w tych dniach. Zwłaszcza, że czekają nas trzy okazje. Zatem idealnie będzie wykonać trzy różne makijaże. 
I o ile w domu mamy pod ręką cały arsenał środków, to w przypadku wyjazdu musimy przemyśleć co z sobą zabierzemy. Bo wszystkiego się nie da. Weźmy takie kosmetyki, z którymi szybko i łatwo się pracuje. Bardziej niezawodne i bezproblemowe. Bo może się zdarzyć, że będziemy musiały malować się w pośpiechu i w kiepskim oświetleniu. A wtedy produkty ułatwiające prace będą zbawienne.
Pamiętajmy też o tym żeby użyć trwałych szminek, które nie zostawią śladów na wszystkich używanych przez nas sztućcach i naczyniach. I na policzkach osób, którym będziemy składać świąteczne życzenia. Takie rzeczy zostawmy podstarzałym ciotkom.

Produktu na niedzielę nie ma.

Blogmas 11/21


 Sobota.

Dla jednych wolna, dla innych niekoniecznie.

Dla mnie mocno zajęta. Oby mi się udało zjeść obiad nie na kolację.

Z grypy pomału udaje mi się wychodzić - bo to jednak grypa a nie przeziębienie było. Noga prawie nie boli. Jest dobrze. Staram się bardzo wcześnie kłaść do łóżka i faszeruję się różnymi lekami, pewnie dlatego jestem już prawie zdrowa.

Dziś wieczorem będą zamówione karpie. To kolejny krok w kierunku świąt. 

Mam wrażenie, że w tym roku niemal w całości spadną na mnie - mama jak na razie rozłożona zupełnie a i tatę coś bierze. Niedobrze.

Dla tych co jeszcze nie kupili prezentów ten weekend to ostatni dzwonek. Później mogą nie dojść albo niczego w sklepach nie będzie. A prezenty kupowane na siłę nie są za fajne.

We czwartek wieczorem użyłam maseczki kokosowej od Fitocosmetics. Z tej samej serii co ogórkowa. Produkt ma średnio gęstą konsystencję, przyjemnie kokosowy zapach i biały kolor. Ma mieć działanie odmładzające i odżywcze.  Rozprowadził się łatwo, nie skapywał z twarzy, ale też ne zastygł. Wymaga zmycia. Czy działa? Po jednym użyciu trudno mi powiedzieć, ale generalnie widzę poprawę stanu skóry w tym miesiącu, więc warto.

Zatem produkt na dziś: Odmładzająco - odżywcza kokosowa maska do twarzy od Fitocosmetics.

Blogmas 10/21

 

Dwa tygodnie do świąt. Ratunku!

Warto dziś porozmawiać o pewnych płynnych terminach, które bywają... płynne.

Spójrzmy bardzo uważnie w kalendarz, policzmy i zastanówmy się, czy ten termin nie wypadnie akurat prosto w święta.  A może tuż przed lub po?

Warto to sprawdzić planując świąteczny strój. Być może cienkie białe spodnie nie okażą się najlepszym wyborem i lepsza będzie gruba czarna spódnica? Zwłaszcza gdy będziemy w gościach i nie będzie szybkiej możliwości opanowania katastrofy.

Pamiętajmy o tym, że grudzień w wielu branżach jest bardzo stresującym miesiącem. Do tego mamy powszechnie miłościwie nam panujące wiadomo co, a jeszcze pogoda zafundowała nam otwarcie sezonu grypowego. 

Dodajmy do powyższych fakt, że święta co do zasady są dodatkowym obciążeniem psychicznym i mamy przepis na trzydniowe przesunięcie się terminu. Tylko nie wiadomo w którą stronę. Do przodu, do tyłu - nie bądźmy zdziwione jak w środku wigilijnej wieczerzy przybędzie do nas ten nie do końca spodziewany gość.

Zatem przygotujmy się wcześniej i oczekujmy nieoczekiwanego.

Jeśli termin wypada do trzech dni przed lub po świętach - liczmy się z dodatkowym "gościem". Dostosujmy zatem naszą garderobę i bieliznę do tej sytuacji. Wyjeżdżając zabierzmy wszystko, co może okazać nam się potrzebne - znając życie wtedy się nie okaże.

Wiemy też, jak czas bezpośrednio przed wpływa na nasz nastrój. Przygotujmy się i na to. Zamiast warczeć na najbliższych miejmy pod ręką czekoladę czy inne "poprawiacze nastroju", które zwykłyśmy zażywać w tych dniach. Nie żałujmy sobie. Dodatkowe dwadzieścia deko i tak zginie w "magii świąt", a przynajmniej nie poodgryzamy głów domownikom i nie zepsujemy tego czasu sobie i im.

Zatem policzmy i bądźmy gotowe. Jeśli uda nam się zaobserwować moment owulacji - tym lepiej. Wtedy będziemy spokojnie mogły odliczyć dwa tygodnie i być względnie pewne daty. Dlatego warto zwracać baczniejszą uwagę na sygnały wysyłane przez organizm. A gdyby sprawy miały przyjść kilka dni przed świętami zorganizować sobie tak czas, by mieć dwa luźniejsze dni dla siebie. Bez sprzątania, gotowania i biegania.

Może mało świąteczny temat i teoretycznie oczywisty. A w praktyce wiem, że czasem zapominamy w zabieganiu o najprostszych sprawach. Może dzięki temu wpisowi uda się uniknąć wpadki.

Produkt na dziś: woda różana. Używam jako toniku. Odpowiednia do naprawdę każdego typu cery. Działa kojąco, odmładzająco, nawilża i generalnie skóra ją bardzo lubi.

Blogmas 9/21

 

Uszyłam wczoraj woreczki.

Jak zwykle - najwięcej czasu kosztowało mnie rozłożenie rzeczy na materiale. Mimo, iż w tym roku miałam spory naddatek i tak starałam się zrobić to jak najoszczędniej. Zawsze tak postępuję. I co roku w związku z tym  zostają różne dziwne kawałki bawełny. W tym roku mam tak dużo, że być może uda się w przyszłym nie kupować. Zobaczymy. Wszystko zależy od objętości prezentów.

Kupiłam też różne dobre cukierki. Powrzucam je do worków. W zeszłym roku sprawiły naprawdę sporo przyjemności, więc czemu tego nie powtórzyć?

Generalnie chyba udało mi się zwalczyć choróbsko, ale zobaczymy. Wczoraj leżałam w łóżku pół popołudnia i to dało naprawdę spore efekty. Leki lekami, ale sen i ciepło też mają swój udział w procesie zdrowienia.

Wczoraj znów nałożyłam zieloną maseczkę z ogórkiem i aloesem. A dziś się wybiorę po nowy egzemplarz i po jeszcze jakąś inną. Do glinki jakoś nie mogę się zabrać. Chyba za dużo z tym zabawy.

Produkt na dziś: Kremowy żel pod prysznic o zapachu pierniczków od Avon. Sezonowy zapach, ale niesłodki.

Blogmas 8/21

 

Środa, ósmy grudnia. We Włoszech dzień wolny od pracy.

Choróbsko rozwija się bardzo ładnie, choć leczę się grzecznie już trzeci dzień. A jeszcze wczoraj wieczorem skręciłam nogę wychodząc ze sklepu. Niegroźnie, ale zawsze to nieprzyjemność. Zwłaszcza, że to ta od sprzęgła. Dobrze, że dziś nie muszę nigdzie jeździć.

Wczoraj przyszło też moje zamówienie z glam-shopu. Mam do wypróbowania podkład i puder pod oczy. Puder HD już znam i bardzo cenię. Zamówiłam też dwa wyprzedażowe pędzle i cień do powiek.

Wczoraj peeling. Ten z Lirene.

Nie wiem, co konkretnie tak dobrze działa na moja skórę, ale zauważyłam, że oprócz zwężenia się porów wygładziła mi się nieco lwia zmarszczka. I generalnie nawilżanie i peelingowanie chyba zmniejszyło nieco wydzielanie sebum. Zatem warto się czasem przemęczyć, choć po świętach pewnie nie będzie mi się tak chciało. Przynajmniej nie będę tak szalała z maseczkami. Bo peeling to częsty gość na mojej twarzy.

Dzisiaj zamierzam wreszcie usiąść do szycia woreczków. To chyba już naprawdę ostatni dzwonek. Pakowanie prezentów zajmuje trochę czasu, a nie wiadomo co się jeszcze wydarzy. Lepiej wykorzystać czas, który się ma.

Produkt na dziś: Puder HD z glam-shopu. Jego recenzję można znaleźć tutaj. Produkt ten sam, ale wreszcie w wygodniejszym opakowaniu.

Blogmas 7/21

 

 

Wtorek, siódmy grudnia. Aż trudno uwierzyć, że dziś mija pierwszy tydzień grudnia. Pogoda wprawdzie dała nam to do zrozumienia dość wyraźnie, ja jednak cały czas mam wrażenie, że dopiero koniec listopada. I pisanie blogmasów wcale nie pomaga.

Wczoraj nie wzięłam się za woreczki. Wróciłam do domu, poszłam do apteki i po zakupy i w sumie na tym się moja aktywność skończyła. Jakieś małe przeziębienie się zaczęło przyczepiać, więc stwierdziłam, że gorąca kąpiel z zieloną maseczką aloesowo - ogórkową na twarzy i wcześniejsze pójście do łóżka oraz porcja Febrisanu będą znacznie bardziej na miejscu.

Nie napisałam Wam wczoraj o niedzielnym zastosowaniu maseczki z Nacomi.

Kupiłam ją razem z maską do włosów i zieloną maseczką i dopiero w domu zorientowałam się, że Maska algowa - przeciwzmarszczkowa żurawina jest proszkiem do rozrabiania w miseczce. I że za dwie porcje zapłaciłam prawie dwadzieścia złotych. Uczciwie powiem - byłam na siebie bardzo zła.

Ogólnie nie lubię leżeć z maseczkami i tegoroczny grudzień jest wyjątkiem, w którym po prostu postanowiłam rzetelniej zadbać o twarz. W zasadzie jakoś toleruje maseczki w płachcie a i to nie za często. Żadnych peel - of, czy czegoś, co trzeba zmywać. A tu nie dość, że ma zastygnąć na twarzy, więc nie można jej nałożyć leżąc w wannie, to jeszcze trzeba ją rozrobić. I droga jak piorun.

Ale skoro kupiona, to trzeba użyć. Trudno się mówi.

W niedzielę wczesnym wieczorem, jak skończyłam z pędzlami, umyłam porządnie buzię, położyłam się ładnie na ręczniku i poprosiłam grzecznie o nałożenie mi zimnej, gumiastej ciapki na twarz. Oczywiście, dwie minuty później zaczęło mnie pod nią swędzić w różnych miejscach - jak zawsze wtedy, gdy nie można się drapać. Ale nie była to reakcja alergiczna tylko psychika.

Pacia zastygła w gumowe coś, była ciężka, niewygodna, ale odcierpiałam swoje. Po przepisowym kwadransie zaczęłam ją z siebie zdejmować i muszę przyznać, że poszło dość gładko. 

Buzia też wyszła gładka. Niewiarygodnie.

Jeszcze takiego czegoś nie widziałam. Pory się zwęziły, skóra w dotyku była niesamowicie gładziutka. Jak po profesjonalnym zabiegu. Zmarszczki wprawdzie nie zniknęły, ale i tak zadziały się cuda.

Warto było znieść niewygodę aplikacji. Cieszę się, że mam drugą porcję - użyję jej przed samymi świętami. Teraz kupię coś w bardziej tradycyjnej formie.

No i mam jeszcze szarą glinkę do użycia...

Zatem produkt na dziś: Nacomi Maska algowa - przeciwzmarszczkowa żurawina.

Blogmas 6/21

 

Byliście grzeczni? A może Mikołaj przyniósł Wam rózgę?

Ja wczoraj nie wzięłam się za te woreczki. Nie miałam siły. Nadrobiłam filmiki na YouTube z całego tygodnia i głaskałam kota. 

A także wyprałam pędzle. Zebrało się ich 47, więc było co robić. Za to w nowy tydzień weszłam z czyściutkim kompletem, którego część od razu zabrudziłam. Jak radzę sobie z umyciem takiej ilości na raz? Trochę to trwa, ale wypracowałam system przyśpieszający pracę. Przede wszystkim zaczynam od nalania odrobiny wody z kilkoma kroplami mydła lub żelu pod prysznic do pojemnika, w którym mogę bezpiecznie ustawić moje pędzle. Po czym wkładam wszystkie na raz tak, by namoczyć włosie. Następnie otwieram moje mydełko do mycia pędzli z glam-shopu, zwilżam myjkę wodą i po kolei każdy pędzel namydlam i piorę na myjce. Odkładam niewypłukany do umywalki, biorę następny, a co kilka sztuk płuczę hurtem i odkładam na ręcznik. Zaczynam od tych płaskich syntetycznych tak, by te grube, puchate miały szanse dobrze się zmoczyć. Następne jak przestają mi się mieścić na ręczniku to wynoszę do pracowni do suszenia. Bardziej szczegółowo procedurę opisałam w tym poście - choć sprzed trzech lat, nie przestał być aktualny.

Przymierzyłam też sukienki na święta. Bardzo dobrze zrobiłam, bo na wigilijnej odkryłam podejrzanie biały ślad - prawdopodobnie niedopłukana po ostatnim praniu. Wypiorę ją razem z sobotnią. Generalnie powtórka garderoby z zeszłego roku, ale tamten zestaw świetne się sprawdził. Zatem czemu nie? Będą rodzice, babcia, ewentualnie wujek - nikomu nie będzie przeszkadzało że nie jestem co roku w czymś nowym. A te sukienki są naprawdę wygodne i dobrze w nich wyglądam.

Woreczki ogarnę jakoś do końca tego tygodnia.

Produkt na dziś: MYDEŁKO do mycia pędzli syntetycznych i gąbek do makijażu "ODPLAMIACZ" od glam-shopu. Naprawdę fajnie się sprawdza, a czyste pędzle to nie tylko kwestia wygody, ale też higieny.

Blogmas 5/21

 

Przeżyłam wczorajszy dzień. 

Moja dusza introwertyka schowała się do najciemniejszego kąta i odmawia wyjścia. Dobrze, że świąteczne dni spędzę w mniej licznym gronie, bo chyba nienawidziłabym Bożego Narodzenia. A tak nie mogę się doczekać.

Dziś pomalutku przymierzam się do woreczków prezentowych. Poukładam sobie wszystko w odpowiednich kupkach, określę wielkość prezentu i zobaczę ile materiału będzie mi potrzebne. To spokojna praca, akurat na moje skołatane nerwy. Może nawet uda się coś uszyć?

Spakowane prezenty zajmują wprawdzie nieco więcej miejsca, ale za to są prostsze do opanowania. Pięć worków to nie kilka kartonów z luźnymi rzeczami. Można wsadzić w dwa większe pudełka i przestawiać w miarę potrzeb.

A w wigilię zanieść pod choinkę.

Wczoraj wieczorem znów użyłam peelingu z Lirene. Na poważnie staram się dbać o siebie i na razie udaje mi się utrzymać reżim maseczek i ćwiczeń. Z tym wczesnym kładzeniem się spać jest już nieco gorzej, ale walczymy...

Produktu na dziś nie podaję. Jest niedziela.

Miłego dnia.

Blogmas 4/21

 

 

Wszystkim Barbarom, Bariom, Baśkom i Basieńkom życzę wszystkiego najlepszego. Dużo radości, zdrowia, szczęścia i pomyślności.

Dziś rano się zorientowałam, że nie napisałam o maseczce do włosów, której użyłam przedwczoraj wieczorem. W zasadzie powinnam napisać o dwóch produktach, bo na włosach byłą maska z arganem, a na twarzy testowałam nawilżającą maskę z ogórkiem i aloesem od Fresh Cosmetics. Obydwa produkty wypadły świetnie. Włosy mam ładnie wygładzone i dociążone mimo braku silikonów w składzie. Natomiast będę ją musiała stosować wymiennie z nieco lżejszą odżywką, bo trzy razy w tygodniu byłoby za dużo. Co trzecie mycie będzie zdecydowanie lepiej. Sam produkt ma dość ostry zapach, ale niechemiczny. Konsystencja nie jest bardzo gęsta - taka jak przeciętna odżywka do włosów - zatem dość łatwo się nakłada i wczesuje. Pudełko jest lekkie, nieduże i wygodnie się z niego nabiera. Niestety, wyrzuciłam paragon, więc nie wiem ile kosztowała, ale bardzo droga nie była. Pojemność 20ml.

Maseczka do twarzy pachnie bardzo mocno aloesem i ogórkiem i ma konsystencję zielonego glutka. Takiego jak żel aloesowy. Jest zimna w dotyku, co o tej porze roku nie zawsze bywa przyjemne. Nie wchłonęła mi się jakoś mocno, ale ja nie mam bardzo przesuszonej skóry. Natomiast mam wrażenie, że mimo codziennego stosowania przeze mnie serum nawilżającego z serii GdanSkin od Ziaji, okazała się jednak przydatna. Tak jakby obecnie twarz życzyła sobie jeszcze okazjonalnego "podlania". Ogólnie produkt też wygodnie zapakowany - w plastikowe pudełeczko z wieczkiem, pod którym mamy metalowe zabezpieczenie jak w konserwach. Osobiście uważam to za wygodniejsze i lepsze rozwiązanie niż folie - łatwiej się otwiera, a przy okazji nie zostawia ostrej krawędzi jak tradycyjna puszka z żywnością. Kupiłam wersję mini 50ml za 4,99, ale są też duże opakowania i inne wersje tego produktu. Chyba się skuszę na kolejne, bo tu zostało mi na jakieś dwa użycia. 

Mam cudownego partnera. Wczoraj jak wróciłam do domu zastałam posprzątane biurko. Mogłam zjeść, pójść na próbę i odpocząć po tygodniu pracy. A także spokojnie przygotować się na dzisiejszy obiad u babci. Będzie dwanaście osób, więc musimy być wcześniej i pomóc w robieniu imprezy. Sukienkę wybrałam i naszykowałam już wczoraj. Paznokciom daję odpocząć jeszcze ten tydzień, więc tylko pomalowałam odżywką. Na święta pewnie zrobię tipsy, jak co roku.

Zastosowałam dziś maseczkę w płachcie żeby buzia lepiej wyglądała. Pomaluję się spokojnie i uczeszę. Większość jedzenia przygotowały mama z babcią już wczoraj. Do nas należy surówka, ustawienie stołu i krzeseł. Ogarnięcie porcelany to moja wyłączna działka. Ciocia przyniesie ciasto. Kwintesencja spotkania w gronie rodziny.

Będę po nim odpoczywać całą niedzielę, ale cieszę się, że jeszcze mogę w czymś takim uczestniczyć. Oby jak najdłużej mimo wszystkich niedogodności z tym związanych.

Generalnie ten weekend jest dobry na ustalenie strojów na święta. Przy wyborze ubrań weźmy pod uwagę trzy czynniki. 

Primo - czy dobrze wyglądamy w danej rzeczy. Zostało dwadzieścia dni do wigilii, w czasie których większość z nas raczej nie schudnie, zatem wybierzmy to, w czym dobrze wyglądamy teraz i pozbądźmy się złudzeń, że uda nam się wcisnąć w sukienkę, która dwa lata temu w niewytłumaczalny sposób się skurczyła.

Secundo - czy nasz strój nie będzie zbyt ciepły lub zbyt lekki jak na spodziewane warunki temperaturowe. Zazwyczaj idziemy w znane sobie miejsca, więc dobierzmy ubranie tak, by czuć się komfortowo przez cały pobyt.

Tertio - czy w danej rzeczy będziemy w stanie pomóc w kuchni. Niestety (oczywiście tylko ze względu na wygodnictwo), świąteczne spotkania to raczej nie wyjścia do restauracji, gdzie nam przyniosą, wyniosą i posprzątają. Trzeba będzie samemu postać przy garach, podawać, zbierać, wyciągać z piekarnika, a także zmywać. Warto zatem ubrać się tak, by można było swobodnie to wszystko zrobić ne martwiąc się o biały, szeroki rękaw upaprany barszczem i obcasy wchodzące w czaszkę.

Oczywiście - większość z nas doskonale wie, jaki przebieg będą miały świąteczne dni i zna obowiązki z nimi związane. Warto natomiast przymierzyć strój i buty wcześniej. Sprawdzić, czy wszystko z naszym ubraniem jest w porządku - może urwał się jakiś guzik? Albo fleki trzeba wymienić? Wigilia przypada w piątek, więc niecałe trzy tygodnie to akurat tyle ile trzeba by w razie czego spokojnie coś kupić lub naprawić. Albo mieć poczucie komfortu, że wszystko jest tak jak ma być.

Produkt dnia, a w zasadzie całego sezonu zimowego to Odżywcza maska do dłoni i stóp z parafiną z serii Planet Spa od Avonu. Częściej kojarzona jako maska z masłem shea. Jest to genialny produkt, którego używam od kilku lat w sezonie "kaloryferowym", kiedy moje dłonie niemal pękają z przesuszenia. Stosuję ją na noc, nakładając średnio grubą warstwę i w ten sposób do następnego wieczora mogę spokojnie poprzestać na zwyczajnym kremie do rąk po każdym myciu. Można nakładać cienką warstwę, albo bardzo grubą pod bawełniane rękawiczki. Na tubce napisane jest, że trzeba zmywać, ale u mnie zawsze wchłania się do końca. W sumie nie wiem, czemu ne pisałam o niej w żadnych ulubieńcach, bo powinnam. To taki hit wszechczasów, którego nie ma prawa nie być w mojej łazience. Kupowany "na zakładkę".

Miłej soboty wszystkim.


Blogmas 3/21


 Jak chcesz rozśmieszyć Pana Boga to zrób sobie plany na przyszłość...

Miałam posprzątać na biurku. Planowałam. Postanowiłam. I co? I tankowanie, a potem dwa markety z rodzicami. Szał zakupów spożywczych w pełni. Wróciłam, zjadłam drugie danie (po pracy była tylko szybka zupa) i kąpiel.

Jedyna zaleta jest taka, że teraz na święta mam już niemal wszystko, co da się kupić wcześniej i przechować. A na biurku posprzątam pewnie w niedzielę albo poniedziałek. Dziś nie dam rady - idę na chór.

Wspominałam o tym, że menu mam ustalone, zatem listę zakupów też? Teraz już nieodwołalnie w drugi dzień świąt będzie krem z brokułów. 2,5kg zielonych różyczek leży w zamrażarce i czeka na swoją kolej.

Dla tych, co jeszcze nie mają pomysłu na świąteczne dania, może warto się zdecydować do końca tygodnia? I zrobić zakupy w przyszłym? Sobotnie odwiedzanie sklepów tradycyjnie odradzam. Tłumy ludzi i puste półki.

Produkt na dziś: płyn micelarny od Eveline z serii ślimakowej. Duży, tani i skuteczny - używam go już kolejny miesiąc i jestem bardzo zadowolona. A przecież demakijaż jest niezwykle ważny dla naszej cery.

Piątek, piąteczek, piątunio!

Blogmas 2/21

 

Rozmawiałam wczoraj wieczorem z koleżanką - osobą o bardzo tradycyjnym podejściu do świąt, dekoracji i temu podobnych. I usłyszałam coś w tym stylu: "jest tak ciemno, paskudnie i smutno, że najchętniej już ubrałabym choinkę". Przyznam, że o ile takie słowa mnie nie dziwią, to fakt iż padły właśnie z tamtych ust - zaskoczył. Nawet mocno.

Osobiście jeszcze nie zaczynam dekorowania domu poza wstawieniem kwiatka i piórka/listka umieszczonych na zdjęciu do wazonu i postawieniu ich na komodzie. Świeczki stoją tak cały rok, zatem się nie liczą.

Szafka posprzątana. Uświadomiłam sobie, że z kuchni została do ogarnięcia mikrofalówka, opiekacz i frytkownica. Reszta to sprzątania bieżące.

Na dziś planuję porządek na biurku. Zawaliło się dość mocno różnymi papierami i nawet teraz siedzę przy stole w dużym pokoju. Nie potrafię się skupić w takim bałaganie. Jako nastolatka mogłam, teraz - odpada.

Generalnie w ramach dbania o siebie kupiłam sobie trzy maseczki: jedną do włosów i dwie do twarzy. Zamierzam je stosować, żeby poprawić stan cery do świąt. Mam wprawdzie jeszcze kilka masek w płachcie, ale z nimi lubię poleżeć rano, a taką możliwość mam tylko w sobotę, a i to nie każdą.

Postanowiłam też, że będę się wcześniej kładła spać. Na razie się udało jeden dzień, zobaczymy jak pójdzie pozostałe 22. Wigilii nie liczę, bo ona trwa do Bożego Narodzenia.

Produkt na dziś: maska do włosów z arganem i amlą od organic shop. Wypróbuję i dam znać, bo jeszcze nigdy nie używałam niczego z tej firmy.

Blogmas 1/21

 

Znów otwieram kalendarz adwentowy. A przecież niedawno były wakacje.

Ten grudzień wita nas nieprzyjemnym wiatrem i śniegiem z deszczem. Czyli stosownie. Choć wolałabym śnieg.

Ci, którzy jeszcze nie mają zaplanowanych prezentów - powinni to zrobić do końca tego tygodnia żeby swobodnie zdążyć z zakupami. Podobnie warto zaplanować sobie sprzątanie, dekorowanie domu i przedświąteczne zakupy tak, by jak najmniej zostało na ostatnią chwilę.

Ja natomiast zamierzam ten czas poświęcić przede wszystkim sobie. Zadbaniu o urodę i samopoczucie.

Przede wszystkim od przedwczoraj robię rano małą rozgrzewkę. Takie dwie minutki zanim się ubiorę. Nie schudnę od tego, ani nie nabiorę kondycji, ale może łatwiej będzie ubierać choinkę, zwłaszcza, że mnie czekają de facto trzy?

Ponadto zamierzam zadbać o cerę. Ostatnio zaniedbałam peeling i maseczki - to będzie 24 dni dla twarzy tak, by do świątecznego stołu siąść z ładniejszą buzią niż mam teraz. 

I tak dziś wieczorem zamierzam zrobić peeling. Dla wieczorna kąpiel jest właśnie czasem gdy mogę o siebie zadbać i się zrelaksować. Poranek jest szybki i sprawny - muszę zdążyć do pracy, co wobec pogarszającej się pogody zaczyna być nieco bardziej czasochłonne. Niby w mieście aura nie ma wpływu na ruch, ale w słoneczne poranki jakoś płynniej się jeździ.

Zadanie na dziś - wysprzątanie ostatniej szafki kuchennej, jaka jeszcze została niezrobiona.

Produkt dnia -  Lirene Peeling drobnoziarnisty z nasionami róży. Już go raz użyłam i bardzo mi się podoba.

Miłego dzionka!

Przedświąteczne denko

 

Jak w ubiegłym roku, tym razem znów pragnę zachęcić Was do przedświątecznego projektu denko. 

Idea jest prosta - zużywamy produkty tak, żeby zmniejszyć ilość opakowań znajdujących się w naszym domu, zaczynając od produktów, których mamy najmniej. Dotyczy to przede wszystkim kosmetyków, których mamy po kilka sztuk i używamy naprzemiennie - zwłaszcza balsamów, żeli pod prysznic czy maskar.

Jeśli rozejrzymy się po naszej łazience, to okaże się, że znajdą się tam produkty, które od dłuższego czasu są "na wykończeniu", tylko... są w tym stanie już trzeci miesiąc. Albo dłużej. 

"Wezmę na wyjazd." Tylko potem okazuje się, że pojechało coś innego żeby nie zabrakło.

"Otworzyłam nowe i jakoś mi bardziej pasuje."

"To miałam, ale drugie dostałam w prezencie od... ."

I tak dalej. Przykładów można mnożyć. Tylko łazienka coraz pełniejsza, a wyrzucić przecież szkoda.

Dlatego by łatwiej było ogarnąć łazienkę przed świętami, a także zrobić miejsce na nowe rzeczy wyciągnięte spod choinki, ja już od listopada staram się "odgruzowywać" z kosmetyków. Wygląda to tak, że zaczynam systematycznie używać tylko jednego żelu produktu danego rodzaju - tego, ktorego mam najmniej w opakowaniu. 

Tak prawdę mówiąc, to gdyby nie zdjęcie, to tego żelu już by w domu nie było - przetrzymałam go dwa dni.

Używam też najstarszego tuszu do rzęs - może się wreszcie skończy, bo chyba nie do końca mi odpowiadał. W międzyczasie jakoś zawsze wybierałam inny. I systematycznie wykańczam puder sypki - nowy już kupiony, a ten jakoś nie może się skończyć. Mam nadzieję, że do świąt go nie będzie, choć był całkiem w porządku.

Kolejnym kosmetykiem, który poddaję systematycznemu zużyciu jest brązer, w którym dogrzebałam się do dna wypraski. Mam jeszcze pięć innych, więc kiedy robiłam porządek w kuferku wyrok zapadł na najbardziej zużyty. Pewnie dotrwa do przyszłego roku, bo zostało go całkiem sporo, ale idea pozostaje.

Generalnie mnie nie chodzi o to żeby nagle zacząć używać ponad miarę, wylewać niewiadomo ile produktu i robić różna kombinacje, by w wigilię stanąć w pustej łazience. Nie. 

Po prostu normalnie użytkujmy nasze kosmetyki w takich ilościach jak dotąd. Jeśli mamy trzy odżywki do włosów o różnych właściwościach i stosujemy je naprzemiennie - róbmy tak dalej. Ale z dwóch tubek podobnego kremu do rąk stojących na półce zacznijmy świadomie sięgać po tę, w której jest mniej produktu. Może uda się, że zostanie jedna, a nie w czerwcu wyrzucimy obie do połowy zapełnione przeterminowanym kosmetykiem.

Zresztą postępowanie takie dotyczyć może nie tylko kosmetyków, ale pozostałych zużywalnych rzeczy w domu. Ile razy zdarza się, że kupujemy drugi środek czystości zanim skończy się pierwszy i potem stoją dwa otwarte?

Może tak też jest z przyprawami? Dwie otwarte torebki majeranku - w każdej po trochę? Przesypmy w słoiczek - będzie mniejszy bałagan.

Podsumowując, trzymajmy się trzech zasad:

  • nic na siłę;
  • po kolei;
  • nie dajmy się zwariować.
Ta ostatnia wydaje mi się najważniejsza.

Coraz bliżej święta...

 

...a ja w zasadzie gotowa.

Już drugi rok z rzędu mam porobione wszystko, co się da na koniec listopada.

W piątek zamówiłam ostatnie prezenty, a w sobotę karpie i choinki. Jakieś wariactwo, ale takie pozytywne.

Jestem pełna podziwu dla sprzedawców w różnych sklepach internetowych. I dla wszelkich kurierów. Mimo ogromnego (z pewnością)  natłoku zamówień w różnych sklepach paczki otrzymywałam w zasadzie w ciągu trzech dni. Jeszcze tylko z Bielendy idzie, ale tez powinna być jutro.

Materiał na woreczki kupiłam już jakiś czas temu, ale nie wiem czy w tym roku nie uszyję z jakiegoś, który mi został z lat poprzednich. Mam wrażenie, że powinno wystarczyć, bo prezenty będą objętościowo mniejsze.

W tym roku też sama kupowałam od wszystkich dla wszystkich i chyba dzięki temu udało mi się osiągnąć fajny efekt. Mianowicie zamiast kupować prezenty za takie kwoty, jakie dostałam od poszczególnych osób zsumowałam wszystkie pieniądze przypadające na jednego obdarowanego i kupiłam prezenty za kwotę jaka wyszła sumarycznie. Czyli zamiast 50, 100 i 100 kupiłam za 250zł, co dało nieco większe pole do manewru. Zwłaszcza że, podobnie jak w ubiegłym roku, będzie po jednym worku dla każdego.

W tym roku też wszystkie zakupy zrobiłam przez internet. Bardzo wygodna sprawa, a do tego udało mi się naprawdę fajnie wykorzystać okazje na black friday. Stąd prezenty będą o nieco większej wartości niż miały być. Nie narzekam.

Jestem też zadowolona ze stanu przygotowania domu. Została mi do posprzątania jedna szafka w kuchni, jedna szuflada w komodzie i biurko. Reszta to będzie sprzątanie bieżące, bo "grube" rzeczy w zasadzie za mną. Fantastyczna sprawa. Można spokojnie czekać na święta. Lubię ten stan, choć pewnie jeszcze wielokrotnie sprawdzę z listą, czy na pewno wszystko zostało zrobione. Rok tmu też tak miałam. Takie adwentowe wariactwo.

W zasadzie mam nawet menu na drugi dzień świąt i mięso czeka w zamrażarce.

Jestem dumna przede wszystkim z mojego partnera, który wykonał większość prac zanim zdążyłam się obejrzeć. Wracałam z pracy i zastawałam kolejną rzecz z listy zrobioną. Jestem mu za to niezmiernie wdzięczna, bo bez niego byłabym w poważnych tarapatach, a z niektórymi rzeczami musiałabym się ostro nakombinować. Każdemu życzę takiego towarzysza życia.

A jak wasze przygotowania? Na podobnym poziomie zaawansowania, czy nie jesteście takimi wariatami jak ja?

Człowieku!...

 ... gdybyś wiedział jaka twoja władza!
Kiedy myśl w twojéj głowie, jako iskra w chmurze
Zabłyśnie niewidzialna, obłoki zgromadza,
I tworzy deszcz rodzajny, lub gromy i burze;
       Gdybyś wiedział, że ledwie jednę myśl rozniecisz,
Już czekają w milczeniu, jak gromu żywioły,
Tak czekają twej myśli — szatan i anioły:
Czy ty w piekło uderzysz, czy w niebo zaświecisz;
A ty, jak obłok górny ale błędny, pałasz,
        I sam nie wiész gdzie lecisz, sam nie wiész co zdziałasz...
Ludzie! każdy z was mógłby, samotny, więziony,
Myślą i wiarą zwalać i podźwigać trony.

Żel do brwi przezroczysty wykańczający od glam-shop - recenzja.

Pierwsza recenzja od ponad roku.

Nie znaczy to, że nie używałam kosmetyków przez ten czas. Po prostu brakowało inspiracji. Dostarczyło mi jej dopiero używanie żelu do brwi z glam-shopu.


Jest to przezroczysty żel utrwalający brwi. Kupiłam go na próbę na początku sierpnia, używam regularnie i myślę, że mogę coś już o nim powiedzieć.

Opakowanie jest przezroczyste z holograficznym nadrukiem i białą zakrętką stanowiąca jednocześnie rączkę szczoteczki. Nieco mniejsze od przeciętnego tuszu do rzęs, ale solidnie wykonane. Przezroczystość jest wadą i zaletą - żel się brudzi i to widać, lecz jednocześnie stale kontrolujemy poziom zużycia kosmetyku.

Szczoteczka jest krótka, gęsta i ma dość długie włoski, ale nieprzesadnie. Używa się jej bardzo wygodnie. Ilość nabranego produktu jest w sam raz.

Sam żel po nałożeniu i wyschnięciu ma matowe wykończenie, przez co staje się niewidoczny na brwiach. Dobrze utrzymuje włoski, choć dają się one przesuwać palcem. Potem jednak wracają do wcześniej ułożonej "fryzury". Ogólnie ma średnią moc i po wyschnięciu staje się niewidoczny i niezbyt wyczuwalny na brwiach - nadaje się zatem nawet do bardzo naturalnych makijaży. Nie przyciemnia włosków, więc blondynki też będą z niego zadowolone.

Cena to 15 złotych za 6,5ml - zatem bardzo przystępna.

Podsumowując, jest to dobry i tani produkt, który bardzo dobrze spełnia swoje zadanie. Na pewno kupię go jeszcze raz.

Polecam z czystym sumieniem.

Listopad.

Wszystkich Świętych, zaduszki i cmentarne szaleństwo za nami. Znicze zniknęły ze sklepowych pólek - zastąpiły je czekoladowe mikołaje i ozdoby bożonarodzeniowe. Prawa handlu są nieubłagane. Niestety.

Nie cierpię tego.

Tej wszechobecnej komercjalizacji wszystkiego, co piękne i ważne.

Odbierania mi świąt przychodzących we właściwym czasie. Męczenia mnie nimi dwa miesiące do przodu żeby więcej sprzedać.

Na złość nie kupię niczego ponad to, co będzie mi potrzebne.

 

Bo nie dam sobie odebrać Bożego Narodzenia.

 

Jesienny kompot

Jako dziecko nie lubiłam jesieni. Bo które lubi?

Koniec wakacji to przecież nic przyjemnego. I żadne kasztany czy kolorowe liście nie były w stanie tego zmienić. Nawet nie chodziło o to, że nie lubiłam szkoły. Lubiłam ją, chodzenie tam sprawiało mi przez większość czasu przyjemność. Jesień to po prostu nie była moja pora roku.

Obecnie trochę się to zmieniło. Bardziej cieszą mnie ostatnie ciepłe, słoneczne dni. Jeszcze można pojechać na działkę i w ciągu dnia posiedzieć w ogrodzie, popatrzeć na kwiaty czy spotkać wiewiórki w lesie. Do tego grzyby. I owoce.

Dlatego dziś kompot jabłkowo winogronowy.

Do przyrządzenia tego wpaniałego napoju potrzeba mniej więcej tyle samo jabłek, co winogron. Najlepsze są oczywiście te działkowe owoce, świeżo zerwane. Oczywiście wszystko trzeba umyć. To że nasze domowe rośliny nie sa pryskane nie oznacza, że nie są brudne.

Zaczynam od jabłek. Kroję je w ćwiartki, wycinam gniazdka nasienne i bez obierania układam na dnie garnka. Na to wkładam opłukane winogrona w całych kiściach i zalewam wodą tak, by owoce były przykryte. 

Gdy całość już się zagotuje dosypuję cukru do smaku. W końcu kompot ma być słodki. Potem trzeba całośc zostawić jeszcze na trochę by jabłka zmiękly, ale nie rozgotowały się do końca. Warto skręcić gaz lub zmniejszyć moc palnika zaraz po posłodzeniu owoców.

Potem odławiamy winogronowe patyczki i można podawać. Elegancko byłoby przelać do dzbanka i podawać w kompotierkach, ale nalewany bezpośrednio do szklanek też może być. Pyszny na ciepło i na zimno. 

Smacznego.

Domowy tort lodowy

Mamy środek upalnego lata. 

W takim czasie chętnie spotykamy się z przyjaciółmi, więcej czasu też spędzamy na dworze. I jemy więcej lodów. 

I kiedy w czerwcu planowałam swoje imieniny przyszło mi do głowy zrobienie tortu lodowego. Tak dla odmiany. Poczytałam, pomyślałam i jest. 

Z góry przepraszam za nieciekawe kadry, ale musiałam się śpieszyć i zdjęcia robiłam na szybko - było ciepło, a lody mają swoje wymagania.

Do zrobienia tortu potrzebne będą:

  • silikonowa foremka, najlepiej w ciekawym kształcie - formę się po prostu odwija;
  • lody w ilości nieco większej niż pojemność formy - miejmy jakiś zapas;
  • owoce, które łatwo pokroić lub podzielić na cieniutkie kawałki;
  • miejsce w zamrażarce.

Zatem do dzieła. 

Zacznijmy od przygotowania ostatniego punktu, czyli miejsca w zamrażarce. Musimy swobodnie wyjmować wszystkie smaki lodów bez specjalnego przekładania, a jednocześnie móc chować nasz tort w poszczególnych fazach produkcji. Zatem warto się przygotować jeszcze przed zrobieniem zakupów. Zwłaszcza, że może być ciepło tego dnia.

Pracę zaczynamy od pokrojenia owoców. Generalnie unikałabym używania owoców takich jak mamy lody - lody mogą wtedy smakować "chemicznie". Ja miałam banany i truskawki. Obydwa rodzaje pokroiłam w naprawdę cieniutkie plasterki. Truskawki leciutko pokropiłam winem i posypałam odrobiną cukru.

Bardzo ważne jest żeby owoce nie były zbyt wodniste, a kawałki za duże - okazałyby się nieprzyjemne w jedzeniu. Lepiej dać kilka cieniutkich warstw niż jedną grubą.

Następnym krokiem było naszykowanie foremki i wyjęcie pierwszych lodów, czyli tych, które planowałam na górę tortu. Jak widać na pierwszej fotografii miałam dwa pudełka (1,4l każde) lodów Manhattan - pomarańczowe i jagodowe. Wybrałam je nie tylko ze względu na smak, ale również na konsystencję - one są plastyczne nawet bezpośrednio po wyjęciu z zamrażarki, co bardzo ułatwia pracę.
Wyłożyłam moją formę do nieco mniej niż połowy wysokości lodami pomarańczowymi wciskając je dokładnie w każdą szczelinę. 

Na to nałożyłam warstwę bananów.

Na to ułożyłam cienką warstwę lodów jagodowych, którą przykryłam truskawkami.



Na to znowu lody jagodowe - poszło całe opakowanie. Jako spodu użyłam kolejnej warstwy bananów.

Do zamrażarki i gotowe!

Oczywiście, tort kilkukrotnie w czasie tworzenia trafiał do zamrażarki. Z tym trzeba się liczyć, że aktualnie używane lody oraz dzieło będzie wymagało chowania i wyjmowania w trakcie pracy z poszczególnymi warstwami. Dlatego wszystko musimy mieć przygotowane w kolejności, a owoce pokrojone wcześniej. Niby w domu było wtedy około 24 stopni ale wszystko zaczynało płynąć zadziwiająco szybko, zatem miejmy to na uwadze.

Samo przygotowanie zajęło mi około godziny, wliczając w to krojenie i sprzątanie, więc nie jest to trudna praca. Kolejną zaletą jest możliwość zrobienia tortu nawet kilka dni przed podaniem. Na upał jak znalazł.

Można udekorować bezą lub owocami, choć ja podałam taki, jak był.

Smacznego.


Kosmetyczka na wyjazd.

 Wreszcie zrobiło się ciepło. Wraz ze wzrostem temperatury coraz chętniej zaczynamy wyjeżdżać - nie tylko na urlopy, ale też weekendowe wypady. I na te wyjazdy musimy się spakować. Ubrania, dokumenty, ewentualny sprzęt i kosmetyki.

No właśnie - to ostatnie niejednokrotnie stanowi największą i najcięższą część naszego bagażu i dostarcza nam nie lada zgryzoty.

Zacznijmy zatem od podstaw. Jaka powinna być kosmetyczka?

Trwała, pojemna i łatwa do utrzymania w czystości. To podstawa. Nie powinna być za mała, ale za duża też nie. Może być ich więcej niż jedna. 
Ja zawsze pakuję się w te dwie ze zdjęcia. Mają już ponad piętnaście lat i posłużą pewnie jeszcze drugie tyle. To był jeden z najlepszych prezentów jakie w życiu dostałam.

Jedna, dwie, trzy - ilość nie ma znaczenia, acz przy piątej już bym się zastanowiła. Ważne jest by ta największa mieściła... największy kosmetyk jaki z sobą bierzemy. Tylko tyle i aż tyle. U mnie duża na duże i mała na małe rzeczy. Taki podział jest wygodny gdy trzeba szukać drobiazgów.

Zatem jak wybrać dobrą kosmetyczkę?
Przede wszystkim musi być plastikowa lub pokryta plastikiem. Wtedy łatwo się ją czyści i jest wodoodporna. Jeśli jest wyłożona materiałem to sprawdźmy czy podszewkę da się łatwo wywinąć na zewnątrz - da się uprać gdy coś się wyleje w środku. 
Drugim ważnym punktem jest przestrzenność. Kosmetyczka nie może być płaską, bo wtedy niczego do niej nie zmieścimy. Zwróćmy uwagę na to, by miała spore dno i nawet pusta stała swobodnie. Będzie ją łatwo spakować ale i coś w niej znaleźć. A przecież nie zawsze mamy komfort wysypania wszystkiego i grzebania.
Trzecią sprawą jest zapięcie. Zamek musi być naprawdę solidny. Nie wybierałabym tych zapinanych na zatrzask - jeśli wypchamy je nieco tylko za mocno będą się otwierały.

Kosmetyczka wybrana, choć pewnie znalezienie tej idealnej wymagało przejścia po kilku sklepach. Teraz musimy ją zapakować.

Zatem, co z sobą zabrać?
No cóż... to zależy.
Przede wszystkim od tego na ile jedziemy i jaki charakter ma nasza wycieczka. Ale pewne warunki da się postawić. 
Priorytetem jest zabranie  maści i leków dermatologicznych jeśli takowych używamy. Na to musi znaleźć się miejsce. Bierzemy jak jest i trudno.
Następnie zastanówmy się nad środkami czystości i pielęgnacją.
W sklepach dostępne są produkty w wersji mini i bywają one niezłym rozwiązaniem. Najczęściej przeznaczone są na około tydzień używania, choć sporo zależy od osoby. Czasami warto kupić takie rzeczy, choć jak spojrzymy na cenę, to kosmetyki wychodzą zapróbekdziwiająco drogo w stosunku do pełnowymiarowego produktu. No i wybór jest przeraźliwie ograniczony, chyba że celujemy w rzeczy wysokopółkowe. Choć i tam nie wszystko będzie.
Od kilku lat da się jednak kupić opakowania podróżne. Małe buteleczki i słoiczki wykonane z dość trwałego plastiku, które możemy napełnić w domu i z sobą zabrać. Są dostępne pojedynczo i w kompletach i uważam je za najtańszy i najlepszy pomysł wyjazdowy. Kosztują grosze, przetrwają kilka lat i pozwalają zaoszczędzić sporo miejsca i pieniędzy. I możemy się cieszyć naszą stałą pielęgnacją niezależnie od tego, czy producent oferuje kosmetyk w wersji mini.
Dobrym pomysłem jest też wykorzystanie zalegających w łazience próbek. Szczególnie w przypadku jednego, dwóch noclegów okaże się to wygodną opcją. Saszetka praktycznie nic nie waży i nie zajmuje miejsca, a w domu jakoś się po nią nie sięgnęło. Wykorzystajmy ją w takim momencie.

No dobrze, pielęgnacja spakowana, ale co z makijażem?
Po pierwsze - nie bierzmy wszystkiego, co posiadamy. Zastanówmy się czy i jak REALNIE będziemy się malować. I zabierzmy rzeczy tylko na to. Paleta podróżna, którą zrobimy elegancki, upiększający makijaż, jeden podkład, puder i zestaw do konturowania naprawdę wystarczą. Do tego coś do brwi, rzęs i ust. Oraz utrwalacz dla potrzebujących. Mały zestaw pędzli. Ewentualnie kredka lub eyeliner. Starajmy się tak wszystko dobrać żeby zajmowało jak najmniej miejsca. Przy tym realnie oceńmy swoje potrzeby makijażowe. Jeśli wiemy, że będzie kilka eleganckich wieczorów, to weźmy więcej kosmetyków niż na sportowy weekend z ewentualnym wieczornym wyjściem do klubu. 
Osobiście też mam dwie kosmetyczki - jedną na kosmetyki, drugą na pędzle podróżne. Obie płaskie, jedna większa, druga mała. I w tym muszę się zmieścić.

Podsumowując, postarajmy się znaleźć złoty środek. Nie bierzmy za dużo, choć zadbajmy by mieć wszystko, co może nam się okazać potrzebne. Wiem, skomplikowane. 

Na koniec zajmijmy się jeszcze jedną sprawą. Jedna czy kilka?
Znowu sporo zależy od naszych preferencji i rodzaju wyjazdu. Zazwyczaj mam dwie kosmetyczki na pielęgnację i dwie na makijaż. Wygodniej mi zmieścić kilka mniejszych sztuk niż jedną dużą. Łatwiej też pewne rzeczy znaleźć. Poza tym oddzielam pielęgnację od malowania się, choć gdybym brała tylko sam tusz do rzęs to pewne wylądowałby w tej mniejszej zielonej i tyle. 
Jedna duża jest wygodna gdy musimy brać z sobą wszystko na raz do łazienki i z powrotem i trudno by było nosić cztery kosmetyczki, ręcznik i coś jeszcze.
 
Podsumowując, pakujmy się z głową. I cieszmy się latem póki trwa.

Pomidory i balkon

 

 
Dwa dni ciepła wystarczyły żeby moje sadzonki pomidorów wystrzeliły w górę.  Dwa tygodnie temu wyglądały jeszcze tak:

Teraz sporo sadzonek nadaje się już do wsadzenia do gruntu, choć wolałabym żeby jeszcze chwile podrosły. Nie wszystkie prezentują się tak imponująco jak ta z pierwszego zdjęcia, a część jest jeszcze całkiem malutka. Dobrze, że można je sadzić partiami. Zwłaszcza, że mam w sumie 40 sadzonek, z czego część wykiełkowała całkiem niedawno i te potrzebują jeszcze trochę czasu.

 

Chcę jednak przynajmniej częściowo pozbyć się roślinek, gdyż potrzebne mi są doniczki i miejsce na parapecie. Spodziewam się około 100 rozsad bazylii (na razie grzecznie siedzą w inspekcie ale już pokazują liście) i muszę je gdzieś trzymać. Oczywiście - bazylię w tak strasznej ilości posiałam nie dlatego, że otwieram fabrykę pesto, ale by posadzić ją pod krzaczkami pomidorów. Podobno bardzo to lubią, a mojemu tacie i tak wszystko jedno co kosi. A może zioła zarosną chwasty? Zawsze to jakiś plus.

W tym roku w ogóle dostałam jakiegoś szału ogrodniczo - balkonowego. O ile pelargonie mam jeszcze z zeszłego roku, to oprócz standardowego dla mnie majeranku (też kiełkuje), posiałam jeszcze werbenę, lobelię, miętę i rzodkiewkę. Tej ostatniej tylko kilka sztuk, bo docelowo w tym miejscu będzie mięta, jak się wreszcie raczy pokazać. Na razie wszystkie wysiane przeze mnie roślinki są raczej niewielkie i boję się, że zostaną takie do końca lata. Trudno.

Mamie udało się dla mnie kupić truskawki pnące i milion dzwonków - kwiaty podobne do surfinii, ale mniej wymagające. Kilka lat temu sprawdziły mi się naprawdę fajnie i bardzo chciałam mieć je znowu. 

 

Oczywiście, kwiatki zamiast ładnie zwieszać się na zewnątrz muszą rosnąć do środka. Czyżby mój charakter przeszedł na rośliny w trakcie wsadzania? 

Dobrze, że surfinie na ścianie nie mają zbyt wielkiego wyboru co do kierunku wzrostu.

Tak, zdecydowałam się na przywrócenie skrzynki na ścianie, więc teraz mam totalna dżunglę. Na razie wszystko jeszcze jest malutkie, pelargonie nie kwitną, a poziomki nie owocują, ale mam nadzieję, że w ciągu miesiąca to się zmieni.


Pierwsze rozsady w 2021

 Początek marca to idealny czas na rozpoczęcie przygotowań do prac balkonowo - działkowych. W marketach budowlanych (ale nie tylko) działy ogrodnicze zaczynają być coraz lepiej zaopatrywane. Pojawiają się różnego typu skrzynki, nasiona czy cebulki roślin ogrodowych. Katalogi kusza nas ślicznymi zakątkami pełnymi zieleni, ogrodowych mebli i kolorowych kwiatów - wszystko to oczywiście skąpane w promieniach słońca. Zbliża się wiosna.

A za oknem zimno. Temperatury około zera we dnie i w nocy. O spędzaniu czasu nawet na działce czy balkonie nie może być jeszcze mowy, tak jak nie do pomyślenia byłoby posadzenie czegokolwiek czy wystawienie skrzynek z kwiatami.

Za to mamy idealny czas na zrobienie rozsad. 

Rozsady robimy z nasion. Nie jest to trudne ani specjalnie kosztowne. Paczka nasion kosztuje przeciętnie kilka złotych i wystarczy nam na uzyskanie sporej ilości sadzonek. Albo na dwa sezony. Do tego potrzebne nam jest coś, w czym zasiejemy nasze roślinki. 


W markecie kupiłam zestaw do robienia rozsad na 56 roślinek - zawiera od razu ziemię, podstawkę i pokrywkę, więc koszt 14,99PLN nie wydał mi się znaczący. Zwłaszcza, że miniszklarnia jest wielokrotnego użytku i posłuży pewnie kilka sezonów. Wysiałam do niej dynię, ogórki, goździki, cynie i lobelię. 

Te brązowe pojemniczki wykonane są z torfu i można je wsadzić do ziemi razem z roślinką. Za zestaw 3*8, czyli 24 sztuki zapłaciłam 9,99PLN. Są sporo większe i głębsze od zielonych "dziurek". Posiałam w nich pomidory karłowe, poziomki i lubczyk.

Najtańszą metodą będzie wykorzystanie pojemników po jajkach. Najfajniejsze byłyby takie z przezroczystego plastiku, bo miałyby od razu pokrywkę. Ale styropianowe i kartonowe też się nadadzą, choć te drugie zapewne okażą się jednorazowe. 

Oprócz pojemniczków potrzebne będą przezroczyste tacki lub woreczki do przykrycia rozsad oraz spryskiwacz do podlewania. Całość stawiamy na parapecie nad kaloryferem żeby nasze roślinki miały jasno  ciepło. Sama wysiałam 100 rozsad, jestem ciekawa ile się z tego uda. Mam nadzieję, że wszystkie.

Dynia, ogórki, goździki i cynie w całości pójdą na działkę. Pomidory oraz lubczyk oczywiście też. Werbeną zwisającą i miętą podzielę się z rodzicami (potrzebuję po 6, wysiałam po 10). Nie wiem jak uda się lobelia, bo planuję wsadzić ją do skrzynki. Co do poziomek - trzy sztuki na balkon, reszta na działkę. Niech tam rosną razem z truskawkami.

A Wy robicie rozsady? Może macie jakieś pomysły i "triki" roślinne? Podzielcie się w komentarzach.

Metoda małych kroków

 Nowy rok - nowa ja. Ile z nas składa sobie te obietnicę wraz z pierwszym stycznia? A potem okazuje się, że realizacja napotyka nieprzewidzi...