Blogmas 24/22

 

Wigilia.

Choinka ubrana? Uszka ulepione? Makowiec upieczony? Karp zabity? Kolędy słychać?

Dziś ostatni dzień kalendarzy adwentowych, dlatego otwieram je wcześnie.

Maseczka znowu zielona - z drzewa herbacianego. Przyda się po powrocie z pasterki. A od Sylveco ujędrniający balsam do ciała. 30ml starczy na dwa, trzy użycia.

Podsumowując - obydwa kalendarze były fajne. Otwierało się je bardzo przyjemnie i dało mi naprawdę sporo frajdy. Na przyszły rok też sobie jakiś sprawię.

Kalendarz z maseczkami od SuperPharm był sympatyczny, choć odnoszę wrażenie, że zawartość była bardzo bezpieczna. Nie czułam po ich użyciu jakiegoś spektakularnego efektu, ale regularna pielęgnacja na pewno coś dała. Otwieranie okienek nie było najłatwiejsze i wymagało użycia narzędzia. Poza tym kartoniki drzwiczek nie zawsze ładnie się urywały i zginały, a niektóre całkiem odpadły. Po dwóch tygodniach kalendarz estetycznie wyglądał już tylko z zewnątrz. Trochę szkoda, bo ogólnie oceniam go raczej pozytywnie. Pomysł przedni. Nie wiem tylko, czy intensywne barwniki zastosowane w kosmetykach każdemu posłużyły. Osoby z wrażliwą cerą mogłyby mieć problem.

Sylveco popisało się niesamowicie. Opakowanie wygodne i trwałe, a zarazem łatwe do otwierania. Zawartość zapakowana w szklane słoiczki i butelki. Estetycznie - wszystkie opakowania i etykiety miały jednakową szatę graficzną. Jednocześnie ekologicznie. Słoiczki 30ml i buteleczki 10ml na pewno się przydadzą. Jeśli nie na żywność to na śrubki w garażu. A samych kosmetyków starczy jeszcze co najmniej na miesiąc. Przy tym nie był drogi, co jest dodatkowym atutem. Jak będzie za rok, to może tez kupię. Zobaczymy.

Tym wszystkim, którzy towarzyszyli mi w otwieraniu kalendarzy, sprzątaniu i ogólnym przedświątecznym szaleństwie, a także tym, którzy są tu dziś pierwszy raz oraz wszystkim wkoło życzę, żeby te święta były pełne ciepła, miłości i radości. Niech Wam wszystkim będzie spokojnie i po prostu dobrze. I niech to Boże Narodzenie będzie czasem prawdziwie dobrym.

Blogmas 23/22


 Piątek. Ostatni pracujący dzień tego tygodnia dla wielu osób. Sporo też wzięło wolne żeby się spokojnie przygotować. W sklepach kolejki od rana. I puste półki. Tak jak przewidywałam.

Niestety, musiałam pójść w to szaleństwo. Lepiej dziś niż jutro. Dziś było wariactwo, jutro gwarantowany armagedon.

W zasadzie święta gotowe.

Serniki upieczone, kutia zrobiona, łazienka czysta. Partner wiesza dekoracje na oknach. Zaraz zaniosę ciasta i prezenty do babci żeby jutro nie nosić. Wieczorem ogarnę regał i kuchnię. Ciekawe, czy uda się zrobić paznokcie...

Kalendarze.

Wczorajsza maseczka była wściekle żółta. I pachniała bananem. Dziś maseczka truskawkowa. Różowa. Ale poprzednio nie pachniała truskawkami.

Wczorajszy olejek nie ujędrnił mnie cudownie po jednym użyciu. Dziś żelowa regeneracja do twarzy, ciała i włosów. Jakiś męski kosmetyk?

Blogmas 22/22


 Był sobie czwartek. I zniknął.

Załatwiłam wprawdzie kilka drobnych sprawunków, kupiłam kotu karmę, ale dzień w zasadzie przeleciał nie wiadomo kiedy. 

Zrobiłam pranie, pszenica na kutię stygnie, partner w międzyczasie zmielił mak. Rodzynki, daktyle i suszona gruszka właśnie ociekają z rumu, w którym przestały dobę. Masakra. Jestem zmęczona, a w zasadzie nic nie jest zrobione. A jutro znowu do sklepu bo gapa jestem i zapomniałam zrobić listę. Poza tym chleb trzeba kupić. I to sporo, może nawet jeden zamrożę. Bo upiec nie damy rady. Dwa serniki zajmą piekarnik na dostatecznie długo.

Na regale posprzątała się jedna półka, zatem zostały tylko trzy. Może się uda. I półeczki w łazience. Nie wspominam nawet o niewypranych pędzlach. Chyba zrobię to dzisiaj. Pojutrze rano będą mi potrzebne.

Marzę, żeby w tym roku mieć zrobione paznokcie. Może się uda, zobaczymy.

Kalendarze.

Wczorajsza ananasowa maseczka była żółta, ale zapach miała takiego niezbyt świeżego owocu. Dziś w planie bananowa. Chyba też była żółta.

Masło do ciała okazało się nieco rzadsze niż poprzednio, ale też ładnie się wchłonęło. Na dziś mam ujędrniający olejek do ciała. Jedno użycie chyba nie wystarczy...

Blogmas 21/22

 

Środa. Trzy dni do Wigilii.

Obudziłam się ze straszną migreną. To pewnie przez pogodę. Przed śniadaniem tabletka, po śniadaniu druga i dalej wiedziałam, że mam głowę. Dobrze, że tato miał czas dopiero od południa, to jakoś wydobrzałam.

Poszłam do babci, tato już był, ustawiliśmy choinkę i zaczęła się coroczna zabawa z lampkami. Ledy, które kupiłam w zeszłym roku były oczywiście w porządku, ale babcia ma też trzy komplety po 100 tradycyjnych żaróweczek. I jeden który w zeszłym roku skazany został na los dawcy lampek. Oczywiście, z trzech kompletów świeciły dwa. Standard. Okazało się, że z trzeciego po prostu wypadła jedna żaróweczka. Włożyliśmy, świeci. 

Tato zaczyna zakładać lampki na choinkę. Ledy wokół pnia i na górze, a bardziej po zewnętrznej te zwykłe. Pierwszy komplet świeci, drugi nie. Żaróweczka wypadła. Znaleziona, włożona i nic. Dochodzi czternasta a my z gołą choinką. Tato zaczyna kombinować coś z żaróweczką, jakoś wpasowywać a ja pomału tracę cierpliwość. Po kwadransie wyszłam do najbliższego sklepu z tanimi rzeczami i za 30 złotych kupiłam komplet 300 lampek wewnętrzno - zewnętrznych. Jak wróciłam po dziesięciu minutach to oporny komplet oczywiście świecił. Założyłam nowe, a potem jeszcze pozostałe. W sumie 800 lampek. Świeci.

Przyszła pora na bombki. Babcia na szczęście nie ma ich tak dużo, ale do osiemnastej nam zeszło razem z chowaniem pudełek i odkurzaniem po zabawie. Miałam czas tylko na szybkie przebranie się i pobiegłam na chór. 

Jak wróciłam zastałam pomyte lustra, żyrandole i łazienkę. Oraz naprawioną spłuczkę, która w ostatnim czasie zaczęła szwankować. To się dołożyłam do prac domowych i pomalowałam orzechy złotą farbą. Mimo iz robiłam to na balkonie, śmierdzi w całym mieszkaniu. Wywietrzy się do jutra.

Musze jeszcze namoczyć pszenice i mak na kutię. Jutro będę robić.

Kalendarze.

Wczorajsza maseczka była jasnoróżowa. Dziś maseczka ananasowa - z tego co pamiętam miała bardzo mocny zapach. I chyba nawet była żółta, ale nie dam głowy. 

Peeling od Sylveco był przyjemny. Zostało go jeszcze całkiem sporo. Dziś na wieczór intensywnie nawilżające masło do ciała. Ciekawe, czy będzie tak samo gęste jak poprzednie.

Blogmas 20/22


 Jak wstawiam zdjęcie z 20 to zaczynam jakoś panikować. 

Odkrywam wtedy mnóstwo niezrobionych rzeczy, niezałatwionych spraw, które koniecznie MUSZĘ zrobić przed świętami.

Nie ogarnęłam regału. Na biurku znowu syf. Lustra niepomyte. Okna nieudekorowane. Wędliny i chleb niekupione. Ostatnie prania do zrobienia. Żyrandole niepomyte. Drzwi i kontakty brudne. Obrusy niepoprasowane. Kutia w postaci osobnych składników. Serniki nieupieczone. Paznokcie niezrobione. Łazienka woła o pomstę do nieba.

Ratunku! Jak ja to zmieszczę w trzech dniach? A w zasadzie dwóch, bo jutro odpada.

Przedwczoraj i wczoraj walczyliśmy z naszą choinką. Dziś trzeba było po tej rozrywce posprzątać. Odkurzyć, wynieść puste pudełka do piwnicy - to zajmuje czas. A jeszcze trzeba ustawić dekoracje, które na razie leżą rzucone na komodę i pianino.

Wycieczka do Kauflandu pokazała jak bardzo ludzie wpadli w szał zakupów. Przez miasto nie dało się przejechać. Kilometry ludzi do kas. A jeszcze raz będę musiała pójść w piątek, bo wędlinę i chleb kupię dopiero wtedy. Na razie dojadamy to, co jest w domu. Na święta kupimy świeże. Dużo nie trzeba, ale wbrew pozorom trzeba tyle, żeby zostało do wtorku. Już się boję piątku.

Jutro mamy zaplanowane ubieranie choinki u babci. Do tego trzeba będzie u niej trochę ogarnąć i cały dzień zejdzie. Zostaną czwartek i piątek. Mam nadzieję, że ze wszystkim zdążę tak, żeby w samą wigilię móc tylko spokojnie się ubrać, zanieść do babci prezenty i potrawy, poskładać życzenia komu trzeba, a potem bez pośpiechu siąść do kolacji. Ze świadomością, że wszystko jest zrobione. Będę do tego dążyć.

Kalendarze.

Wczorajsza maseczka z kiwi była zielona, co nie jest żadnym zaskoczeniem. Odcień tym razem był jasnotrawiasty. Dziś pewnie okaże się różowy, bo wyciągnęłam maseczkę z granatem. Wanna nie zafarbowała chyba tylko cudem.

Wczorajszy żel od Sylveco okazał się fajny. Troszkę szkoda, że dają ich tylko po 10ml, ale nie można mieć wszystkiego. Za to dziś 30ml odżywczo - wygładzającego peelingu do ciała. Cieszę się, bo znowu starczy na kilka użyć. I słoiczek będzie.

Blogmas 19/22

 

Poniedziałek.

W pracy ludzie jeszcze jakoś się koncentrują, ale tylko na 85%. Święta nadchodzą wielkimi krokami i to się czuje. Ruch w galeriach i sklepach nie zmienia się niezależnie od godziny, kurierzy jeżdżą stadami. Kolejki do sklepowych kas. Wariactwo w czystej postaci.

Wczoraj partner założył 1500 lampek na choinkę. Dziś ubieraliśmy drzewko. Stoi, świeci. Tyle w temacie. Jutro wyniesiemy kartony do piwnicy i będzie można normalnie funkcjonować. W międzyczasie oświetlił się balkon.

Jeszcze skocze do rodziców pomóc im dokończyć ich choinkę. 

Kalendarze.

W sumie pisanie o maseczkach chyba już nie ma sensu, bo się powtarzają. Za to masło do ciała było super. Gęste, o bardzo fajnym zapachu. Dziś maseczka kiwi i delikatny żel pod prysznic.


Blogmas 18/22

 

Czwarta niedziela adwentu. Najdłuższego, jaki może być. Boże Narodzenie w przyszłą niedzielę, a zatem za tydzień. Który upłynie zanim zdążymy się zorientować.

Wczorajszy dzień upłynął nam pracowicie. 

Zaczął się nawet sympatycznym, średnio leniwym śniadaniem. Potem była wycieczka do piwnicy po bombki i inne akcesoria choinkowe. W trakcie tej zabawy okazało się, że po choinki trzeba jechać już - mieliśmy je zamówione i czekaliśmy na informację od człowieka, który miał je przywieźć. Oczywiście nie do domu tylko w umówione miejsce.

Telefon - są. Ale trzeba się śpieszyć bo gość nie ma czasu. Poza tym mróz. A ja z partnerem w piwnicy. Zadzwoniłam do taty żeby się zbierał a my zagęszczamy ruchy. Buty ubierałam jak rodziciel zadzwonił że po mnie wyjeżdża. Dwie bluzy, plecak, grube skórzane rękawiczki i jazda. 

Pojechaliśmy, wybraliśmy, zapłaciliśmy i pakujemy do auta. Najpierw dla mnie, bo największa. Ledwo wlazła. Trzeba było złożyć przednie siedzenie, siedziałam z tyłu obok drzewka. Zawieźliśmy, tato z partnerem ledwo wtaszczyli na balkon. Chyba duża jest.

Wróciliśmy po pozostałe trzy. Nie pisałam wczoraj o trzech ogółem? Okazał się, że rodzice partnera też chcą. Zapakowaliśmy pozostałe i zaczynamy rozwozić. Do babci poszła gładko bo mała i na parterze. Wniosłam sama i zostawiłam na balkonie. Do rodziców musieliśmy z tatą nieść we dwójkę, bo też jakaś większa wyszła. Ale oni mają miejsce, więc nie ma problemu. Do rodziców partnera zajechaliśmy na końcu. Wniosłam, wrzuciłam na balkon i zapowiedziałam powrót z rybami.

W międzyczasie zrobiła się szesnasta i trzeba było coś zjeść. Dobre KFC nie jest złe. Kalorii dostarczyło dosyć. Po posiłku pojechaliśmy po ryby. Szybka akcja, cztery karpie i wycieczka do rodziców partnera. Wreszcie tato zajechał do garażu i poszliśmy do nas na herbatę z rumem. Po sobocie.

Dziś w planach mam ubieranie naszej choinki. Akurat zajęcie na cały dzień. Dobrze, że obiad mam ugotowany i wystarczy odgrzać.

Kalendarze.

Wczorajsza maseczka znów była różowa. Miła odmiana po zielonych. Kuracja do rąk jest fajna, ale ta z Avonu chyba lepiej mi się sprawdza. Co nie zmienia faktu, że tę z pewnością zużyję. Na dziś maseczka z drzewa herbacianego oraz intensywnie kojące masło do ciała.

Blogmas 17/22


Sobota. Przedświąteczny szal w pełni rozkwitu.

Cieszę się, że nie muszę w nim uczestniczyć. I cieszę się, że nie muszę realizować planu z wczorajszego blogmasa. Naprawdę, bardzo się cieszę. I szczerze współczuję tym, którym on się przydał. Mocno trzymam za nich kciuki.

Patrzyłam na prognozę pogody. Od poniedziałku możemy pożegnać białą pierzynkę. Strasznie szkoda. Miło byłoby mieć białe święta. Tak dla odmiany. Ale możemy się raczej spodziewać deszczu i powrotu do mocno listopadowej aury. Niestety.

Cieszmy się jednak, że cokolwiek spadło. To przez bezśnieżne zimy mamy latem susze. Wolno topniejąca pokrywa białego puchu powolutku przenika do gleby i podnosi poziom wód gruntowych. Zatem każdy centymetr jest cenny. W dowolnym terminie. Choć, oczywiście, wszyscy najbardziej pożądamy go w ostatnim tygodniu grudnia. Wtedy nie przeszkadzają nam nawet śliskie jezdnie i nieodśnieżone chodniki. Byle były białe święta.

Mój weekend tez zapowiada się na pracowity. Trzeba kupić ryby i choinki. Jeszcze nie wiem, czy zrobię to dziś, czy jutro. O ile z rybami to nie problem, to choinki wolałabym załatwić dzisiaj. W końcu będę musiała je ubrać. A mam ich aż trzy. Swoją, rodziców i babci. Trochę to zajmie. 

Jak się nie uda z choinką zawsze mam regał do skończenia...

Kalendarze.

Maseczka od SuperPharm była taka jak poprzednio. A olejek od Sylveco okazał się fajny. Starczy mi na sporo czasu, zwłaszcza, że pewnie nie będę zbyt często używała.

Na dziś różowa maseczka arbuzowa oraz intensywnie regenerująca kuracja do rąk. Zobaczymy, czy okaże się lepsza od preparatu z Avonu.

Blogmas 16/22

 

Piątek. Dziś po południu zaczyna się ostatni przedświąteczny weekend. Kto może, niech nie wychodzi z domu i nie naraża się na kontakt z szaleńcami.

A dla tych, którzy w piątkowe popołudnie zaczynają przygotowania do Bożego Narodzenia i mają na to dwa i pół dnia skuteczny plan działania.

Dziś po południu.

Zjedz obiad. Koniecznie. Solidny i sycący. Najlepiej z deserem.

Wstaw pranie, które będzie prało się dłużej. Jeśli masz niewyprane pościele, ręczniki i obrusy - teraz jest na to pora. Pranie możesz wstawić przed obiadem.

Po obiedzie (lub w trakcie), zrób wszystkie listy, których jeszcze nie masz. Potrzebne będą spisy:

  • potraw, które chcesz podać;
  • osób, które przyjdą;
  • prezentów - co dla kogo;
  • z menu wygeneruj listę zakupów.
Jedź na zakupy i kup wszystko, co może tydzień poleżeć. Mięso i ryby też. Włożysz do zamrażarki i też będzie bardzo dobrze. Do sklepu udaj się z listą. Nie zapomnij o jedzeniu na weekend tak, by jak najmniej wychodzić z domu. Uwzględnij też brakujące detergenty i dokup ręczników papierowych.
Obczaj miejsce, gdzie kupisz choinkę. Możesz ją nawet nabyć.
Na Twojej liście zakupowej powinny zostać tylko rzeczy, które muszą być świeże - owoce, warzywa i pieczywo. Jak trafisz teraz na fajne wędliny to też kup - większość bez problemu nadaje się do mrożenia. 

Jeżeli dotąd nie udało Ci się kupić prezentów - pozostały Ci TYLKO zakupy stacjonarne. Zamówienie naprawdę może nie zdążyć, bo takich jak Ty jest więcej.

Jak zdążysz - kup prezenty i coś do ich zapakowania. 
Zjedz kolację, powieś pranie i się odpręż. 
Nie siedź do późna przed ekranem. Raczej weź kąpiel i się połóż. Jutro wcześnie wstajesz.

Sobota.
Wstań wcześnie. Zjedz śniadanie bez ociągania.
Sprawdź, czy pranie już wyschło. Jeśli tak - od razu schowaj. Ale jak masz jakiekolwiek wątpliwości, to niech jeszcze powisi. Nie wkładaj niedosuszonych rzeczy do szaf.
Okien nie pomyjesz, nawet się nie staraj. Za zimno. Ale zdejmij firanki i wrzuć do prania. Najlepiej powieś gęstsze żeby nie było tak bardzo widać brudnych okien. Wyczyść parapety i ogarnij kwiatki, ale nie skupiaj się na tym za bardzo. Roślinki na szybko, ale z ewentualnym upinaniem firan raczej się postaraj.
 
Dzisiaj masz dzień na posprzątanie domu.
Zasada jest prosta. Wszystko z wierzchu. Nie baw się w porządkowanie w szafkach, bo możesz nie zdążyć. Ma wyglądać na posprzątane. 
Na pierwszy ogień weź pokój, gdzie przyjmiesz gości. Potem przedpokój i miejsca, gdzie będą spali. Na końcu Twoja sypialnia, jeśli wiesz, że do niej raczej nikt nie będzie wchodził.
Zaczynasz od góry. Odkurz żyrandole. Ścieraj kurze z mebli oraz przedmiotów zaczynając od góry. Weź do tego średnio wilgotną szmatkę nasączoną płynem antystatycznym. Jeśli dziś się przyłożysz, za tydzień przelecisz wszystko suchą szmatą w pół godziny.
Poukładaj wszystko tak, żeby ładnie wyglądało. Przyjrzyj się krytycznie różnym miejscom. Jeśli coś wygląda nieciekawie - postaw tam świąteczną dekorację. Mikołajów, bałwanków i choinek możesz naustawiać ile chcesz i nikt nie zobaczy plamy na ścianie czy zniszczonego blatu komody.
Wyczyść wszystkie lustra i odkurz obrazy.
W przedpokoju pochowaj nadprogramowe buty i kurtki. Zostaw tylko te rzeczy, których użyjesz w najbliższym tygodniu. Tutaj też odkurz ramę lustra.
Wyjmij firanki i je powieś. Jak masz jakieś kolejne pranie to je wstaw, ale raczej wybierz rzeczy, które szybko wyschną.
Zrób sobie kawę lub herbatę i przejdź się po mieszkaniu. Zobacz, czy są jakieś rzeczy, których nie powinien zobaczyć nikt postronny. Schowaj je naprawdę głęboko. Tak, żeby nie dało się ich przypadkiem wyciągnąć. 
Pochowaj też wszystkie "niereprezentacyjne" drobiazgi, które normalnie stoją na biurku czy regale. Bez większości przeżyjesz tydzień, a potem je sobie poustawiasz. Im mniej na wierzchu tym łatwiej sprzątać. Zostaw tylko to, co musisz. Ewentualnie to, czym chcesz zasłonić coś innego.
Zjedz obiad i odpocznij trochę. Nie zasiaduj się.
Po obiedzie czas na łazienkę.
Tu musi być porządnie posprzątane. Zacznij od wyjęcia wszystkiego, co się da i umycia kafli. A potem wyczyść półki i wierzchy szafek. Jak będziesz z powrotem ustawiać kosmetyki to przetrzyj każde opakowanie. Część z nich może być z wierzchu zakurzona. Skup się na wyczyszczeniu wszystkich rogów i zakamarków. Zobacz, czy fugi na podłodze nie wymagają wyszorowania. Jeśli masz czas i siłę - zrób to. Jeśli nie, to tylko postaraj się ładnie wszystko umyć. 
Odkamień wylewki i miejsca wokół baterii. Przez tydzień nie powinny za bardzo "zarosnąć" i będziesz mieć je z głowy.
Kolacja, kąpiel i dobranoc.

Niedziela.
Jeśli jesteś osobą religijną - idź na poranną mszę. Ale wybierz tę możliwie najwcześniejszą. Przed Tobą długi dzień.
Po powrocie zjedz ciepłe śniadanie. Ale nie siedź przy nim za długo.
Przebierz się na roboczo. 
Zbierz pranie, które już wyschło. Naszykuj sobie gdzieś rzeczy na poniedziałek. Ubranie, dokumenty - wszystko czego potrzebujesz.
Weź się za kuchnię. Zacznij od wysprzątania lodówki. Pozbieraj też wszystkie możliwe śmieci i je wynieś. Pewnie wieczorem zrobisz to ponownie, ale trudno.
Umyj lodówkę. Poustawiaj w niej na nowo.
Umyj piekarnik. Doczyść szybę, niech nie będzie na niej ani jednego zacieku. Umyj też wszystkie pokrętła w kuchence, doczyść palniki i ruszty. Jeśli masz płytę - pójdzie szybciej.
Zajmij się sprzętami AGD, które stoją na blacie. Wyczyść je bardzo porządnie w środku i na zewnątrz. Odkamień czajnik i ekspres do kawy.
Mocnym detergentem umyj wszystkie półeczki, wieszaczki i to, co się na nich znajduje. Okażą się dziwnie zatłuszczone nawet jeśli wydaje Ci się, że mało gotujesz. Jeśli masz zegar na ścianie - zdejmij go i umyj.
Lodówka umyta? Z wierzchu też? A to, co na niej stoi? No właśnie - to też trzeba choć przetrzeć.
Umyj zlewozmywak i szafkę pod nim. Przyjrzyj się kubłowi na śmieci i przetrzyj go chociaż z wierzchu. Poukładaj detergenty w taki sposób, żeby na wierzchu mieć te najpotrzebniejsze.
Wyczyść porządnie okolice zmywarki, tam zawsze jest dziwnie nachlapane.  Na końcu zmyj wszystkie fronty i blaty.
Obiad zjedz w międzyczasie.

Kuchnia ogarnięta? Obiad zjedzony? Super. A choinka?
No właśnie. Dobrze, że ta niedziela jest handlowa. Zresztą, te punkty działają niezależnie od dnia tygodnia i są raczej długo czynne. Ale nie zostawiaj tego zakupu na ostatnią chwilę. Możesz nie mieć w czym wybierać. 
Zatem pora pójść po choinkę. A potem ją ubrać. Właśnie dlatego we wczorajszym planie dnia nie było odkurzania. Zrobisz to za kilka godzin. Jak skończysz sypać igłami i brokatem. 
Zacznij jednak od sprawdzenia, czy światełka świecą. I zrób to zanim wyjdziesz po drzewko żeby dwa razy nie pchać się przez miasto. Zwłaszcza, że w marketach budowlanych będzie Sodoma i Gomora, a tylko tam kupisz lampki w niedzielne popołudnie. Za to raczej nie nabywaj w nich drzewek. Tam przeważnie mają gorsze niż w specjalnych punktach. A cena podobna.
Miłej zabawy. Walcz do zwycięstwa.
Potem pozbieraj szkło ze stłuczonej bombki, pochowaj pudełka na miejsce i weź się za odkurzanie. Chyba, że jest pierwsza w nocy, a Ty mieszkasz w bloku. Wtedy ostatni punkt zrealizujesz w poniedziałek.

Ja się zmęczyłam od samego pisania, ale ten plan powinien zadziałać. Wszystkim, którzy nie muszą go realizować życzę miłego piątku.

Kalendarze
Wczorajsza maseczka pachniała tak samo jak za pierwszym razem. I była tak samo zielona. Balsam okazał się bardzo przyjemny, jak poprzednie. I tez go zostało.
Na dzisiejszy wieczór odżywcza maseczka z masłem shea oraz 10ml odżywczo - regenerującego olejku do ciała. Zapowiada się smakowity wieczór.

Blogmas 15/22

 

Czwartek pojawił się zupełnie niespodziewanie. 

Teoretycznie, odnotowując każdy kolejny dzień w blogmasach, powinnam zauważyć istnienie wtorku i środy. Nic z tego. Mam nieodparte wrażenie, że wczoraj był poniedziałek. Może dlatego, że minione dwa dni składały się z zupełnie nadprogramowych wydarzeń. Wiadomo - grudzień. Zawsze coś wyskoczy. Jeszcze się nie zdarzyło żeby nie.

Udało mi się dziś zlikwidować kwiaty na balkonie. Wprawdzie niektóre jeszcze żyły, ale ziemia w doniczkach była całkiem zamarznięta. Aż trudno ją było rozbić żeby móc wrzucić do worka na śmieci. Ale się udało. Skrzynki i doniczki zostały opróżnione i - wraz z ziemią - wyniesione do piwnicy. Wieszaczki z kraty też tam wylądowały.

Bo na balkonie stał napoczęty worek ziemi ogrodniczej. Oczywiście - zawartość zamarzła. Na całkiem fajną, jednolitą grudę. Nie byłoby w tym niczego strasznego gdyby nie fakt, że w słoiku na parapecie od kilku tygodni ukorzeniały się szczepki komarzyc. Zamierzałam je wreszcie wsadzić do indywidualnych doniczek korzystając z faktu totalnego zabałaganienia pokoju ziemią. Drapałam, kruszyłam, pukałam, stawiałam przy kaloryferze, ale się wreszcie udało. Sześć roślinek wylądowało w ziemi. Mam nadzieję, że nie zamarzły od włożenia ich w lodowaty grunt, bo byłoby mi strasznie przykro. Mam wobec nich plany na wiosnę.

Swoją drogą, po raz pierwszy od kiedy tu mieszkam nie umyłam balkonu po likwidacji kwiatów. Ale w mróz to nie jest najlepszy pomysł. Niby kafelki są mrozoodporne, ale kreowanie potencjalnej warstewki lodu na nich to jednak nie jest najlepszy z pomysłów. Zatem zamiotłam, pozbywając się przy okazji odrobiny śniegu i tyle. Mycie musi poczekać na nadejście wiosny.

Przy okazji sprzątania zabrałam z balkonu stojący tam sześciopak piwa, puszkę gruszek oczekującą na zrobienie tortu i dynię, która jest jedynym owocem robionych przeze mnie w minionym sezonie rozsad ogórków, kabaczków i dyń. Jedna, nieduża, pomarańczowa sztuka. Mam nadzieję, że nie zamarzła całkowicie. Zimna jest strasznie, ale jak się zagrzeje to spróbuję ją obrać, pokroić w kostkę i... do zamrażarki. Na zupę będzie jak znalazł.

Wróciłam też do porządkowania regału z materiałami. W sumie trzy półki zrobione, w tym jedna z aktualnymi pracami krawieckimi. Muszę się kiedyż za to wziąć, choć ostatnimi czasy z maszyną mi jakoś nie po drodze. Do świąt raczej niczego już nie wyprodukuję. Choć łudzić się zawsze można. Można się też łudzić, że dziś skończę sprzątanie tego mebla. Można, czemu nie.

Kalendarze.

Maseczka od SuperPharm znów zielona. Jak dotąd nawet te, które na obrazku pokazują jako żółte, w większości robią ze mnie ufoludka. I to w takim chemicznym odcieniu. Śmieszne to trochę, ale zaczynam się bać czy wanna nie dorobi się w końcu niezdrowego koloru akrylu. Wczorajszy żel z kalendarza Sylveco zużył się w całości. Nieofensywny zapach, fajna konsystencja. Kosmetyk całkiem w porządku choć bardziej cieszą mnie peelingi. Starczają na dwa lub trzy użycia, a tu mamy jednorazówkę.

Dziś wieczorem moją buzię czeka maseczka o zapachu wanilii. Już raz była - i z tego co pamiętam - zapach był trochę sztuczny, ale waniliowy. Od Sylveco znów 30ml balsamu. Po kąpieli jak znalazł.

Blogmas 14/22

 

Środa. 14 grudnia. 10 dni do świąt.

I moja ogromna prośba.

Jeżeli uważasz, że którykolwiek z moich postów na tym blogu wniósł coś pozytywnego w Twoje życie - udostępnij go. Komuś. Jednej osobie. Podziel się dobrem tak jak ja się dzielę. Wrzuć link na swoje media społecznościowe lub wyślij komuś, komu dobrze życzysz. To kosztuje mniej niż minutę. 

Widać narastające wariactwo.

Miasto zatkane w zasadzie cały dzień. Mimo niesprzyjającej pogody ilość samochodów jakby wzrosła. Mam wrażenie, że nerwowość kierowców też. Szczególnie popołudniami dadzą się zauważyć głupoty popełniane przez kierowców. Rowerzystów i pieszych też. Może nawet przede wszystkim.

Ja się temu nie poddaję. Zresztą nie mam szans. Inni ludzie mi na to nie pozwolą. Co chwila dzieje się coś niespodziewanego i zupełnie nieświątecznego. Ratują mnie tylko

... kalendarze.

Wczorajsza maseczka z matcha była wściekle zielona. I - jak poprzednio - fajna. Peeling do ciała przyjemnie drapał i został jeszcze na raz. 

Dziś maseczka z awokado i żel pod prysznic.


Blogmas 13/22

 


Wtorek, 13 grudnia. 

Połowa za nami. Nawet nie wiem kiedy to zleciało. Teoretycznie doba ma 24 godziny zimą i latem, a w praktyce grudniowe dni po prostu znikają. Magia świąt?

Oczywiście, regału wczoraj nawet nie tknęłam. Już się o to ludzie postarali. Kwiatów zresztą też nie. Jedna surfinia na balkonie dalej uparcie żyje, pozostałe pomału nadają się do utylizacji. Nie chcę wszystkiego zostawiać na sobotę, zwłaszcza, że przewiduję w tym dniu choinki i ryby. Jakieś takie przeczucie mam, że to będzie ten dzień. I weekend pod znakiem bombki.

Oczywiście,  regału i kwiatów nie ruszyłam. Znowu ludzie. Najpierw koleżanka ze swoją sprawą i pomocą w mojej, a potem tato. Programator w pralce rodziców zaczyna szwankować, więc razem z partnerem coś w nim pogrzebali. I tak zrobiło się po 22. 

Ciekawe, co przyniesie jutro.

Kalendarze.

Wczorajsza maseczka od SuperPharm znów była jadowicie zielona. Czy coś dała? Trudno powiedzieć. Na pewno przy takim codziennym aplikowaniu maseczek jakieś pozytywne skutki są. Choćby porządniejsze oczyszczenie, bo staram się dokładnie domywać buzię przed nałożeniem specyfiku z saszetki. Masła do ciała nie próbowałam, przyznaję się bez bicia.

Dziś w kalendarzu maseczka z matcha - już raz była, więc wiem, że będzie zielona. Wściekle. A Sylveco dało 30ml kojąco - wygładzającego peelingu do ciała o bardzo fajnym zapachu i kolorze jagódek.

Blogmas 12/22

 

Poniedziałek. dwa tygodnie do świąt. Niecałe.

Przedświąteczny szał zaczyna się na dobre. Budzą się ci, którym wydawało się, że mają jeszcze mnóstwo czasu. To znaczy, połowa z nich. Reszta obudzi się w przyszłym tygodniu i to dopiero będzie jazda. Bez trzymanki.

Jak chcesz rozśmieszyć Pana Boga to zrób sobie plany na przyszłość.

Wczoraj napisałam, że po obiedzie biorę się za regał. Oj, jak się wzięłam. Ledwo usiedliśmy do jedzenia zapowiedzieli się goście. Mieliśmy czas na szybkie spożycie obiadu i lekkie ogarnięcie łazienki i dywanów. Z regału udało mi się zrobić ledwie jedną trzecią. Zawsze to już coś. Jak poszli mogłam już tylko wejść do wanny. Oczywiście - nałożyłam maseczkę. I użyłam żelu pod prysznic, bo jeszcze mi został.

Za to dzisiejszy poranek powitał mnie bielą. I koniecznością odśnieżenia samochodu. Na autach było tak z 5cm białego puchu. Na szczęście wystarczyła miotła - pokrywa nie przymarzła. Trzy minuty i po sprawie. Za to na drodze był mini dramat. Z jednej strony ewidentnie mniej samochodów, z drugiej - ruch wolniejszy niż zazwyczaj. Ogólnie jechałam tyle co zwykle, ale udało mi się to tylko dzięki tym, którzy dziś wsiedli w komunikację publiczną.

Za to jak wracałam z pracy, to auto miałam czyste. Wprawdzie do południa prószyło "wigilijnie", ale potem przestało. Do tego cały czas temperatura była dodatnia, więc wsiadłam do czystego, suchego auta. Ciekawe, czy jutro też będę miała tyle szczęścia.

Czy ja już mówiłam, że mam cudownego partnera?

Jak wychodziłam dziś rano z domu nasza pracownia wyglądała jak pobojowisko. Jak wróciłam - lśniła. Po prostu. Wyrzucił kartony, zrobił porządek i pomył wszystko. Został tylko mój regał do dokończenia, ale to muszę zrobić samodzielnie. Może dziś się uda, choć nie liczę na cud. Dobrze, że tę pracę da się jakoś podzielić. Do świąt zdążę.

Kalendarze.

Maseczka była tak samo fioletowa i pachnąca jagodami jak poprzednio. Olejku nie sprawdzałam. Nie jestem fanką takiej pielęgnacji i odłożyłam ją na weekend. Dziś w programie maseczka awokado i intensywnie odżywcze masło do ciała. Będzie smarowane.

Blogmas 11/22

 

Trzecia niedziela adwentu. Z czterech. Zawsze twierdzę, że ten czas jest stanowczo za krótki żeby ze wszystkim zdążyć.

Wczorajsza impreza u babci udała się fantastycznie. Tort się podobał, a to najważniejsze. Wróciłam padnięta na pyszczek ale babcia zadowolona. Wszyscy inni w sumie też. O to chodziło.

Dzisiejszy dzień upłynął pod znakiem prania, odpoczywania i walki z samochodami. Okazało się, że w moim aucie akumulator całkiem umarł i trzeba było przełożyć z drugiego pojazdu. Mamy wprawdzie jeszcze jedną bateryjkę, ale ona pochodzi z byłego auta mojego taty i jest rozmiarowo za duża. Jeździ jako zapasowa do odpalania na kable. Niestety, wygląda na to że czeka nas dodatkowy zakup. Ale to już po Nowym Roku. Wystarczy, że w tym kupiliśmy jeszcze 10 litrów płynu do chłodnicy dla mojego partnera, gdyż całe lato jeździliśmy na wodzie. A od jutra mróz. I o ile z zasady nie robię zakupów w niedzielę, to dziś się ucieszyłam z otwartych sklepów. W tygodniu naprawdę nie było jak tego pozałatwiać.

O dziwo, w Selgrosie prawie nie było ludzi. Widocznie mało kto pamiętał o niedzieli handlowej. Kupowaliśmy w spokoju i nie czekaliśmy do kasy. Nawet miejsce parkingowe było blisko wejścia. Naprawdę sprawnie to poszło.

Wyprałam też dzisiaj obrusy z wczoraj. Jak zawsze - nie da się obejść dwóch imprez jednym obrusem. Ale kostka do zmywarki daje sobie radę z tłustymi plamami nawet w 40 stopniach. Bo ja mam obrusy bawełniane i do tego bordowe. Zatem na wyższą temperaturę ich nie wrzucę. A wczoraj okazało się, że jeden z babcinych obrusów chyba nie został wyprany po poprzednim używaniu, więc szybko przyniosłam swoje. Więc dziś pralka ma zajęcie.

Dalej nie zlikwidowałam balkonu. Może jak petunie wreszcie definitywnie się poddadzą to to zrobię.

Za regał też się nie wzięłam, choć zamierzam to zrobić dziś wczesnym wieczorem. W sumie nie powinno to zająć więcej niż dwie godziny. 

Kalendarze. Wczorajsza maseczka wprawdzie pachniała wanilią, ale taką trochę sztuczną. I była... jadowicie zielona. Tego się nie spodziewałam. Za to balsam do ciała okazał się fajny. Ładnie się wchłania i został na jeszcze jeden raz.

Dziś maseczka z jagód, co jest pierwszym powtórzeniem i kojący olejek do ciała. Jest go 10ml i zapakowano go w szklaną buteleczkę z pompką. Dla samych opakowań warto było kupić ten kalendarz.

Blogmas 10/22


 Sobota. Dzień pod znakiem imprezy imieninowej babci.

Zupa z zielonego groszku ugotowana, tort zrobiony. 

Jeszcze odkurzanie, ogarnięcie łazienki i ustawienie i nakrycie stołów. To u babci. Potem szybki powrót do domu na przebranie się i ogarnięcie twarzy i można wrócić z powrotem. Dobrze, że mam blisko, bo inaczej taki numer nie byłby możliwy. Ale naprawdę nie miałam jak tego inaczej rozegrać.

Jak się udają takie akcje?

Tylko dzięki starannemu planowaniu. Ja już wczoraj miałam ustaloną sukienkę, buty, biżuterię i makijaż. Dzięki temu przeobrażenie się z gosposi w człowieka zajęło mi mniej niż godzinę.

Jasne, że o własnych przygotowaniach do świąt dziś i jutro nie ma mowy. I między innymi dlatego chcę mieć jak najwięcej zrobione jak najwcześniej. Bo w przyszły weekend prawdopodobnie też coś wyskoczy. Podejrzewam choinkę i ryby.

Kalendarze.

Nie pomyliłam się co do koloru maseczki. Była ciemnogranatowa. Krem do rąk jest... jak krem do rąk. W porządku. Na razie zużywam tamten poprzedni.

Dziś wieczorem mam na zrelaksowanie się maseczkę waniliową. Mam nadzieję, że będzie pachniała jak należy, bo wanilię uwielbiam zarówno jako smak w jedzeniu jak i zapach w kosmetykach. Do tego brzozowy balsam do ciała.

Blogmas 9/22


 Piątek. W zasadzie dwa tygodnie do świąt. Wigilii nie liczę, nawet jeśli w tym roku przypada w sobotę.

Pościel już wyprałam, suszy się. Dziś w planach pranie czarnych rzeczy. Trochę się tego nazbierało. Ale nie ma się co dziwić - czarnych rzeczy nosimy najwięcej.
 
Dziś też robimy tort dla babci na jutrzejsze imieniny. Krem jak zawsze - na bazie bitej śmietany. I gotowy biszkopt. Do tego puszkowane gruszki do przełożenia blatów. Sprawdzony przepis na sukces.
Czemu sami nie pieczemy biszkoptów? Bo te gotowe są naprawdę całkiem niezłe. I nie ma ryzyka że coś nie wyjdzie w ostatniej chwili. A my nie mamy talentu do pieczenia biszkoptów. Nawet najbardziej sprawdzone przepisy nam nie wychodzą. Zatem przerzuciliśmy się na gotowe i nie żałujemy. Zwłaszcza że finansowo też wychodzi to całkiem korzystnie. Nie mówiąc już o tym, że przy okazji dostajemy piękne, równo pocięte blaty bez najmniejszego starania. Może kiedyś popróbuję jeszcze samodzielnego pieczenia, ale na pewno nie na tak ważne uroczystości.
Krem zabarwimy na ciepły odcień różu. Do tego mamy motylki i storczyki z wafelka. Oraz mnóstwo rożnych kuleczek, perełek i innego typu drobnych ozdób. Coś z tego wyprodukujemy. 

Kwiaty dalej czekają na lepsze czasy. Na razie wyciągnęłam ze słoika z wodą jedną szczepkę komarzycy i wsadziłam do ziemi. Reszta dalej się moczy. Chyba im się tam podoba, bo urosły. Ale pomału je przeprowadzę do ziemi. Jak tylko znajde w sobie odrobinę woli politycznej.

Kalendarze:
Maseczka z masła shea pachniała tak jak powinna. Barwnika jej, oczywiście, nie pożałowali. Niesamowicie różowego. Żel pod prysznic był w porządku. Dziś na wieczór maseczka z jagód. I kolejne 30ml kremu do rąk w słoiczku. I to ostatnie cieszy mnie chyba najbardziej. Zimno i kaloryfery dają się moim dłoniom mocno we znaki.

Blogmas 8/22

 

Czwartek, ósmy grudnia. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny. We Włoszech dzień wolny od pracy. W kilku innych krajach pewnie też.

Ogólnie, jedna trzecia za nami. A mam wrażenie, że dopiero zaczęłam tegoroczne pisanie blogmasów. Ostatnio grudzień mi po prostu znika. Każdy dzień się jakoś dziwnie kurczy. Nie wiem o co chodzi. 

Co gorsza, nadal nie posprzątałam regału w pracowni. Nie mówiąc o balkonie. Jakoś nie mogę się za to zabrać. Przedwczoraj i wczoraj po prostu nie miałam nawet kiedy się za to zabrać. Dziś też nie ma jak. Śpiewamy nieszpory, a jeszcze muszę się do nich przygotować. Jutro próba chóru. Masakra. Najbliższy termin chyba w niedzielę, bo w sobotę mam imieniny babci. Robimy je wspólnie z rodzicami, ale zajmą cały dzień. Oczywiście, że cieszę się, że babcia żyje i jest w miarę sprawna i można jej te imieniny zrobić, ale z drugiej strony wycina mi to kolejny dzień z życia. Po prostu. Tak zwyczajnie, po ludzku, wygodniej by było gdyby przypadały na przykład w listopadzie.

Pościel muszę wyprać, może chociaż to się dziś uda. 

No właśnie, a propos prania.

Wybierzmy bieliznę i ubrania, których będziemy używać w święta. Wygodne majtki, staniki, bluzki lub sukienki, które dobrze leżą. I... nie używajmy już ich. Właśnie po to żeby nie okazało się w Wigilię, że te najlepsze rzeczy są niewyprane i już nie zdołamy ich założyć. Jeśli dotąd tego nie zrobiłyśmy - zainteresujmy się pończochami lub rajstopami. Czy na pewno są całe i czy mamy zapas. Jeśli nie - zaradźmy temu jak najszybciej.

Kalendarze:

O maseczkach chyba nie ma się co rozpisywać. Wszystkie dają bardzo podobne odczucie, może ze względu na to, że początek składu mają praktycznie taki sam. Peeling od Vianka ma trochę podobny zapach do tego "suchego" balsamu, choć - paradoksalnie - w dotyku jest jakby lekko tłusty.

Na dziś maseczka z masłem shea i odżywczy żel pod prysznic. Buteleczka znów ma 10ml, więc będzie na jedno użycie.

Blogmas 7/22


 Podobno miał być dzisiaj śnieg. Podobno.

Może w nocy coś spadło, ale jak się obudziłam to ulice wyglądały raczej jak po solidnym deszczu - równomiernie mokre. Trudno. Dobrze, że szklanki nie ma, bo to by było niefajne.

Muszę zlikwidować kwiaty na balkonie. 

Wprawdzie pelargonie od ponad miesiąca stoją u rodziców na strychu, ale petunie i surfinie były jeszcze ładne, więc je zostawiłam niech sobie same naturalnie umrą. Przestałam je tylko podlewać, ale to im najwyraźniej nie przeszkadzało. Może nie kwitły, ale miały sympatycznie zielone listki. Wczoraj po południu zauważyłam, że w co najmniej jednej doniczce przestało być tak świeżo, więc chyba pora na definitywną likwidację zieleni. Trochę się nabałagani ale nie szkodzi. I tak znów trzeba odkurzyć, więc akurat będzie dobrze.

Swoją drogą bieganie na odkurzaczu daje dziwnie krótkotrwałe efekty. Szczególnie w przedpokoju. Ledwie się skończy pracę, a już można zaczynać od nowa. I, niestety, mam wrażenie, ze głównym winowajcą jest tu Behemot, który na łapkach wynosi żwirek z kuwety. Ma wprawdzie dywanik, ale chodnik w przedpokoju lepszy. 

Kalendarze:

SuperPharm - maseczka znów neonowo różowa. I nie pachniała jakoś szczególnie mocno, ale to mi nie przeszkadza. Nie lubię przeperfumowanych kosmetyków. Olej z czarnuszki od Sylveco jak olej. Pachniał właściwie. Będę używać w miarę potrzeb.

Dziś w planie rozświetlająca maseczka z kiwi i energetyzująco - detoksykujący peeling do ciała. Oba kosmetyki zielone.


Blogmas 6/22

 

Wtorek, szósty grudnia. Świętego Mikołaja, biskupa. Wspomnienie dowolne.
A jeszcze do XIX wieku był to dzień wolny od pracy. Dawniej uroczyście obchodzono też wigilię świętego Mikołaja w Kościele Katolickim - było to tak poważne święto. I to był jedyny raz kiedy dawało się dzieciom prezenty. Tradycja obdarowywania się z okazji Bożego Narodzenia jest w zasadzie współczesna. Co roku obiecuję sobie, że porządnie opiszę postać świętego biskupa i co roku nie mam czasu. Zatem może za rok.

Dziś zaliczyłam wycieczkę do Selgrosa. Nawet nie było takich tłumów. Może dlatego, że pojechaliśmy tam o 13 i wyszliśmy po dwóch godzinach. Pora obiadu to dobry moment na wybieranie się w takie miejsca - jest zdecydowanie mniej ludzi.
Kupiłam w sumie praktycznie wszystko, co chciałam, więc wycieczkę uważam z udaną. Zostały mi w sumie rzeczy, które muszą być świeże. I cukier, ale tam był dość drogi, więc nie brałam.

Kalendarze:
Wczorajsza maseczka była różowa. Wściekle. Dzisiaj wyciągnęłam orzeźwiającą maseczkę z granatem, więc przewiduję, że kolor będzie podobny. 
Balsam z Sylveco okazał się... suchy. W takim sensie, że nie zostawia tłustego filmu, choć mocno nawilża. Nie wiem, który składnik za to odpowiada, ale nie zdziwiłabym się gdyby to był ten sam, który nadaj kosmetykowi bardzo specyficzny - też "suchy" - zapach. Nie jest nieprzyjemny, choć nie każdemu musi się podobać. Ale działa fajnie i znów mam na jeszcze jedno użycie. Dziś za to dostała 10ml oleju z czarnuszki. Bardzo się cieszę, bo to sporo.

A Wy byliście w tym roku grzeczni?

Blogmas 5/22


 No i po ładnej pogodzie. Wraca paskudny, zimny deszcz i szare, przytłaczające niebo, a w powietrzu unosi się obrzydliwa wilgoć. Tak powinno być w listopadzie, nie teraz. Zimą poproszę o śnieg i mrozik - takie minus dziesięć stopni. I słoneczko. Wszystko suche, skrzące się pod białą pierzynką i prawdziwie świąteczne.

Wczoraj wieczorem dokończyłam robienie likieru. Choć u mnie to raczej wódka wyjdzie, bo będzie mieć około 40% alkoholu i nie będzie zbyt słodki. Wydaje mi się, że będę musiała dołożyć trochę goździków i syropu klonowego, ale to dopiero za kilka dni spróbuję, jak spirytus się "przegryzie" i będzie można porządnie poczuć smak. Na razie zbyt mocno da się wyróżnić pomarańczę i alkohol żeby doprawianie miało sens. 

Woreczki prezentowe już poszyłam, jutro pewnie kupię słodycze. Dziś zrobiłam pulpety w sosie, a wieczorem wezmę się za sprzątanie regału z maszyną i materiałami. Mam nadzieję, że pójdzie mi w miarę szybko, choć strasznie mi się nie chce za to zabierać. Ale na jutro już mi się spiętrzyły zajęcia, więc muszę to dziś odpracować.

Kalendarze:

Wczorajsza maseczka pachniała nie pachniała tak fajnie jak ananasowa. Zapach banana był mocno sztuczny. A żel pod prysznic z kalendarza Sylveco był w porządku, ale też bez szału. I tylko na jeden raz.

Na dzisiejszy wieczór maseczka arbuzowa i 30ml balsamu, tym razem ma być kojący. Mam nadzieję, że okaże się równie sympatyczny, co poprzedni.


Blogmas 4/22

 

Pierwsza niedziela grudnia powitała nas nieprzyjemnym zimnem. Niestety, powietrze jest wilgotne, a to powoduje poczucie mrozu, którego jeszcze nie ma. Przynajmniej słońce dziś świeci, a niebo się rozchmurzyło, bo ostatnie dni były naprawdę przygnębiające. Szaro i ponuro, co jeszcze potęgowało wrażenie zimna i skracało dzień. Dobrze, że jeszcze deszcz nie pada, bo byłoby całkiem do niczego. Powinien śnieg, ale wiadomo jak to bywa w ostatnich latach. W nadchodzącym tygodniu ma coś poprószyć, ale na białe święta raczej bym nie liczyła. Raczej szaro - mokre. Szkoda. Byłoby miło gdyby choć na kilka dni świat przykryła zimna pierzynka.

Wczoraj skończyłam sprzątanie wnętrz szafek. W sumie z takich dużych prac, które muszę wykonać na raz zostało mi tylko wysprzątanie regału z materiałami i maszyną. Reszta robót jest raczej drobna i każda z osobna krótka. A i tak większość to wycieranie kurzu, które robi się regularnie. Za to trzeba je wykonać w ostatniej chwili. Trzeba też ogarnąć żyrandole, ale to można po jednym. 

Wczoraj  zaczęłam też produkcje likieru pomarańczowego. Przepis wzięłam z tego bloga, ale zmodyfikowałam go po swojemu. Do skórek dodałam goździków, a zamiast miodu użyję cukru i syropu klonowego. Będzie bardziej świąteczny. Oczywiście - zrobiłam go dwa razy tyle ile w oryginalnym przepisie. Pewnie też słodzić będę do smaku a nie na wagę, bo osobiście wolę bardziej wytrawne alkohole. Dziś wieczorem skończę i niech stoi do świąt.

Na dziś w planie mam szycie woreczków na prezenty. Dla tych, którzy jeszcze nie mieli okazji poczytać o tym, jak zrobić taki woreczek - tutaj znajdziecie post, w którym szczegółowo opisuję proces mierzenia, krojenia i samego zszywania materiału oraz wszelkie przydatne uwag. Wszystkie paczki już przyszły, materiał kupiony - mogę zaczynać. W tym roku znowu robimy po jednym prezencie dla każdego - tak jest łatwiej i przyjemniej. Zauważyłam też, że słodycze są mile widzianym akcentem, nawet przez osoby, które za nimi nie przepadają. Zatem tez dorzucę, tylko muszę jutro dokupić.

Kalendarze adwentowe.

Wczorajsza maseczka była żółta i fajnie pachniała ananasem. Rozprowadziła się jak poprzednie - łatwo, przyjemnie, starczyło na twarz i dekolt. Dziś w planie kojąca maseczka bananowa. Spodziewam się innego odcienia żółci.

W kalendarzu Sylveco wczorajszy peeling okazał się super przyjemny. Fajnie ścierał, tak w sam raz. Zapach ma bardzo przyjemny, konsystencję gęstą, ale nietrudną do rozprowadzenia. Zostało na jeszcze jeden raz. Za to dziś żel pod prysznic w szklanej buteleczce o pojemności 10ml. Trochę mało, tak na jedno użycie. Ale przy kalendarzu za tak niewygórowaną cenę uważam że i tak jest super.

Blogmas 3/22

 

Sobota. Trzy tygodnie do Wigilii.

Wczoraj jednak nie pojechałyśmy z mamą. Przełożyłyśmy sprawę na poniedziałek albo wtorek, jeszcze nie wiem dokładnie kiedy. Za to sprzątnęłam szafkę, której strasznie nie chciałam ruszać. Wyprałam też całą masę ścierek. Ale przy poważniejszym sprzątaniu to tak jest. A potem poszłam po fixer do makijażu, tampony i płyn micelarny. Z tego potrzebne mi było tylko to pierwsze, ale zauważyłam, że tampony i płyn są na wykończeniu. Zatem od razu kupiłam, żeby nie zostać nieprzyjemnie zaskoczoną przez własne zapominalstwo. Poza tym im bliżej  świąt tym mniej będzie czasu na bieganie po sklepach i tym większe w nich kolejki. Zatem sprawdźmy już teraz czy mamy:

  • podpaski/tampony;
  • kremy i toniki;
  • szampon i odżywkę;
  • rajstopy/pończochy (najlepiej zaopatrzyć się w jedną parę ekstra - jakby jakieś zwierzę lub mebel zrobiło nam "kabaretki");
  • płyn do demakijażu;
  • szampon na sucho;
  • inne, potrzebne na co dzień rzeczy

i kupmy je wcześniej. Tak na wszelki wypadek. Bo potrzebne okażą się 25 w porze obiadu i będziemy ugotowane. Spożywczych produktów będzie nadmiar, higienicznych... lepiej żeby też nie zabrakło w kluczowym momencie.

Dziś w planach duże szafki kuchenne. Na pewno dolne części. Były niedawno dokładnie myte, więc górę mogę odpuścić, ale dół wymaga uporządkowania. Szczególnie szafka z żywnością - tam się zrobiło trochę zamieszania. Ale akurat lubię myć te szafki, więc powinno pójść w miarę szybko i sprawnie.Przynajmniej w kwestii garnków. Co do mąk, przypraw i temu podobnych - tam jest pełno małych rzeczy i będzie co układać. Byle się tylko nic nie rozsypało...

Kalendarze adwentowe:

Wczorajszy krem do rąk jest fajny. Ma delikatny zapach, nie zostawia tłustego filmu i przyjemnie nawilża. Miejsce na łazienkowej półce ma zapewnione. 

Maseczka z truskawką okazała się strasznie różowa. Czy działa? Nie wiem, nie mam jakoś mocno przesuszonej twarzy żebym mogła poczuć spektakularny efekt. Pewnie coś dała, bo buzia jest sympatyczna w dotyku. A może to kwestia, że przed nałożeniem maseczki dokładnie myję twarz szczoteczką? Zobaczymy. Ogólnie podoba mi się sam fakt cowieczornego nakładania maseczek, więc korzystny efekt na pewno będzie. Choćby dla psychiki.

Dziś w kalendarzu z SuperPharm w planie rewitalizująca maseczka ananasowa. Ciekawe jak bardzo jadowicie żółta się okaże. A w kalendarzu Sylveco peeling do ciała od ALOESOVE. Też słoiczek 30ml. Drobinki ścierające to mają być drobno zmielone nasiona kawy, cukier i sól himalajska. Zawiera oleje i aloes. Kolor mleka z odrobina kawy, bardzo naturalnie wyglądający. Drobinki widoczne. Zobaczymy, czy moja skóra się z nim polubi.

Blogmas 2/22

 

Drugi grudnia, piątek. 

Ciekawe, czy są osoby, które w grudniu biorą pojedyncze piątki lub poniedziałki wolne żeby móc zrobić zakupy, ugotować itp.? Może to nie taki głupi pomysł zostawić sobie kilka dodatkowych dni urlopu na takie sprawy? Trzeba pomyśleć.

Dziś chciałabym trochę opowiedzieć o tym dlaczego naciskam na tak wczesne rozpoczęcie przygotowań do Bożego Narodzenia. Przecież miesiąc czy półtora przed do przegięcie według niektórych.

Według mnie nie. Otóż od wielu lat w mojej rodzinie w grudniu zawsze było jakieś urwanie głowy. Jak byłam dzieckiem to rodzice właśnie w grudniu dostawali nagle pilne zlecenia do zrobienia do świąt. Pamiętam moją choroboodporną mamę zasmarkaną, siedzącą nad papierami, wściekłą na siebie i innych. Próbującą zdążyć ze wszystkim. Mojego tatę, który rano zniknął, wracającego późnym wieczorem i zjadającego obiad w momencie gdy kładłam się spać. Atmosferę pospiechu i nerwowości. Dobrze, że wtedy starsze pokolenie mogło się bardziej włączyć w urządzanie świąt, bo chyba by ich nie było w takim kształcie jak pamiętam z dzieciństwa.

Potem jak wydoroślałam na tyle żeby się włączać w prace to też zawsze coś mi się trafiało. W szkole średniej koniec semestru przypadał na 23 grudnia, więc od połowy listopada miałam sprawdziany. Też zdarzało mi się zachorować. Zresztą, nie będę ukrywać, uwielbiam Boże Narodzenie, ale dla mnie ograniczało się ono do ubrania choinki i pójścia po okazjonalne zakupy. Ewentualnie wykonania innych prac zleconych po odpowiednio długim wykłócaniu się. Nastolatką byłam. I to z wrednym charakterkiem.

Od kiedy jestem dorosła i przejęłam sporą część przygotowań też mam pecha w grudniu. W zeszłym roku na dwa tygodnie wycięła nas wszystkich choroba. I to tak, że dobry tydzień spędziłam w łóżku. W poprzednich latach też coś było. Praca na drugą zmianę przez większość miesiąca, co z automatu wykluczało zrobienie czegoś więcej w domu w ciągu tygodnia albo inne przyjemności. Dlatego naciskam na to, by w razie nagłego zawieszenia wszelkich działań na dwa tygodnie dalej ze wszystkim na spokojnie zdążyć. Po prostu. Wszystko co się da zrobić na tyle wcześnie żebym do Wigilii mogła usiąść spokojna, w dobrym nastroju i niezmęczona. I żebym wiedziała, że wszystko jest przygotowane jak należy.

Wczoraj udało mi się umyć i wysprzątać dwie z trzech zaplanowanych szafek. Na dziś została ta najłatwiejsza. Potem jeszcze dwie duże, ale to raczej już jutro. Na dziś mam zaplanowaną wycieczkę do marketu. To będzie masakra. Już widzę te korki, dzikie tłumy wszędzie i kilometrową kolejkę do kasy. Brrr!

Mam nadzieję, że zdążę na chór, bo będę potrzebowała relaksu po takim doświadczeniu. Ale mama prosiła żebym z nią pojechała, bo sama nie ma ochoty. Przy okazji zrobię zakupy dla siebie. Zawsze to będzie z głowy.

Kalendarze adwentowe.

Z wczoraj: maseczka... zielona. Jadowicie. Miałam twarz i dekolt Fiony. Rzeczywiście nie wymagała już żadnego dodawania wody. Nakładała się fajnie, była raczej gęsta, zmyła się łatwo. Czy coś zadziałała? Trudno powiedzieć, ale pewnie tak. Ogólnie fajna, mam nadzieję, że następne też takie będą. 

Balsam super. Niezbyt mocny zapach, zostawił skórę przyjemną, choć nietłustą. I zostało jeszcze pół słoiczka. Zatem będzie na drugie użycie.

Dziś w programie truskawkowa maseczka nawilżająca i aż 30ml kremu do rąk z tej samej serii co wczorajszy balsam. I w takim samym słoiczku, którego opróżnienie trochę mi zajmie. Może nienajwygodniej, ale te opakowanka już mi się podobają. Z pewnością znajdę dla nich zastosowanie.

Zdjęcia nie robię, bo saszetka z maseczką wygląda identycznie jak wczorajsza, a słoiczek też różni się tylko napisem na etykiecie. Jak się trafi coś innego to Wam pokażę.

A teraz biorę się za ścierkę. Miłego dnia!

Blogmas 1/22

 

Po raz trzeci zaczynam blogmas. Aż trudno mi w to uwierzyć. 

Pisanie tego swoistego kalendarza adwentowego z jednej strony jest ogromnym wyzwaniem. Staram się  nie powtarzać, choć tego nie da się w pełni uniknąć. Ale mam nadzieję, że w tym roku będzie on choć trochę dla Was ciekawy.

Z drugiej strony pisanie pomaga mi uporządkować ten czas przedświątecznych przygotowań. Wszystko robię zgodnie z planem. Może to dziwne, ale nie potrafię Was oszukać. Jak piszę, że coś umyłam czy zrobiłam to naprawdę tak jest. Nie zmyślam, ani nie konfabuluję. Wyszło to wyszło, nie to nie. A konieczność napisania że nie wyszło mobilizuje mnie do zrobienia wyznaczonych działań. 

W kalendarzu z maseczkami dziś maseczka matcha z glinką kaolinową. Podobno odmładzająca. Zobaczymy jak zadziała. Saszetka wygląda na sympatycznie wypełnioną i mam wrażenie, że samej maski nie trzeba już rozrabiać. Zresztą na opakowaniu zbiorczym napisano tylko o nakładaniu masek na 15-20 minut i... zrobieniu selfie. Ciekawe, czy jak nie trzasnę sobie fotki to maska zadziała słabiej?


W kalendarzu z Sylveco balsam do ciała z serii Rosadia. Przyznam szczerze, że dla mnie to będzie raczej kalendarz nowości, gdyż miałam kiedyś tylko jakiś krem do rąk i tonik winogronowy z Vianka, a w ostatnim roku z przyjemnością wykończyłam odżywkę do włosów w spray'u tej samej firmy. Zatem chętnie popróbuję polskich naturalnych kosmetyków, zwłaszcza, że mają dobre opinie. Sam balsam ma 30 ml, więc całkiem sporo i zapakowany jest w świetny szklany słoiczek, który z pewnością poddam recyklingowi.

Dziś zabieram się za wnętrza szafek kuchennych zaczynając od tych najmniej wygodnych. Osobiście nie bardzo lubię to robić, ale trzeba. Przynajmniej dwa razy do roku.

Zrobię ile zrobię, ale chciałabym wyczyścić co najmniej te trzy małe. Duże jak zdążę, jak nie to zostaną na jutro.

Metoda małych kroków

 Nowy rok - nowa ja. Ile z nas składa sobie te obietnicę wraz z pierwszym stycznia? A potem okazuje się, że realizacja napotyka nieprzewidzi...