Ironia kosmetycznego losu

 Pracujemy na wykończeniem jednego kosmetyku, a denko pokazuje się w zupełnie innym produkcie. Taka złośliwość rzeczy martwych.

Makijaż poza strefą komfortu.

Ile razy zdarza się nam sytuacja, że chcemy mieć szałowy makijaż, zrobić coś innego niż zwykle, ale brakuje nam odwagi lub umiejętności? Z jednej strony oglądamy pewne rzeczy na YouTube, czasem nawet coś kupimy, a potem produkt leży nieużywany i w końcu wyrzucimy go bo się przeterminował. Doskonale pokazał to film Maxineczki z makijażem świątecznym Polek. Wyniki instagramowej ankiety ją zaskoczyły - mnie niespecjalnie.

Malując się sama doświadczam klasycznego "i chciałabym i boję się". Nie raz kupiłam cień bo mi się podobał i nie użyłam go ani razu. Mam też produkty z kalendarzy adwentowych, które jakoś tak... leżą... I cienie w paletach, dla których je kupiłam, ale jakoś są nietknięte. Znamy to?


Zatem mamy takie "trudne sprawy" jak klejenie rzęs, konturowanie na mokro czy makijaż cieniami w dziwnych dla nas kolorach. A także niestandardowe wykończenia produktów oraz kosmetyki, których konsystencje nie zawsze nam odpowiadają. Do tego kreski, brokaty i korekcja kolorystyczna.

To wszystko jest do opanowania, wymaga jedynie treningu.

Oczywiście - nie próbujmy nowych technik rano, przed pracą, gdy mamy pięć minut na ogarnięcie się. Tak samo kiepskim momentem będzie malowanie się w sytuacji, gdy na kuchni przypala się obiad, mamy do nakrycia stół, a za kwadrans goście zapukają nam do drzwi.

Na eksperymenty wybierzmy sobotę lub niedzielę, na którą nie mamy planów. Wygospodarujmy dwie lub trzy godziny, najlepiej po południu, tylko wypróbowanie technik zwykle nieużywanych. Naszykujmy spokojnie produkty. Niech nie będzie tego za dużo. Pamiętajmy o tym, że nie umiemy ich "ograć" - są niemal nieużywane. Dlatego też miejmy cierpliwość do siebie. Pewnie nie wyjdzie nam tak fajnie jak byśmy chciały, a już na pewno nie będzie tak szybko jak zazwyczaj. Nie frustrujmy się jednak - to jest lekcja. W dodatku zawsze możemy wzystko zmyć i zacząć od początku. Do skutku.

Po co to robić?

Bo fajnie jest nauczyć się czegoś nowego. 

Poza tym w niektórych przypadkach może się okazać, że nie taki diabeł straszny jak się umaluje. To znaczy, ten, no...

Gdy opanujemy jakąś technikę - na przykład nauczymy się szybko kleić kępki rzęs - nasze makijaże odświętne zyskają kolejny plus. Za to rozszerzenie gamy kolorystycznej w cieniowaniu spowoduje, że staną się one ciekawsze i bogatsze.

Warto też poeksperymentować z kształtami. Może okaże się, że nasze oko czy policzki wyglądają lepiej, jak coś się zmieni w ich malowaniu? Nigdy nic nie wiadomo.

Spokojne malowanie się, bez pośpiechu i stresu ma też jeszcze jeden plus. Poznajemy jeszcze dokładniej naszą twarz, kosmetyki i narzędzia. A to w efekcie przyśpieszy codzienny makijaż, czyniąc go przy okazji ładniejszym.

Kilka takich sesji da naprawdę piorunujące efekty. Zapraszam do zabawy. Wieczory ciągle długie.

Noworoczne denko.

Z końcem listopada pisałam o świadomym zużywaniu kosmetyków i zachęcałam do systematycznego ich "wykańczania" . Sama też wyznaczyłam sobie produkty, które - jak mi się zdawało - znikną z kuferka przed Sylwestrem. Nie udało mi się tego osiągnąć. Niestety.

Miałam zamiar zużyć trzy rzeczy: tusz do rzęs Volumix Fiberblast od Eveline, brązer z trio do konturowania z MUR i bazę pod cienie z Avonu. Udało mi się tylko z tym ostatnim, ale bazy już pierwszego grudnia było na dwa użycia.

Nie przypuszczałam, że tusz do rzęs i brązer mogą być tak wydajne. Używałam ich sumiennie każdego dnia (z wyjątkiem świąt), a odnoszę wrażenie że ich nie ubywa. Wiadomo - w przypadku maskary nie ma jak sprawdzić ilości produktu w opakowaniu ale w brązerze zużycie powinno być widoczne. Zwłaszcza, że nie tylko dotknęłam w nim dna, ale odsłoniłam już całkiem sporą powierzchnię blaszki. Do końca jednak jeszcze bardzo daleko.

Nie poddaję się jednak. Postanowiłam odchudzić kuferek i systematycznie zużywać konkretne produkty tak, by w ciągu tego roku ich ilość wyraźnie się zmniejszyła. Dotyczy to przede wszystkim brązerów i niektórych cieni do powiek.

Nie będę ważyła, mierzyła i liczyła ile czego poszło. Po prostu po kolei wyznaczę produkty, których będę używała w codziennym makijażu aż się nie skończą. Oczywiście, w kolejce stoi już wspomniana maskara i trio do konturowania. Z tego drugiego zamierzam wykończyć brązer - reszta jest na tyle niefajnej jakości, że wywalę opakowanie bez sentymentów jak tylko zniknie wyznaczony produkt.

Oprócz tego wybiorę kilka cieni, którymi będę się malować póki nie znikną. Po świętach przybyło mi 36 nowych  kolorów, więc czegoś pomału trzeba się pozbywać. Niezależnie od tego, że część z nich to limitowane edycje i już się nie powtórzą. Trudno. Ja mam limitowane miejsce w kufrze.

Raczej nie zamierzam też składać tu raportów na temat tego, czego udało mi się pozbyć. Uważam, że to nie ma zbyt wielkiego sensu. Zwłaszcza, że ogólnie mam problem z częstym umieszczaniem postów - zwłaszcza w cieplejszych miesiącach.

Zamierzam za to zachęcić Was do zrobienia porządku w swoich kosmetykach i dołączenia do mnie. Zróbmy w tym roku trochę miejsca w kosmetyczkach. Zejdźmy nieco z ilości posiadanych produktów. Będzie miejsce na nowe...

Metoda małych kroków

 Nowy rok - nowa ja. Ile z nas składa sobie te obietnicę wraz z pierwszym stycznia? A potem okazuje się, że realizacja napotyka nieprzewidzi...