Makeup Revolution x Maxineczka Beauty Legacy - bardzo spóźniona recenzja palety.

W zasadzie nie byłam pewna, czy pisać tę recenzję. W przekonaniu o tym, że warto utwierdził mnie filmik samej Maxineczki opublikowany w niecałe dwa tygodnie temu, w którym pokazuje ona ponownie swoją paletę wyprodukowaną przez Makeup Revolution.

Maxineczka Beauty Legacy Travel - Friendly Makeup Palette została zaprezentowana światu po raz pierwszy w czerwcu 2018. Nie kupiłam jej wtedy, bo wyprzedała się w hebe zanim zdążyłam się zorientować. Nawet nie pomacałam testerów. A płacić za wysyłkę jak nie muszę to nie chciałam. Poza tym nawet w sklepach internetowych błyskawicznie się wyprzedała, więc uznałam, że poczekam aż minie pierwszy szał.
Później jakoś wyleciało mi to z głowy, albo nie rzucała się w oczy. Gdzieś czasem sobie przypomniałam, ale jakoś bez przekonania. Aż w końcu pod sam koniec ubiegłego roku, już po Bożym Narodzeniu byłam w hebe i niemal dosłownie nadziałam się na nią. W dodatku na promocji, 35 złotych zamiast 50. Uznałam, że pora kupić.
Ideą tej kompozycji było stworzenie zestawu kosmetyków prasowanych, który będzie pozwalał na wykonanie kompletnego makijażu dziennego i wieczorowego. W dodatku w zamyśle paleta miała być nieduża i lekka. Tak, by nadawała się do podróży. I udało się.

Kupujemy pudełeczko wykonane z czarnego kartonu z brązowym śladem pędzla i tłoczonymi na złoto napisami. Wymiary to 18,5*10,5*1,3cm. W środku znajduje się kartonowa paleta z identycznym wzorem na wieczku zamykana na magnes. Ma wymiary mniej więcej o 3mm mniejsze każdy niż opakowanie, więc zmieści się do większości kosmetyczek. Po otwarciu zobaczymy dobre lusterko, które moim zdaniem mogłoby być większe. W tafli o wymiarach 13*5,5cm niewiele zobaczymy. Ale jest.

W środku znajdziemy trzy produkty do twarzy - brązer, róż i rozświetlacz po 3g każdy i 9 cieni do powiek - każdy o gramaturze 1,2g. Produkt jest ważny 12 miesięcy od otwarcia.

Zdaję sobie sprawę z tego, że paleta została omówiona dokładnie podczas premiery nie tylko przez autorkę, ale również całą masę innych osób. Internet jest pełen recenzji i przykładowych makijaży, jakie można nią wykonać. Dlatego skupię się raczej na tym, co myślę po blisko dwóch miesiącach jej użytkowania i pominę bardziej szczegółowe opisy cieni.

Przede wszystkim uważam, że została bardzo dobrze skomponowana. Kolory cieni są niesamowicie przemyślane i w zasadzie wszystkie do siebie pasują. Nie trzeba się zastanawiać, jakich cieni użyć i nawet jak w połowie zmieni nam się koncepcja, to nie ma problemu. Ponadto jest rzeczywiście kompletna - nie musimy brać niczego poza podkładem, korektorem i pudrem. Wykonamy nią zarówno makijaż dzienny jak i wieczorowy. Przez fantastyczne dopasowanie odcieni do siebie mamy spore pole do popisu, nawet jeśli po tej bardziej konserwatywnej stronie. Ale to miała być w końcu kompletna paleta do podróży, a nie kufer wizażysty. To zadanie spełnia doskonale.
Warto też napisać, że cienie doskonale się z sobą łączą, nie ma problemu z rozcieraniem i blendowaniem. Nie plamią i nie tracą pigmentu. Folie są poprawne. Czarny cień się nie osypuje. A fioletowo - niebieski kolor Orchid dalej robi wrażenie jak go użyję (tylko trzeba mieć naprawdę dobry pędzel - ja mam niezbyt puchaty języczek z końskiego włosia i transferuje się bez żadnego problemu).

Co do produktów do konturowania - brązer i róż też są raczej bez zarzutu, choć ten pierwszy mógłby być dla mnie ciut ciemniejszy. Latem będzie za jasny. Róż ma bardzo wyważony i neutralny kolor, który rzeczywiście dobrze wygląda z każdą karnacją i będzie pasował do makijaży wykonanych cieniami z palety.
Najsłabszym punktem jest rozświetlacz, który ma zbyt dużo różowego koloru w bazie. Do tego mało błyszczy, więc jak się go nałoży więcej, to tworzy smugi na policzkach. Domyślam się, że w planach miał być elegancki i subtelny, ale coś nie wyszło. Spodoba się tylko zwolennikom opcji "błysk na oczach - mat na twarzy". Choć myślę, że da się w końcu opanować pracę z nim i coś z niego wykrzesać. Do pracy nadaje się na pewno.

Ogólnie paleta raczej dla brunetek, choć bledsze osoby też powinny dać sobie z nią radę. Do użytku w domu i w podróży. Uważam, że nawet w cenie regularnej jest warta uwagi ze względu na absolutną łatwość użytkowania - makijaż komponuje się sam. Na ten moment nie mam niczego lepszego w tej kategorii cenowej, a i w nieco wyższej ciężko o tak wygodną kompozycję. Ulubieniec miesiąca na pewno, a stanie się moim hitem wszechczasów.

Tonik - krok niezbędny.

Po długiej przerwie chciałabym wrócić do tematu pielęgnacji twarzy.
W tym spisie skupię się na kroku, który jest pomijany przez wiele osób. Mnóstwo z nas nie używa toniku do twarzy uznając go za coś dla nastolatek lub myląc z płynem micelarnym. Zresztą w drogeriach trudno jest kupić taki produkt, jakby osoby dbające o zatowarowanie sklepów też nie wiedziały po co to komu. Zdarzają się jeszcze produkty do cer tłustych, czy dla młodzieży, ale ze świecą szukać toniku dla osób dojrzałych, czy twarzy suchych. A szkoda.

Co ciekawe, prawie wszystkie marki drogeryjne i perfumeryjne komponują swoje linie pielęgnacyjne z uwzględnieniem toników. Znajdziemy zarówno produkty wysuszające, matujące, ale także nawilżające, czy złuszczające. Koronnym przykładem tego ostatniego jest słynny Glow Tonic od Pixie, który robi wielką karierę na YouTube. Zatem to nie jest tak, że firmy nie produkują. Raczej mam wrażenie, że kierownicy czy właściciele sklepów po prostu nie zamawiają do swoich placówek uważając je za coś, czym nikt nie jest zainteresowany.
Z drugiej strony ludzie nie kupią czegoś, czego nie potrafią używać, lub wydaje im się zbędne. Nie ma popytu, więc kończy sie podaż i koło się zamyka.

Zatem po co jest tonik?
Najprościej mówiąc do przywrócenia właściwego PH naszej skórze.
Mydło, czy inny środek do oczyszczania, ma odczyn zasadowy. Nawet jeśli dobrze je spłuczemy to woda ma PH 7 - neutralne, a nasza skóra naturalnie ma 5,5. To spora różnica, którą należy zniwelować.
Oczywiście, że możemy nałożyć pielęgnację na twarz opłukaną wodą, ale kremy czy maseczki zadziałają znacznie lepiej gdy przetrzemy twarz wacikiem nasączonym tonikiem. Dodatkowo możemy sobie tym w pewien sposób wyrównać działanie zarówno środka oczyszczającego jak i kremu.
Jeśli nasze "myjadło" było zbyt ostre, użyjmy toniku łagodnego. Jeśli z kolei ogólnie czujemy, że pozostałe środki są nieco zbyt łagodne to można użyć produktu bardziej matującego. Zwłaszcza zimą (ale też w środku upalnego lata), kiedy nasza twarz jest bardziej przesuszona niż zwykle może domagać się łagodniejszej i bardziej nawilżającej pielęgnacji przy jednoczesnym zwiększeniu wydzielania sebum. Wtedy włączenie toniku dla cer mieszanych może okazać się strzałem w dziesiątkę. Albo odwrotnie - nasza ogólnie tłusta skóra poczuje się odrobinę zbyt przesuszona po myciu i trzeba to czymś złagodzić bez zmiany kremu.
Ponadto są toniki przeznaczone do walki z konkretnymi problemami skóry - rozszerzonymi porami, przetłuszczanie, przesuszenie czy powstawanie zaskórników. Czasami bywają wręcz robione na zamówienie według lekarskiej receptury. Zatem nie jest to coś, co niczemu nie służy prócz zarobków producenta.

Dawno temu spotkałam się też z poglądem, że tonik służy do demakijażu. Nie służy. Płyn micelarny czy produkt do demakijażu to środki działające trochę jak detergenty - ich celem jest rozpuszczenie makijażu i chemiczne "przywiązanie" go do "zmywacza". A tu mamy coś zupełnie innego. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że tonik może stanowić raczej produkt nieco utrwalająco - odświeżający w bardziej podbramkowych sytuacjach. Jedyne, co możemy nim zmyć to ewentualną warstwę kurzu z twarzy, ale też mało skutecznie. Oczywiście - jak się uprzemy, to w końcu pozbędziemy się z twarzy "tapety", ale będzie to kosztowało sporo wysiłku i nasza cera z pewnością nam nie podziękuje za takie traktowanie.

Zatem jak wybrać tonik?
Przede wszystkim stosownie do rodzaju cery i jej potrzeb. Zazwyczaj nie są to drogie produkty, choć słynna już seria od Pixie kosztuje bez promocji 99 złotych za 250ml. Ale jak się poszuka to można znaleźć coś odpowiedniego w rozsądnej granicy cenowej. Większość toników Ziaji kosztuje mniej niż 10 zlłotych za 200ml, a inne produkty drogeryjne raczej nie przekraczają 20 PLN za podobną objętość. Oprócz tego można stosować hydrolaty, szczególnie znana od wieków wodę różaną, która fantastycznie działa na każdy tym cery. Popularne są też wody z kwiatu pomarańczy czy lawendowe. Wszystkie one doskonale sprawdza się w roli toniku, gdyż są lekkie i lekko kwaśne. Tyle, że stanowią już nieco droższą i trudniej dostępną opcję.
Można też poszukać receptur na domowe sporządzanie toniku, ale osobiście nie próbowałam. Na razie satysfakcjonują mnie produkty dostępne na rynku.

Nie odpowiedziałam jeszcze na pytanie, jak używać toniku.
Najprościej jest zmoczyć nim płatek kosmetyczny i przetrzeć twarz omijając okolice oczu. Są też toniki w rozpylaczu, więc można tez sobie zwilżyć twarz bezpośrednio, tylko wtedy trzeba chwilę odczekać aż wyschnie. A potem nałożyć krem. Pięć sekund rano  wieczorem - tyle potrzeba by przenieść się na wyższy poziom pielęgnacji. Nasza buzia na pewno się ucieszy.

Metoda małych kroków

 Nowy rok - nowa ja. Ile z nas składa sobie te obietnicę wraz z pierwszym stycznia? A potem okazuje się, że realizacja napotyka nieprzewidzi...