Puder HD GlamPOWDER - recenzja

Nie da się ukryć - skusiła mnie promocja.
Od dawna czaiłam się na kosmetyki z GlamShopu, ale jak to zwykle bywa z zakupami przez internet - skoro trzeba zapłacić za przesyłkę, to bez sensu kupowac jedną rzecz. Z kolei jakoś cały czas byłam obkupiona w różne inne rzeczy, więc zamawiałabym na siłę. Nie lubię tego.
Ale kiedy pod koniec lipca na kanale digitalgirlworld13 Hania ogłosiła promocję -50% na pudry sypkie - zamówiłam bez wahania. Zwłaszcza, że dobrego pudru matującego HD szukałam od dawna - te, które do teraz zalegają w moim kuferku zupełnie mnie nie satysfakcjonowały.
Zamówiła, zaplaciłam i po trzech dniach pan kurier przynósł pudełeczko.
A w nim było między innymi to cudo:

Niby nic, pudełko jak pudełko. Plastik solidny - z pewnościa przeżyje kilka ewentualnych upadków, dziurki w sitku trochę duże, ale da się z tym żyć. Zresztą w kwestii dziurek nie będę się wypowiadać, bo wydaje mi się, że mają cos z tym zrobić w przyszłości. Ale wiadomo jak to jest z produkcją - od pomysłu do finału prowadzi bardzo długa, kręta i wyboista droga.

Zatem odkręciłam wieczko, wyjęłam dołączoną gąbeczkę, odkleiłam naklejkę z sitka... i w tym momencie się zakochałam.
Oczywiście, jak to z sypkimi pudrami HD bywa, pojawiła sie chmurka białego pyłu w powietrzu. I była ona matowa! Tak, ten kosmetyk całym sobą krzyczy "mat"! Szach - mat świecącej twarzy! Ale nie płaski, suchy mat, jaki często dają kosmetyki matujące. Tutaj po prostu nie ma świecenia. Nie potrafię tego inaczej określić. To jest idealnie matowe wykończenie - nie satyna, nie półmat, nie mat z lekkim rozświetleniem. To jest spełnienie marzeń posiadaczek cery tłustej lub mieszanej - znika upiorny błysk nadmiaru sebum na kilka godzin. I tyle. A może aż tyle?

W pudełeczku znajdziemy 10g drobniutko zmielonego pudru, którego zachowanie, konsystencję i wygląd porównałabym chyba do skrobii ziemniaczanej (długo zastanawiałam się, z czym on mi się podświadomie kojarzy, aż w końcu znalazłam  Tylko mąka jest grubsza od omawianego kosmetyku.) Puder jest ważny 12 miesięcy od otwarcia. Jak już napisałam, opakowanie wykonano z solidnego plastiku. Nakrętka jest biała, natomiast dolna część - zuełnie przezroczysta, więc widać zużycie  kosmetyku na bieżąco. Wszelkie potrzebne informacje znajdziemy na naklejce przyklejonej do denka. Całość robi eleganckie wrażenie, ale widać że oprócz walorów estetycznych puder ma dać się łatwo użytkować.
Niestety - dziurki w sitku sa ogromne. Powoduje to wydostawanie się bałej chmury przy każdym otwarciu opakowania. Trudno - nie ma rzeczy iealnych.

Sam puder jest biały. Jak juz pisałam, zachowuje się troszeczkę jak mąka ziemniaczana. Jest niesamowicie drobno zmielony i praktycznie pozbawiony jakiegokolwiek zapachu. Nałożony robi się całkowicie transparentny i długo utrzymuje piękny mat na twarzy. A przede wszystkim jest naprawdę niewidoczny. Kilkukrotnie dla testu nałożyłam go na skórę bez żadnego podkładu i za każdym razem robił mały cud - niczego nie podkreslał, niczego nie kamuflował, tylko buzia jakby lepsza. A przecież o to chodzi w makijażu!

Cóż jeszcze mogę napisać?
Chyba tylko to, że zawsze nakładam go za dużo - jest tak fantastyczny na twarzy i w pracy z nim, że aż przykro kończyć makijaż. Po prostu. I że na pewno kupię następne opakowanie - zwłaszcza, że to wykańczam dziwnie szybko.

Ratunku! Zalałam skórki!

Niniejszy artykuł dotyczy paznokci hybrydowych lub żelowych. W przypadku tradycyjnych lakierów radzimy sobie z tym zupełnie inaczej.

Czasami zdarzy nam się, że pomalujemy paznokcie, schowamy wszystko i dopiero zauważymy, że jakimś cudem zalałyśmy skórki. Najczęściej dotyczy to sytuacji kiedy się śpieszymy i absolutnie nie ma opcji żeby wszystko zedrzeć i robić ten konkretny paznokieć od nowa. Zostajemy zatem z czymś takim:
Złośliwość losu sprawia, że przy okazji jesteśmy niezwykle zadowolone ze zdobienia i naprawdę nie chcemy go zdzierać już na drugi dzień. I nie musimy - trzeba się kilka dni przemęczyć z takim stanem.
Pozwólmy swobodnie rosnąć naszemu paznokciowi aż do tego momentu:
(podchodziłam to tego zdjęcia kilka razy, ale aparat bardzo nie chciał współpracować)

Jak widać - mamy już na tyle duży zrost, że można spokojnie uporządkować od nowa skórkę i działać przy lakierze. Kiedy ten moment następuje? To sprawa indywidualna i ściśle uzależniona od tempa wzrostu naszych paznokci.

Trzeba teraz wziąć pilnik i delikatnie zacząć zdzierać tę część lakieru, która nie przylega do płytki tak, by utworzyć prawidłowy kształt pokrywy. Starajmy się przy tej okazji zachować umiar i nie zebrać za dużo - zwłaszcza jeśli mamy wzorek.
Po opiłowaniu do odpowiedniego kształtu całość pozbawiamy pyłu, przemywamy cleanerem i pokrywamy warstwą topu. I gotowe.

Oczywiście - ja w tym przypadku musiałam pójść na całość i zalać również bok - skorygowałam go w ten sam sposób.

Porada #9

Nigdy nie idź w nowych butach na ważne wyjście. Najpierw "rozchodź" zakupione obuwie w domu - unikniesz potencjalnych otarć i dyskomfortu na imprezie.

Poprzednie porady:

Ulubieńcy i rozczarowania ostatnich miesięcy.

Wyjątkowo upalne i długie lato trochę odpuściło, choć zapowiadają ładną pogodę aż do listopada. Niemniej sierpień się skończył, jutro dzieci idą do szkoły, a ja postanowiłam napisać nieco zmodyfikowany artykuł z serii ulubieńców. I tak jak w tytule - oprócz tego, co mi się w ostatnich miesiącach sprawdziło napiszę też o rozczarowaniach kosmetycznych. A niestety w ostatnim czasie było ich sporo.


Ponieważ zawsze wolę zaczynać od tego, co gorsze, na pierwszy ogień pójdą kosmetyki, które mi się nie sprawdziły.


Niestety, nawet przy najbardziej przemyślanym dobieraniu kosmetyków nie uda nam się uniknąć nietrafionego zakupu. Mnie chyba do lipca prześladowała czarna seria - w zasadzie wszystko, czego nie chciałam spróbować okazało się niespecjalnie dobrane (jest jeden wyjątek, ale o nim napiszę w dalszej części artykułu) lub wręcz bublem. Jak widać na zdjęciach, kosmetyki są w dużej mierze przeze mnie zużyte, więc to nie jest tak, że nie dałam im szansy. Ale drugi raz niczego z tej listy nie kupię.

Smutną listę otworzy Tonik zwężający pory z wyciągiem z liści manuka. Jego recenzję napisałam w maju i można przeczytać ja tutaj. Jak widać po aktualnym zdjęciu - zużyłam do końca. Ale moja opinia się nie zmieniła. Drugi raz nie kupię.

Kolejnym produktem do pielęgnacji, który mi się zdecydowanie nie sprawdził jest Intensywne serum rewitalizujące BIOLIQ.
Kupiłam je jakoś w promocji, sumiennie używałam i doszłam do wniosku, że ono nie robi nic. 30ml serum codziennie wsmarowywane powinno dać jakiś efekt. Tu nie dało. Szkoda podwójna, bo to polski produkt, a ja zawsze chętnie sięgam po rodzime marki i przykro mi kiedy się nie sprawdzają.

Trzeci element tej listy też niestety wyprodukowali "nasi"


 Skoncentrowany krem przeciwzmarszczkowy pod oczy od EVELINE Cosmetics niestety się nie sprawdza. Nie tylko nie redukuje cieni pod oczami (ale u mnie mało co redukuje, więc aż tak się nie czepiam) to jeszcze w zasadzie nie nawilża skóry. Rzadko mam tak żebym czuła ściągnięcie skóry pod oczami. Mogę czasem wręcz nie nałożyć kremu i ta część twarzy też się nie domaga za bardzo. A jak używałam opisywanego produktu to miałam wrażenie jakbym nie nakładła żadnego kremu od dłuższego czasu. Skóra była ściągnięta w zasadzie jak tylko kosmetyk się wchłonął. Nie polecam.

Kolejnym nietrafionym zakupem minionych miesięcy jest Suchy szampon z serii Herbal Care.
On nie działa. Generalnie ma zawierać wyciąg z pokrzywy i jest przeznaczony do włosów przetłuszczających się. Niestety - nawet jeśli odświeża włosy to na znacznie krócej niż inne tego typu produkty. U mnie nie wytrzymywał od rana do wieczora, mimo że inne suche szampony przeważnie są w stanie spokojnie utrzymać świeże włosy nawet 36h. Porażka, a szkoda, bo ma fajny zapach, który zaraz o nałożeniu się ulatniał.

Produkty do pielęgnacji mamy już za sobą. Pora na makijaż.
Tę część listy otworzy puder prasowany Bell z serii HYPOAllergenic.
Jak widać na zdjęciu - zużyłam go już sporo, więc nie jest to opinia typu "pierwsze wrażenie". Kosmetyk ma utrwalać i matowić, a przy tym być transparentny.
No i tu zaczynają się problemy. Matowienie nawet jakoś się udaje, choć nie starcza na długo. Natomiast zupełnie nie nadaje się do utrwalania podkładu ani korektora. Próbowałam go z różnymi podkładami i z żadnym się nie polubił. Ponadto jest grubo zmielony, więc podkreśla wszystko, co może na twarzy. A do tego BIELI. I to naprawdę mocno. Po nałożeniu wyraźnie widać biała warstwę na twarzy. A to jest niedopuszczalne.

Przedostatnim produktem tej części artykułu jest Lip Lava Liquid Lipstick od I 💟 MAKEUP.
Ma to być płynna pomadka. Może i jest, choć strasznie lepiąca w konsystencji i wcale nie zastyga. Powiedzmy, że nie musi, choć przechodzi na wszystko, na co może. Ale prawdziwym minusem jest kolor. Pomadka na ustach okazuje się sporo jaśniejsza niż jak się ją wyciska z tubki. Nie wiem jak to się dzieje, ale wygląda to bardzo nieciekawie. Mam tylko jeden kolor, więc nie wiem jak pozostałe. Nie używam i nie kupię więcej.

Ostatnim produktem z listy rozczarowań jest coś, co zostało kupione przeze mnie w nadziei, że zastąpi mi szminki.
Big colour lip tint pen z serii mark od Avon na recenzji na YouTube wyglądał całkiem nieźle. Produkt miał być intensywny i trwały.




Niestety ten "flamaster" do ust okazał się słabo napigmentowany. Końcówkę ma całkiem precyzyjną i nieźle się nią maluje, ale co z tego, skoro nie ma koloru?
Ponadto znika już po pierwszym dotknięciu ust czymkolwiek, tak jakby barwnik zupełnie nie wiązał się z ustami. Może tylko u mnie? Nie wiem, ale szkoda, bo naprawdę lubię tego typu kosmetyki.

Przejdźmy teraz do tej części pozytywnej
Niestety, na takiej ilości bieli aparat zupełnie nie chciał mi złapać ostrości, więc fotka wyszła, jak wyszła. Pozostałe są lepsze.

Jako pierwszy listę otwiera antyperspirant w kulce z serii G&H od Amway.
Jest to specyfik znany mi od dawna, ale dopiero to lato pokazało jego właściwości. Rzeczywiście działa, choć wodę przepuszcza. Za to się nie śmierdzi. Jak on to robi - nie mam pojęcia. I nie robi żółtych plam pod pachami, co dla osoby pracującej w białej bluzce ma ogromne znaczenie.

Ponieważ przyjęło się zaczynanie pielęgnacji twarzy od mycia jej, jako następny produkt umieszczę Oczyszczający żel do mycia twarzy ANEW od Avon.

Kilka dni temu umieściłam recenzję tego kosmetyku. Można przeczytać ją tutaj.
Kolejnym produktem pielęgnacyjnym jest tonik z firmy Ziaja. Tak - nie mylicie się. Tylko jak widać na zdjęciu - należy on do zupełnie innej serii.

Ziaja tonik ogórek robi dokładnie to, co powinien. Odświeża twarz, lekko ściąg pory i schnie błyskawicznie. A przy tym jest niedrogi i ładnie łączy się z innymi kosmetykami do pielęgnacji twarzy. Jest niesamowicie łagodny, nie zawiera alkoholu, a jednocześnie robi z cerą to, co powinien. I o to chodzi.

Od toniku do kremu. A konkretnie kremu - maski do skóry wokół oczu. Też od Ziaji.
Krem jest fantastyczny. Ładnie wygładza skórę, redukuje cienie nawet u mnie, co jest dużą sztuką. Ma także podwójne zastosowanie - jako krem, a nałożony grubą warstwą może być stosowany jako maska. Ponadto jest jak za darmo - 50ml za około 20 złotych. Taniej chyba się nie da.

Jako następny umieszczę kosmetyk łączący pielęgnację i makijaż.

Multiaktywna odżywka do rzęs od Eveline Cosmetics stanowi doskonałą bazę pod tusz. Czy przyspiesza wzrost rzęs i je odbudowuje? Trudno mi to zmierzyć.
Natomiast nałożona i dobrze wysuszona wydłuża i pogrubia włoski. Silikonowa szczoteczka ładnie je rozczesuje. Mam wrażenie też, że makijaż później łatwiej się zmywa. No i ten efekt... Jedn warstwa maskary na bazie to nie są dwie warstwy tuszu. To jest warstwa tuszu na ekstremalnie długich rzęsach. Produkt jest naprawdę wyjątkowy i w tej chwili nie wyobrażam sobie nakładania makijażu bez niego.

Ostatnim produktem, który w trakcie wiosny i lata przypadł mi do gustu jest duo do konturowania z serii mark od Avon.
Zamknięte w puderniczce z lusterkiem są brązer i rozświetlacz.Osobiście mam ten kosmetyk w kolorze "vacation glow", choć są jeszcze inne odcienie. Część z nich stanowi połączenie rozświetlacza i różu.

Obydwa produkty są ciepłe w odcieniu - brązer jest ocieplaczem, nie konturem. Obydwa mają też drobinki, ale są mocno stonowane w błysku. Dzięki temu nadają się do szybkiego ocieplenia i rozświetlenia buzi w dziennym makijażu. Na wieczór raczej za delikatne, choć jest z czym popracować. Z brązerem trudno przesadzić, a to jest wygodne. Zresztą po zdjęciu najlepiej widać, że używam ich chętnie i często.

I tak zakończyliśmy ulubieńców. Jeśli chcecie więcej, to zapraszam tutaj, tutaj i tu. W komentarzach piszcie co wam się sprawdziło w ostatnim czasie, co polecacie, a czego nie.

Metoda małych kroków

 Nowy rok - nowa ja. Ile z nas składa sobie te obietnicę wraz z pierwszym stycznia? A potem okazuje się, że realizacja napotyka nieprzewidzi...