Miejsce na pasje.

Każdy z nas ma jakieś zainteresowania.
Niektórzy umieją uczynić z nich sposób na życie, ale dla znakomitej większości z nas stanowią one odskocznię od rzeczywistości. Tylko, że urządzając nasze życie i dom zapominamy o stworzeniu miejsca na hobby. Nie stawiamy regału na klasery ze znaczkami, zamiast koła garncarskiego jest telewizor, a zamiast mini warsztatu stoi sofa. Mówimy sobie, że dzieci i porządek są ważniejsze. Poza tym nie ma czasu bo praca, rodzina, obowiązki.
A potem się dziwimy, że jesteśmy sfrustrowani i niezadowoleni z życia.

Zdaję sobie sprawę z faktu, iż większość z nas nie mieszka w pałacach o tysiącach pokoi ale w małych mieszkaniach, które musi dzielić z innymi osobami. Doskonale rozumiem też, że większość kreatywnych hobby generuje zwyczajny bałagan. Ponadto wymaga materiałów, które trzeba gdzieś trzymać, czasami w odpowiednich warunkach. O dzieciach, kotach i psach nie wspominam...

Zatem jak stworzyć sobie miejsce do realizacji naszych zainteresowań w rzeczywistości mieszkania lub małego domku?
Sporo zależy od tego, czym chcemy się zajmować. Czasami wystarczy powiesić półkę lub wygospodarować szufladę, często jednak trzeba nieco więcej zachodu. Zawsze muszą być spełnione warunki, które wymieniam i opisuję poniżej.
 
Przede wszystkim miejsce musi być dostosowane do naszych potrzeb. Zadbajmy o właściwe oświetlenie i odpowiednią przestrzeń do zajmowania się naszym hobby. Jeśli używamy niebezpiecznych narzędzi lub chemikaliów pamiętajmy o zapewnieniu bezpieczeństwa sobie i najbliższym (dzieci i zwierzęta).
 
Z poprzedniego punktu jasno wynika konieczność bezpiecznego przechowywania materiałów i narzędzi. Jak kot dorwie się do kłębka wełny to jeszcze pół biedy, ale wszelkie chemikalia i niebezpieczne przedmioty powinny być zawsze odpowiednio schowane i zabezpieczone. Poza tym wyobraźmy sobie, że ktoś nas odwiedził i w ramach pomocy przeciął plastikowe opakowanie nożyczkami krawieckimi za 100 złotych bo leżały pod ręką...

Z drugiej strony materiały i miejsce pracy muszą być łatwo dostępne. Nie może być tak, że dla godziny zabawy musimy najpierw przez pół dnia się męczyć z noszeniem rzeczy z piwnicy lub strychu. Bo zwyczajnie nie będzie nam się chciało. Nie mówiąc o sprzątaniu. Pasja to jest coś, co ma być formą relaksu. Co nie niweluje punktu o bezpieczeństwie.

To wszystko prowadzi do jeszcze jednego ważnego warunku. O ile nie mówimy o czytaniu książek, to miejsce przeznaczone na nasze zainteresowania powinno być stałe. Jeśli wyznaczymy konkretne miejsce na "pracownię" to wcześniejsze punkty zrealizują się dużo łatwiej. 
 
Oczywiście łatwiej powiedzieć niż zrobić. Nauczono nas, że zainteresowania to mogą mieć dzieci, miejsce majsterkowania i napraw jest piwnicy lub garażu, a maszynę do szycia trzyma się w walizce na strychu. Zatem stworzenie miejsca do realizacji naszego hobby może na początku wymagać negocjacji z rodziną i przestawienia swojego sposobu myślenia.
Trzeba też liczyć się z faktem, że skoro jedna strona tworzy sobie kącik na rozrywkę, to drugiej też się taki należy. Nie warto też robić wszystkiego od razu definitywnie. Może okazać się, że to, co na papierze dobrze wygląda jest mało ergonomiczne w praktyce i po czasie pewne rzeczy zostaną przestawione lub przebudowane. Czasem kilkukrotnie. Tak jest i już.
Nie wspomnę nawet o tym, co powie bliższa dalsza rodzina na fakt, że oto z ładnego pokoju robimy warsztat. Teksty w stylu "a po co ci to?" albo "zwariowaliście", czy "tak ładnie było" są niemal pewne. Jak zobaczą, że nie skutkuje, to przestaną.

Pamiętajmy. To jest nasze życie, a życie bez pasji jest niewiele warte.

Ulubieńcy września 2019.

Wrzesień dobiegł końca, studenci wrócili z wakacji, a mnie udało się zebrać trzy hity minionego lata. Są to produkty, które sprawdziły się doskonale podczas ekstremalnych letnich miesięcy, ale które też z pewnością pozostaną ze mną na inne pory roku.
Dwa z nich należą do sfery pielęgnacji, trzeci  - makijażu. Wszystkie są raczej niedrogie, aczkolwiek z dostępnością może być różnie.

Jako pierwszy chciałabym wymienić krem nawilżający matujący 25+ od Ziaji.
Jest to lekka, nawilżająco - matująca formuła na dzień przeznaczona do cery tłustej. Jego recenzję umieściłam w poprzednim wpisie, który możecie znaleźć tutaj. Generalnie rzecz naprawdę godna polecenia również dla osób z cerą mieszaną - te mniej tłuste partie twarzy nie zostaną dodatkowo przesuszone. 
Drobnym minusem kosmetyku może być fakt, że widziałam go tylko w sklepie firmowym Ziaji.

Kontynuując sferę pielęgnacji przejdźmy teraz do drugiego ulubieńca. Jest to produkt, którego zużywam już kolejne opakowanie i pewnie kupię następne.
Rozświetlające masło do ciała Carribean Escape z serii planet spa od Avonu podbiło moje serce od pierwszego użycia. Podobno zawiera kruszone perły i algi morskie. Możliwe. Na pewno po zastosowaniu na skórze pozostają widoczne drobinki, ale trzeba się mocno przyjrzeć żeby je zauważyć, więc efekt jest subtelny. Sam produkt ma konsystencję dosyć mocno zwartą - ślady po nabieraniu go z pudełka się nie rozpływają po czasie - wymaga zatem solidniejszego wpracowania w skórę. Jeśli nie przesadzimy z ilością to łatwo się wchłania i zostawia piękny zapach, który jest jednak dość dyskretny i z pewnością nie będzie brzydko konkurował z żadnymi perfumami. Nie zostawia tłustego filmu, choć przez chwilę może być wyczuwalny na skórze - formulacja jest gęsta i mocno nawilżająca. Cena i dostępność - jak to w Avonie - zależy od katalogu, więc warto poczekać na promocję.

Trzecim ulubieńcem jest produkt, który dostaniemy w każdym Rossmannie i pewnie nie tylko. Hialuronowa mgiełka wykańczająca makijaż z pudrem roślinnym z serii MAKE - UP ACADEMIE od Bielendy to doskonały wybór gdy chcemy zapomnieć o poprawianiu twarzy przez kilka godzin.

Na zdjęciu tego nie widać, ale kosmetyk ma postać wody i osadzonego na dnie pudru. Nie jest to typowa dwufazowa formuła, ale tak się zachowuje. Doskonale matowi twarz i przedłuża trwałość makijażu. Sprawdziła się nawet podczas największych upałów. 
Samo opakowanie ma bardzo dobry atomizer - kropelki wychodzą z niego drobniutkie, więc nie trzeba się martwić że coś nam się zciastkuje w trakcie aplikacji. Scala i porządnie utrwala makijaż zostawiając matowe wykończenie. Zatem warto później dołożyć troszkę rozświetlacza na wierzch, bo mgiełka może go nieco przygasić. Stosowałam też bez makijażu. Da się, matowi cerę ale wtedy zostawia na początku uczucie ściągnięcia. Zatem definitywnie dla posiadaczek skóry tłustej.
Cena regularna w Rossmannie to 12,99 za 75ml. Na promocji pewnie można kupić jeszcze taniej.

Podsumowując - trzech zwycięzców letniego sezonu zostało wyłonionych. A jacy byli Wasi ulubieńcy? Zapraszam do komentowania.

Metoda małych kroków

 Nowy rok - nowa ja. Ile z nas składa sobie te obietnicę wraz z pierwszym stycznia? A potem okazuje się, że realizacja napotyka nieprzewidzi...