Dobrze jest czasem dostać kartę podarunkową do konkretnego sklepu. Wtedy można kupić sobie coś, na co zawsze szkoda było pieniędzy, a co bardzo chcieliśmy mieć.
Ja w tym roku dostałam właśnie kartę do Sephory i przez jakiś czas zastanawiałam się, na co mam wydać zgromadzone na niej środki. Wprawdzie są one ważne przez rok, ale wiadomo jak to jest - schowam kartę na później i przypomnę sobie o niej jak czyjeś ciężko zarobione pieniądze właśnie przepadną.
Już nie pamiętam, kto przypomniał mi o istnieniu kosmetyku, który zawsze chciałam wypróbować, a wiedziałam, że zdecydowanie mnie na niego nie stać. Mam na myśli Advanced Night Repair Serum od Estée Lauder. Może zobaczyłam w jakimś filmie na YouTube, może wyskoczyło mi jak przeglądałam stronę Sephory - nie wiem. Natomiast uznałam, że niczego lepszego w tej perfumerii i tak sobie nie kupię.Do tego była promocja - 20% dla klubowiczów. Zatem tym bardziej skorzystałam.
Sprzedawczyni namówiła mnie na zakup butelki o pojemności 50ml. Wiem, szaleństwo, ale dzięki karcie mogłam sobie na nie pozwolić.
Serum rozlewane jest do butelek wykonanych z grubego, ciemnego szkła ze złotymi napisami. Duża, wygodna, dobrze dopasowana do gwintu nakrętka z pipetą dopełnia wrażenia dyskretnej elegancji. I o ile pudełko nie zachwyca - jest w dziwnym odcieniu ni to seledynu, ni błękitu - to zawartość ewidentnie daje poczucie luksusu.
Kosmetyk to średnio gęsty, niezbyt lepki płyn. Bardzo łatwo nabiera się go pipetą z nakrętki. Serum jest matowe, w lekko cytrynowym odcieniu. Zapach też ma delikatnie kojarzący się z tym owocem, choć trzeba wąchać butelkę żeby coś poczuć. Po nałożeniu nic nie czuć - ani wspomnianej cytryny, ani zapachu innych składników. To dobrze, bo mocno perfumowane produkty potrafią uczulić. Poza tym w połączeniu z innymi kosmetykami mogą zrobić zapachową mieszankę wybuchową. Tu tego nie ma. Znów - dyskretna elegancja.
Serum łatwo rozprowadza się po skórze. Potrzebuje chwili żeby się wchłonąć. Nie pozostawia tłustego filmu na skórze ani innych odczuć jakie potrafią dać silikonowe i parafinowe kosmetyki. Szczególnie te "mocne". Ewidentnie jest to produkt na bazie wody, więc moja tłusta cera natychmiast się z nim polubiła.
Nie zapycha, dobrze "dogaduje się" z innymi produktami. Przeznaczone pod krem. Wprawdzie z nazwy ma to być kosmetyk nocny, ale na opakowaniu napisane jest, że można stosować również na dzień. Ja jednak tego nie robię - nakładam go wyłącznie wieczorem, pod krem.
O obietnicach producenta nie będę się wypowiadała. Mogę jedynie napisać, co zauważyłam po blisko dwu miesiącach stosowania.
Płytkie zmarszczki na czole praktycznie zniknęły. Lwia zmarszczka, którą mam od 18 roku życia wyraźnie się zmniejszyła. Wygładziły się też linie uśmiechu. Ogólnie to serum może nie działa jak żelazko od pierwszego użycia, ale przy regularnym stosowaniu naprawdę widać efekty.
Kosmetyk też świetnie nawilża. Latem przeważnie moja skóra domagała się mocno nawilżającego kremu lub serum na noc, a rano i tak była w średniej kondycji. Teraz temperatury przekraczają 30 stopni, a ja swobodnie stosuję mocno matujący krem na dzień i nie odczuwam żadnego dyskomfortu.
Podsumowując - za niemałe pieniądze dostajemy produkt o dyskretnym zapachu, świetnie się wchłaniający, niezapychający porów, zapakowany w sposób niezwykle elegancki. Jest to ewidentnie kosmetyk luksusowy, w stylu old money.
Czy go kupię drugi raz? Na razie zużyłam 1/3 opakowania, ale jeśli będzie mnie stać na kolejne to nie zawaham się ani chwili. Oczywiście - będę polowała na promocje.
Polecam całym sercem. Warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz