Zestawy pędzli - czy warto?

Na Allego, Alliexpress i w innych tego typu miejscach można kupić duże zestawy pędzli do makijażu, tak zwane "no name". Kosztują około 20 zł za zestaw, a w etui znajdziemy od 11 do 32 różnych pędzli. Nic, tylko kupować. Ale czy na pewno?

Moim zdaniem zdecydowanie tak.
W internecie znajdziemy pełno porad w stylu "zamiast kupować tani zestaw zainwestuj w 5 dobrych pędzli, którymi wykonasz kompletny makijaż". Racja. Tylko że polecane "tanie" pędzle kosztują między 20 a 30 złotych za sztukę, co w efekcie okaże się wydatkiem rzędu 150 złotych. A tu mamy komplet za dokładnie te same pieniądze. W dodatku nie musimy się martwić o przechowywanie, bo przychodzą zapakowane w gustowne etui.





Posiadany przeze mnie zestaw służy wiernie ponad dwa lata i poza odklejeniem się rączki w dużym wachlarzu nie doznał żadnego uszczerbku. Ale rączki potrafią odkleić się nawet w bardzo dobrych pędzlach, więc nie uważam tego za żaden minus. Zatem argument i ich teoretycznej nietrwałości odpada. Do użytku domowego są naprawdę wystarczające.

"Nie potrzebujesz kilku takich samych pędzli jeśli nie jesteś wizażystką". Naprawdę? Spójrzmy zatem na mój komplet:


A teraz zbliżenie na mały fragment:






Tak - sfotografowałam brudne pędzle. Jest sobotnie popołudnie, a ja będę się dopiero brała za pranie pędzli po tygodniu używania. I właśnie posiadanie powtarzających się modeli pozwala mi na luksus czyszczenia ich nie częściej niż dwa razy w tygodniu.

Tu pojawia się mała gwiazdka. Płaski duży pędzel służy mi do nakładania bazy pod cienie i jest myty codziennie razem z gąbeczkami. Koniec gwiazdki.

Dlaczego robię to tak rzadko?
Bo nie mam czasu. Maluję się przeważnie rano, na krótko przed wyjściem. Staram się uprać gąbeczki i to, czym nakładałam coś kremowego, ale nie raz robię to dopiero wieczorem. I wtedy nie mam 100% pewności że wszystko dobrze wyschło. Nie wyobrażam sobie że miałabym nakładać cienie niedosuszonym pędzlem. Po prostu. A tak - powtarzające się modele dają poczucie spokoju. Któryś jest na pewno suchy i czysty.

Sporo argumentów wysuwanych jest też z gatunku: "po co tyle udziwnionych modeli?". Po to, żeby się dowiedzieć, czy taki kształt robi to, czego chcę i ewentualnie rozważyć kupno droższego, lepszej jakości. Albo stwierdzić, że się takiego na pewno nie chce.

Poza tym - są to pędzle syntetyczne, a one kochają się ze wszystkim co sypkie, kremowe i foliowe. Zatem nawet później, po zakupie czegoś lepszego, część z nich dalej będzie z powodzeniem służyła właścicielce.

Oczywiście - nie są to jedyne posiadane przeze mnie narzędzia do nakładania makijażu. Ale ich zakup pozwolił mi na pozbycie się starych, wysłużonych pędzelków, które już się do niczego nie nadawały, były kupione przypadkiem lub z innych powodów przestały pełnić swoją funkcję.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam balkon...

 ... do posprzątania. Wszystkich Świętych za nami, ze sklepowych półek zniknęły znicze zastąpione mikołajkami, światełkami i wszelkiej maści...