Metoda małych kroków

 Nowy rok - nowa ja.

Ile z nas składa sobie te obietnicę wraz z pierwszym stycznia? A potem okazuje się, że realizacja napotyka nieprzewidziane trudności i już w okolicach Trzech Króli dajemy sobie spokój i wracamy do starych nawyków. Plan na niejedzenie słodyczy, odchudzenie się na wakacje i rozpoczęcie zdrowego stylu życia idzie w kąt aż do następnego sylwestra.

Dlaczego tak się dzieje? Powodów jest kilka.

  • Po pierwsze - zostało świąteczno - noworoczne ciasto, które nie może się zepsuć.
  • Po drugie - zdarzają się bale i spotkania karnawałowe, a trudno na nich nie jeść i nie pić.
  • Po trzecie (najważniejsze) - robimy nierealne plany.

Już słyszę te pełne oburzenia głosy. Jak to nierealne? Sugerujesz, że mam słabą wolę? Ale ja muszę dać radę...

Tylko nie dajesz. Bo to niemożliwe. Nie jesteś w stanie z dnia na dzień przestać zajadać stresów słodyczami, zacząć codziennie gimnastykować się w domu, gotować tylko zdrowe, niskokaloryczne posiłki, utrzymywać porządku w szafie, codziennie mieć dom jak z reklamy środków czystości, utrzymywać relacji z bliskimi i co tam jeszcze wymyśliłaś.

Nie da się na raz zmienić wieloletnich nawyków, zwłaszcza w tak niesprzyjających warunkach jak początek roku kalendarzowego. Kiedy jest mnóstwo stresów, nadrabianie zeszłorocznych niedociągnięć i ogarnianie siebie i domu po świętach. A czasem spore zmiany w pracy związane z wejściem w życie nowych przepisów czy innymi sprawami firmowymi.

Dlatego ten tekst powstaje teraz. Kiedy noworoczny szał zdecydowanie minął i można zacząć normalnie myśleć. A także zacząć realnie coś zmieniać w swoim życiu.

Jak to zrobić?

Przede wszystkim realnie określ swoje cele. Nie rzucaj się z motyką na słońce. Jeśli przez ostatnich 5 lat przytyłaś dwadzieścia kilogramów to nie licz na to, że do wakacji uda Ci się je stracić. Dużo bardziej osiągalne będzie zgubienie czterech lub pięciu do końca roku.

Nie zaczynaj też codziennych pięciokilometrowych biegów jeśli dotąd największym podejmowanym przez Ciebie wysiłkiem było okazjonalne podbiegnięcie do autobusu. W to miejsce wybierz półgodzinny spacer - powinno być znacznie łatwiejsze do wprowadzenia w życie i sprawi realną przyjemność.

I odpuść sobie radykalne postanowienia typu "nie będę jeść słodyczy i/lub fast foodów". To też jest do utrzymania maksymalnie przez tydzień. A po pierwszym kawałku urodzinowego ciasta w pracy znów się załamiesz i odpuścisz.

Zamiast tego podejmij metodę małych kroków. I co najważniejsze - stawiaj je pojedynczo.

Na przykład - chcesz się więcej ruszać. Ale dotąd z treningami nie było Ci po drodze. Na siłownię daleko, karnet jest drogi, a po parku nie będziesz biegać bo co ludzie powiedzą widząc sapiącego hipopotama. Poza tym nie masz czasu. Jakbyś miała to chodziłabyś na pilates albo zumbę.

Ale chcesz się ruszyć, poprawić swoją sprawność i trochę schudnąć. I możesz to osiągnąć mimochodem. Gotujesz wodę w czajniku? Wspinaj się w tym czasie na palce i opadaj. Zanim zalejesz herbatę zrobisz dziesięć do piętnastu takich wznosów. A to już całkiem niezła gimnastyka.

Widzisz paproch na podłodze do podniesienia? Spróbuj zrobić ładny, porządny skłon. Kręgosłup Ci za to podziękuje.

Jeździsz komunikacją miejską? Rano nie polecam, ale po pracy przejdź wsiądź na następnym przystanku. Albo wysiądź jeden wcześniej.

I dopiero jak tego typu działania przestaniesz zauważać rób następny krok. Wydłużaj trasę spaceru, wprowadzaj dodatkowe ćwiczenia - cokolwiek robisz, nie śpiesz się.

Tak samo zmiany nawyków żywieniowych. Zmień najpierw jeden rodzaj posiłków - na przykład tylko śniadania do pracy. Niech one będą zdrowe i sycące. Postaraj się, by były łatwe do zrobienia i przy okazji mieściły się w Twoich preferencjach spożywczych. Jeśli lubisz zjeść ciastko w pracy to może weź z sobą owocowy skyr? Jest słodki i można go potraktować jako deser. Zamiast pustych kalorii spożyjesz coś naprawdę pełnowartościowego. A przy okazji zaspokoisz swoją chęć na słodkie.

I znowu - wprowadzaj następne zmiany dopiero jak poprzednie zachowania staną się odruchem. Nie wcześniej.

Podobnie z każdym innym postanowieniem. Podziel je na małe kroki i stawiaj po kolei. Progres jest ważny, ale musi się odbywać powoli. Bo do osiągnięcia prawdziwych rezultatów i utrzymania wyników trzeba porzucenia starych i wyrobienia nowych przyzwyczajeń. To nie może być plan na trzy miesiące, a zmiana stylu życia. Dlatego musi się dokonywać niezauważalnie. A wtedy nawet ciasteczko z kremem od czasu do czasu ujdzie nam na sucho.

Blogmas 24/23


 Wigilia. Tego dnia zazwyczaj ograniczałam się do złożenia świątecznych życzeń. Jednak ze względu na fakt, że dziś ostatnia niedziela adwentu, postanowiłam stworzyć "standardowy" wpis. A w zasadzie złożyć raport z wczorajszych dokonań, których było zdecydowanie za mało.

Ubraliśmy choinkę. Całą. Do końca.

Upiekłam ciasto dyniowe.

Upiekłam sernik.

Uszyłam woreczki.

Spakowałam prezenty.

Tyle w temacie.

Pudełka po bombkach niewyniesione, balkon i okna nieudekorowane, krem do ciasta niezrobiony i ciasto nieudekorowane. Dom nieposprzątany.

Tak wyglądał stan na dziś o 01:30. Szłam wtedy do wanny totalnie zmęczona całodzienną aktywnością z jednym marzeniem - wyspać się. Ale to dopiero jutro, nawet nie dziś. Dziś budzik zadzwonił o 7:30 żebym zdążyła na 9:00 do kościoła. Potem śniadanie i trzeba nadrobić to wszystko, czego nie udało się dotąd zrobić.

Kolacja wigilijna na 18:00, na szczęście blisko. Do zaniesienia ciasto, sernik, ryby i prezenty. Może uda się wziąć wszystko naraz. Zaoszczędziłoby to czasu.

W kalendarzu adwentowym Sylveco zostało mi ostatnie pudełko do otwarcia. Znajduje się w nim Vianek odżywczy balsam do ciała. Zostawiam na letnie wyjazdy.

Wszystkim, którzy mniej lub bardziej regularnie tu zaglądają, a także tym, którzy są tu pierwszy raz składam najserdeczniejsze życzenia zdrowych, pogodnych, spokojnych i pełnych miłości świąt Bożego Narodzenia. Życzę Wam żeby dobro, którym dzielicie się ze światem zawsze wracało do Was z nawiązką, a ludzie byli dla Was życzliwi.

Blogmas 23/23


 Sobota. Dla jednych już święto, a dla niektórych dzień wytężonej pracy. Niestety, mimo najszczerszych chęci zaliczam się do tej drugiej grupy...

Choinka stoi i świeci. Jest na niej nawet kilka bombek. Ale na tym koniec. Do powieszenia zostały jeszcze cztery wielkie pudła z ozdobami. Ale to na rano. W końcu można wstawić ciasto do piekarnika i pójść ubierać choinkę. Do obiadu powinno się udać załatwić obie sprawy. W końcu tych bombek jest skończona ilość. Zatem któraś po prostu będzie ostatnia.

A po obiedzie będę szyła woreczki. Do zwycięstwa. Na szczęście prezenty w tym roku są objętościowo mniejsze, więc powinno pójść szybciej niż w poprzednich latach. Poza tym - nie ukrywajmy - nie staram się żeby te szwy były jakieś super proste. To są tylko woreczki, które potem w większości lądują w szafie jako niepotrzebne. Wprawdzie ja później wykorzystuję je choćby jako woreczki na bieliznę na wyjazdy, ale chyba jestem jedyna. Rodzice i babcia po prostu trzymają je w szafach i nie bardzo wiedzą co z nimi zrobić. Ale to ich problem.

Do upieczenia sernik i ciasto dyniowe. Na szczęście to drugie jest sprawą na pięć minut, a pierwsze zajmie dwa kwadranse. Jako przerywnik do ubierania choinki w sam raz. Krem z mascarpone i bitej śmietany też nie zajmuje jakoś dużo czasu. Na szczęście, bo chyba bym się pocięła. Paznokci dziś nie przewiduję. Może jutro.

W kalendarzu adwentowym na dziś FeedSkin serum na przebarwienia. Trafia na półkę do wykorzystania od razu, póki dni nie są zbyt długie. Nawet jeśli to produkt do stosowania na noc, to tego typu kuracje nie lubią się ze światłem słonecznym, więc zima to dobry moment na ich przeprowadzenie. Wprawdzie osobiście nie mam widocznych przebarwień na twarzy, ale myślę, że to serum nieco odmłodzi mi skórę twarzy.

Blogmas 22/23

 

Piątek. Dla wielu osób ostatni dzień przedświątecznych przygotowań. Dla mnie przede wszystkim ubieranie choinki. Więcej pewnie nie zdążę. O ile nie okaże się, że kończyć będziemy jutro.

Wczoraj mój partner odwalił niesamowitą robotę. Zdjął wszystkie dywany i chodniki i umył pod nimi podłogi. Kosmos.

Za to ja ograniczyłam się do zrobienia wieczornych zakupów. Nawet nie wyprałam pędzli, choć jeśli tego nie zrobię, to nie będę się miała czym umalować w święta. Ale to zadanie zostawię sobie na jutro, zaraz po szyciu woreczków, pieczeniu ciast i kończeniu wszystkiego. Czy jutro może trwać 48 godzin? Bo by mi się przydało. W sumie to dzisiaj też. Może wtedy udałoby się zrobić paznokcie. A tak coś czuję, że będą gołe na święta.

Oczywiście, mieszkanie będzie posprzątane. Na tyle, na ile się da. Choinka będzie ubrana, ciasto zrobione i prezenty popakowane. Choćbym miała siedzieć do niedzieli rano.Bo inaczej świąt nie będzie.

Generalnie pieczenie ciast przeraża mnie najmniej. Dwa serniki, trzy ciasta dyniowe przekładane kremem na bazie mascarpone i krem waniliowy. W zasadzie powinnam się zamknąć w dwóch godzinach. Gorsze jest szycie woreczków.

Ale i tak najdłużej zajmie choinka. Żywa, kłująca i gęsta. I już nie mogę doczekać sie jej ubierania, choć będę to robić dopiero po pracy. Oczywiście, powieszę wszystkie bombki i wszystkie ozdoby. Jak co roku. A co roku kupuję coś nowego. I tym razem mam sporo - pierwsze opakowanie małych bombek dostałam od mamy już w październiku. Oprócz tego w grudniu dokupiłam cztery duże gładkie kule w kolorze zimnego różu - brakowało mi takich sporych do powieszenia na dole. A mama ostatnio przyniosła trzy średnie. Bo kupiła sobie i mnie. Zatem będzie co wieszać.

W kalendarzu adwentowym Sylveco Aloesove krem do rąk. Z pewnością trafi do torebki jak tylko mi się skończy obecny.

Blogmas 21/23

 

Czwartek. Trzy dni do świąt. A w zasadzie dwa. Dziś i jutro. Sobota i niedziela to dla wielu osób będą już święta. Szczególnie dla tych, do których ktoś przyjeżdża lub oni sami jadą do rodziny. Nie da się ukryć, że rzadko trafiają się cztery wolne dni z rzędu.

Wczoraj oczywiście prace nie posunęły się do przodu. Nie było na to szans. Za to na dziś mam solidne postanowienie sprzątania. Oczywiście - tylko z wierzchu. W szafkach już mi się nie uda poukładać. Co zrobiłam to moje.

Tak naprawdę to tylko jedna wymaga gruntownego uporządkowania. Szafka spożywcza. W niej miesza się na tyle często, że co jakiś czas po prostu trzeba poukładać na półkach. Reszta jakoś się utrzymuje w porządku. Ale tym razem na święta szafka spożywcza pozostanie nieuporządkowana. Zajęłoby to prawie cały dzień, którego nie mam. Wolę w tym czasie ogarnąć łazienkę i kuchnię.

I właśnie taki jest plan na dzisiaj. Kuchnia, łazienka, sypialnia i pracownia. Duży pokój zostawimy sobie na po choince. Tam się jeszcze nabrudzi. Tylko wyciągnę świąteczne obrusy z komody zanim choinka odbierze mi dostęp do szuflad. Na wszelki wypadek naszykuję dwa. Urządzam u siebie drugi dzień świąt, więc jeden obrus może nie wystarczyć. Wypadki spożywcze się zdarzają. Zwłaszcza jak jest tylko jeden obrus i średnia możliwość powieszenia prania. Dlatego naszykuję zapasowy.

Może po tym wszystkim uda mi się nawet pójść na trening. Chciałabym. Odpuściłam wtorkowy, nie wiem co będzie z jutrzejszym i sobotnim. Przez święta na pewno nie zajrzę na siłownię. A nie chciałabym robić tak długiej przerwy, bo stracę kondycję. A nie po to ją budowałam, żeby teraz w tydzień zaprzepaścić połowę wysiłku. Nie mówiąc już o kilogramach, które natychmiast wrócą jak tylko przestanę się ruszać.

W kalendarzu adwentowym na dziś Sylveco żel rumiankowy do mycia twarzy. Na razie na pewno trafi do szafki, a potem się zobaczy.

Blogmas 20/23

 

Zawsze jak piszę dwójkę z przodu na numerze blogmasa to wiem, że Boże Narodzenie dosłownie za moment. W tym roku jestem na nie wyjątkowo nieprzygotowana, ale pogodziłam się z tym ponad tydzień temu. Nie wszystko i nie zawsze jest idealne. Przez lata się udawało, a teraz jest inaczej. I już.

Wczoraj udało mi się nawet wykonać plan. Poszłam do Rossmanna i zlikwidowałam skrzynkę na balkonie. Dzięki temu mam dwie spore i mnóstwo małych cebulek lilii. Miały być czarne i czarno - białe, ale wszystkie okazały się bordowe.  Ciekawe, jakie wyjdą w przyszłym roku. I ile ich się pojawi. Bo podobno lilie bardzo łatwo rozmnożyć - wystarczy jedna łuska z cebulki i wyrośnie kwiat. Zobaczymy.

Dziś z pewnością przygotowania nie posuną się ani na jotę. Po pracy biegiem wrócę do domu, zjem obiad, pójdę na scholę, a potem jeszcze na zakończenie mam trening personalny. Zapewne wrócę przed północą. Nie kupię niczego i niczego raczej też nie posprzątam.

A zakupy zrobić muszę. Ser na sernik, mąkę na ciasto dyniowe, pewnie jakieś jajka i trochę świeżych warzyw. Oraz grzanki do zupy. Resztę w sumie mam.

Potem sprzątanie, ubieranie choinki, szycie woreczków, pieczenie ciast i... zrobi się niedziela. Wigilijna. Tak po prostu. Ale jestem na to gotowa. Odpocznę w sylwestrowy weekend.

Zgodnie z postanowieniem wczoraj na buzię wjechała maseczka peel off z węglem aktywnym od Isany. To chyba najmniej ulubiona przeze mnie forma tego typu kosmetyków. Ściąganie ich jest dla mnie zawsze problematyczne. Tu nie wyschła bo za grubo, w innym miejscu się rwie bo za cienka warstwa. Dlatego w sumie rzadko ich używam. Tym razem jednak zdecydowałam się na zakup i pewnie w końcu zużyję tę tubkę.

W kalendarzu adwentowym na dziś Rosadia mleczko do demakijażu. Mam z nim dylemat. Bo w sumie kończy mi się płyn micelarny. Z drugiej strony jest to idealny format na wyjazdy. Znów muszę się zastanowić, co z nim zrobię. Na pewno nie otworzę zanim nie skończę obecnej butelki.

Blogmas 19/23


 

Wtorek. W zasadzie cztery dni do świąt.

Zorientowałam się, że nie piszę Wam o maseczkach.  Może dlatego, że w większość wieczorów jestem już na tyle zmęczona, że nie nakładam żadnej podczas wieczornej kąpieli. Postanowiłam jednak, że w tym tygodniu się poprawię. W końcu zostało mi parę sztuk do zużycia.

I tak wczoraj nałożyłam maseczkę z różową glinką Face Boom. Lubię ten produkt, bo jest dość wygodnie zapakowany i wystarcza mi na co najmniej cztery użycia. Zatem cenowo wychodzi nawet przyzwoicie. Fajnie się też nakłada i zmywa. a dla mnie to jest zawsze bardzo ważny aspekt w tego typu produktach. Pewnie dlatego najbardziej lubię maseczki w płachcie. Są najwygodniejsze w użyciu.

Oczywiście mimo wzięcia home office nie udało mi się ogarnąć balkonu. Miałam tak dużo pracy, że posiedziałam nawet dłużej niż zakładałam. Czasem tak bywa. Może dziś się uda coś zrobić, choć wątpię. Czasu mało, a pracy nie ubywa.

Oczywiście, woreczki nadal nie poszyte. Obiecuję sobie, że siądę do tego we czwartek. Dziś ani jutro nie zdążę, nie ma szans. 

W kalendarzu adwentowym na dziś Biolaven żel do higieny intymnej. Wypróbuję od razu - moje ciało nie wszystkie tego typu produkty akceptuję, więc nie będę ryzykowała brania go z sobą na jakiś wyjazd. Jak się polubimy to zawsze mogę kupić produkt pełnowymiarowy i przelać do opakowania podróżnego. Zatem trafia do testów.

Metoda małych kroków

 Nowy rok - nowa ja. Ile z nas składa sobie te obietnicę wraz z pierwszym stycznia? A potem okazuje się, że realizacja napotyka nieprzewidzi...